Symboliczny bezdech

- Nie lubię grać w teatrze. Wiąże się to z innym stylem pracy, koniecznością stawania na scenie co najmniej przez pół roku, co wieczór... - rozmowa z Bogusławem Lindą przed premierą "Bezdechu" w Teatrze TV.

Jolanta Gajda-Zadworna: Czy stan bezdechu rozjaśnia, czy zaćmiewa umysł? Ułatwia szerszy ogląd i wyczuwanie kontekstu czy może go utrudnia?

Bogusław Linda: Nie mam pojęcia. Zupełnie się na tym nie znam.

Czym w takim razie jest tytułowy "Bezdech" w głośnym już autorskim spektaklu Andrzeja Barta?

- Gram w nim reżysera, który po latach wraca do kraju. Bezdech jest tu bardziej symboliczny niż realny, bo fizycznie bym tych sześciu dni bez dopływu tlenu raczej nie wytrzymał.

Jak z perspektywy czasu i oddalenia, jakie ma za sobą, bohater postrzega zmiany, które zaszły w kraju?

- Staje się niejako zwierciadłem ludzi, których spotyka. Jest dla nich projekcją ich własnych wyobrażeń o sobie, snów i marzeń, ich miłości, śmierci i nienawiści.

"Bezdech" został wyróżniony na tegorocznym festiwalu "Dwa Teatry" aż sześcioma nagrodami, w tym aktorską dla pana. Kogo jeszcze zobaczymy w spektaklu?

- Jerzego Stuhra, Katarzynę Figurę, Małgorzatę Potocką, Andrzeja Seweryna, Arkadiusza Jakubika, Dawida Ogrodnika i... Tadeusza Konwickiego.

O najnowszych telewizyjnych realizacjach z pana udziałem mówi się z uznaniem, chociaż przy znakomitym "Paradoksie" widzowie jakby nie dopisali.

- Takie produkcje skierowane są do trochę bardziej wymagającego widza, niż założyła TVP2, pokazując tytuł tuż po koncercie satyryków czy ludycznej biesiadzie.

To nie czas i miejsce na sprawdzian dla tego typu serialu. Poza tym w Internecie miał on bardzo dobrą oglądalność. Czyli mimo braku odpowiedniej promocji wybronił się?

- Proszę pamiętać, co się działo, kiedy Władek Pasikowski zrobił "Glinę": jak na niego najpierw psioczono i co było dalej. "Paradoks" - często powtarzany, z wierną widownią - staje się powoli produkcją kultową. Bardzo się cieszę, że wśród wielu ludzi, których bym o to nie podejrzewał, ten serial zyskał dużą popularność.

Co ogląda pan jako telewidz?

- Np. "Breaking Bad", fantastycznie zrobiony serial amerykański o dilerze narkotyków [najlepszy serial dramatyczny Emmy 2013 - przyp. red].

W "Bezdechu", od którego zaczęliśmy rozmowę, gra pan reżysera. Tę rolę upodobał pan sobie również w warszawskim Teatrze Ateneum. Czy zobaczymy tam Bogusława Lindę także jako aktora?

- Nie ma takiej szansy. Nie lubię grać w teatrze. Wiąże się to z innym stylem pracy, koniecznością stawania na scenie co najmniej przez pół roku, co wieczór...

...spotykania się oko w oko z widzami....

- To akurat przyjemne, ale rytm pracy mi nie odpowiada. Nie lubię być zależny.

Co więc nowego szykuje pan jako reżyser w Ateneum?

- Na razie zapraszam na spektakl "Merylin Mongoł", a jeszcze w tym sezonie, mam nadzieję, pokażemy "Tramwaj zwany pożądaniem".



Jolanta Gajda - Zadworna
W Sieci
29 października 2013
Spektakle
Bezdech
Portrety
Bogusław Linda