"Szajba": Szaleństwo bez metody
Rzecz dzieje się w szklarni. Tu dożywotni premier Polski Mister Ble (Wojciech Ziemiański) uprawia rzepak w doniczkach i kiepski seks z przaśną żoną Wiktorią (Kinga Preis). Ale przede wszystkim, "w związku z tym, że wszyscy jego poprzednicy byli idiotami", postanawia zająć się Polską."Nie zajmuj się mną", odpowiada na to z offu Polska - Dziwka. Dalej jest jeszcze śmieszniej.
Gdyby "Szajbę" w Teatrze Polskim wyreżyserował debiutant, można byłoby nazwać ją udaną krotochwilą.
Ale za inscenizacją sztuki Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk stoi sam Jan Klata, więc poprzeczkę należy ustawić wyżej. W przypadku "Szajby" Klaty śmiech to o wiele za mało.
Ale po kolei. Jako urozmaicenie monotonnego żywota szefa rządu pojawiają się w szklarni, niczym deus ex machina, czy raczej wyskakują niczym filip z konopi kujawsko-islamscy terroryści Zachar (Michał Majnicz) i 99 Groszy (Marcin Czarnik). Planują oni zająć miejsce Ble i zrobić z Polski Wielkie Kujawy.
Czy im się to uda? To nieistotne, bo nie o fabułę w "Szajbie" chodzi. Tu autorka sztuki skorzystała pełnymi garściami ze swojego doświadczenia w pisaniu serialowych scenariuszy, m.in. do "Niani". Bo w spektaklu (pokazywanym po raz pierwszy dwa lata temu w Laboratorium Dramatu w Warszawie, wtedy w reżyserii Anny Trojanowskiej) ważniejszy od ciągu przyczynowo-skutkowego akcji jest ciąg skeczy i słownych gierek rodem z sitcomu.
Zabawnych, jak wtedy, gdy Zachar siedzi na sedesie z bombą i wyciąga sobie rzęsę z oka, gdy terroryści tańczą do rytmu hinduskiej bhangi zmieszanej z hip-hopem lub gdy Ble podczas seksu z żoną zajmuje się pseudodemagogią.
Marta Wróbel
POLSKA Gazeta Wrocławska
12 maja 2009