Szansa na upadek

Co za szczęście, że nie mieszkamy w Koszalinie! Przecież zawsze może być gorzej. Jaka ulga, że nie mamy ambicji Tomasza Danielaka, prowincjonalnego wodzireja, który by "własną matkę utopii w szklance wody" za szansę dotknięcia absolutu, jakim jest poprowadzenie gali z celebrytami z telewizora. Taniec z gwiazdami szansą na sukces w prowincjonalnym pejzażu.

"Wodzirej. Koszalin Kulturkampf" w reż. Piotra Ratajczaka (produkcja Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie), który gościnnie został pokazany na deskach Teatru Współczesnego, to nic innego jak gorzka satyra na marzenia o byciu na tzw. świeczniku. Tytułowy bohater, wzorowany na postaci z filmu Feliksa Falka "Wodzirej", to przebojowy trzydziestolatek, któremu znudziło się zapowiadanie kubańskich tancerek w podrzędnych knajpach. Chciałby awansować na drabinie społecznej, a poprowadzenie gali ma mu dać tę niepowtarzalną szansę. Tylko że po drodze sprzeda duszę, tyłek swojej dziewczyny i przyjaciela. Wielki, transmitowany przez TVN bal z udziałem gwiazd przyczynkiem do upadku. 

Koszalin to miasteczko, jak mówią sami bohaterowie. Coś gorszego od "wioski z tramwajami", jaką w powszechnej świadomości niektórych osób jest Szczecin. 

Oglądając spektakl, nie możemy uniknąć porównania i konkluzji. Smutnej. To "parcie na szkło" nie jest obce i nam. Liczba mieszkańców danej aglomeracji nie ma na to żadnego wpływu. Wszędzie spotkamy "danielaków", amatorów śliskiej kulturkampf.



Aneta Dolega
Kurier Szczecinski
19 listopada 2009