Szatański świat

Reżyser Robert Talarczyk (dyrektor TP) wziął się za bary ze złem współczesnego świata, wykorzystując fragmenty kultowej powieści Michaiła Bułhakowa. Sporo do niej dopisał, i choć nowa treść nie jest odkrywcza, za dużo w niej wulgaryzmów, warto zobaczyć tę wielopłaszczyznową wizję świata zepsutego przez szatana. Ku przestrodze, by się opamiętać - sugeruje reżyser

"Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa z zawartą w niej satyrą na stalinowski totalitaryzm to już literackie muzeum - uznał Robert Talarczyk. Stwierdzając, że kłucie w pupkę upadłych tyranów byłoby żałosne, przeniósł akcję do współczesnej Moskwy i do ogarniętej wojną Czeczenii. Dając swej sztuce zamerykanizowany tytuł (na wzór "Love Story") zakpił ze zglobalizowanego świata, poddającego się hollywoodzkim i internetowym wzorcom. Wszak już nawet maluchy pod każdą szerokością geograficzną wyrażają złość krzycząc "szif, a radosne zdziwienie oznajmiają krótkim "łał". W (pseudo)artystycznych sferach Moskwy, wśród celebrytów, trwa pogoń za kasą zarobioną na kręceniu tandetnych filmów, do których scenariusze kleci, rozmieniając talent na drobne, pisarz imieniem Iwan. Zmieni podejście do życia dopiero, gdy ruszy na wojnę, by pomścić śmierć brata. W świecie taniego blichtru funkcjonuje też jego narzeczona - piosenkarka Natasza.

Na te satyryczne, acz nieśmieszne wątki nakłada się dramat konfliktu islamu z cywilizacją Zachodu. Jest też inna Moskwa, zszokowana atakiem czeczeńskich terrorystów na teatr na Dubrowce. Zła w tym świecie jest tyle, że szatan - wyjęty z powieści Bułhakowa Woland - nie ma wiele do roboty. Doczekał się zdolnych uczniów, wystarczy, że będzie się tylko przyglądał. Z dala od tego całego szleństwa są tylko postacie Matki i Ojca, czyli rodzice Iwana. Emanują dobrocią ale coż, skoro nikt już ich nie słucha. Wyglądają jak senne zjawy.

Robert Talarczyk rozegrał swą wizję współczesnego piekła na ziemi operując - bardziej niż słowem - obrazem, pantomimą sekwencjami jak z puszczonego w zwolnionym tempie filmu i bardzo sugestywnie dobraną oprawą muzyczną oraz scenograficzną. Jest na co patrzeć, jest o czym myśleć po wyjściu z teatru...



Zdzisław Niemiec
Kronika Beskidzka
29 stycznia 2011