Szczęście i sukces po polsku

"Daily Soup" nie jest dramatem politycznym. Ale świetnie pokazuje, jak polskie rodziny produkują ludzi zakompleksionych i zakłamanych, którzy kiedyś odreagują swoje traumy na własnej rodzinie lub w życiu publicznym.

Trzeba jakoś ominąć to pokolenie. Pokolenie czterdziesto-, pięćdziesięciolatków, zabieganych, martyrologicznych, skoncentrowanych na podtrzymywaniu małej, iluzorycznej stabilizacji. Trzeba udawać, że ich nie ma, pozostawić na pastwę ich własnych obsesji. Takie wrażenie można odnieść po obejrzeniu "Daily Soup" Amanity Muskarii, czyli kolejnej sztuki duetu sióstr Gabrieli (aktorki Teatru Dramatycznego) i Moniki Muskały (tłumaczki literatury niemieckiej). 

W trzypokoleniowym domu ojciec (Janusz Gajos) i matka (Halina Skoczyńska) to podręcznikowy przykład toksycznych rodziców, którzy zamiast dialogu i komunikacji uprawiają politykę w stylu "rodzina cierpieniem silna". Każdym słowem odkrywają kłębiący się w nich strach, frustrację, emocjonalną bezradność. I tylko tym potrafią się dzielić. 

Małżonkowie nieustannie śledzą się, kontrolują, by dopaść się, naskoczyć, przeszkodzić i rozdrażnić. Matka nigdy nie wchodzi do kuchni czy salonu, ale wpada gotowa do natychmiastowej interwencji. Na widok któregokolwiek z domowników jej twarz przybiera wyraz ćwiartowanej świętej, która uśmiecha się słodko mimo doznawanych mąk. Uspokaja się dopiero przed telewizorem, hipnotycznie wpatrując się w dwa tysiące siedemset pięćdziesiąty ósmy odcinek tasiemca "Szczęście i sukces". 

Ojciec, aptekarz, buszuje po kuchennych szafkach, pomstuje na seriale-bździny i przeklina nieustający odór gotowanych obiadów. Łączy ich sadomasochistyczna relacja. Pod pojęciem "być z kimś" rozumieją: ranić go, upokarzać, uzależniać od siebie, a jednocześnie podtrzymywać jego funkcje wegetatywne: karmić, dawać leki na zaparcie, pilnować, by się o czasie wypróżniał. 

W tym domu, gdzie nie dzieje się nic poza wywoływanymi odruchowo awanturami, jedyne porozumienie możliwe jest między trzydziestoletnią córką Iwoną (Anna Grycewicz) i sklerotyczną babką (Danuta Szaflarska). Obie terroryzowane są przez matkę złotą regułą "to dla twojego dobra". Troska pozwala pani domu panować nad ich dietą, myślami, życiem osobistym, a nawet życiem wiecznym - jako prezent na 90. urodziny babki wymyśliła np. profilaktyczne ostatnie namaszczenie. Iwona i babka tworzą więc sobie własne światy: dziewczyna ucieka w głodówki, staruszka we wspomnienia i melodie z rodzinnego Lwowa. 

Reżyserka Małgorzata Bogajewska pokazała mieszkanie rodziny jako pułapkę, w której Iwona miota się jak eksperymentalny szczur. Przestrzeń pełna białych, idealnie zadbanych mebli, w każdej chwili może się rozpaść, odsłaniając prawdę o panujących w rodzinie relacjach: chaos, brud, obsesyjnie wypierane tajemnice i konflikty. 

"Daily Soup" idealnie pokazuje polskie piekło - ktoś wtrąca się do rozmowy telefonicznej, ktoś wyjada wszystkie słodycze, ktoś ustawia w telewizorze dźwięk na maksimum. Gdzieś pod spodem tkwi problem córki potrzebnej rodzicom tylko jako świadek kłótni. Gdzieś odsłania się historia babki, która po śmierci męża oddała dzieci do ochronki. 

Tekst sióstr Muskała to jeden z najlepszych w ostatnich latach małych dramatów rodzinnych. Właśnie "mały", a nie "rozliczeniowy", "demaskatorski", "zaangażowany". Ma jednocześnie wagę porządnego studium antropologicznego i lekkość serialu. Podpatrzone zachowania, podsłuchany język, skopiowane natręctwa - wszystko to sprawia, że z teatru wychodzi się jak z programu "Mamy cię", w którym właśnie wyświetlono nam migawki z naszych własnych zmagań z krępującymi sytuacjami. Ilustruje i przetwarza rzeczywisty problem naszych czasów - problem rodziny, która opierając się na tradycyjnych schematach, ponosi całkowita klęskę. Mimo że nie ma w niej klasycznych patologii, to od niej zaczynają się najpoważniejsze dramaty. To ona produkuje ludzi niedojrzałych, zalęknionych, obciążonym absurdalnym długiem wdzięczności i poczuciem krzywdy. 

W dużej mierze wina spada tu właśnie na pokolenie 1950-60. Autorkom udało się pokazać ludzi, nie postaci, wygrać wnikliwą analizą emocji, a nie rewolucyjną formą. Ludzi, którzy później odreagowują traumy w życiu publicznym. 

Po tej komediowej wersji życia z Polską inaczej patrzy się na heroicznie, cierpiące matki-Polki, na rodzinne rytuały, na słowa "kocham Cię", które może zamienić się w szantaż. "Daily Soup" (gra z określeniem "daily soap" - opera mydlana), czyli "Codzienna zupa" z Teatru Narodowego okazuje się więc niezwykle skutecznym preparatem do detoksykacji myśli, emocji i wyniesionych z domu kompleksów.



Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
11 czerwca 2007
Spektakle
Daily Soup