Szekspir? Bez jaj!
Na premierowym pokazie spektaklu "Wiele hałasu o nic" wiało nudą, sceny się dłużyły, niektórzy widzowie ukradkiem ziewali. Co się stało z Szekspirem, wyreżyserowanym przez Tadeusza Bradeckiego?Znakomity reżyser, twórca kultowych spektakli w Starym Teatrze w Krakowie przeniósł akcję komedii Szekspira w czasie. Do włoskiego miasteczka i klimatów rodem z filmów Felliniego. Ten zabieg miał zaintrygować publiczność, "podkręcić” komedię, która dla współczesnego widza może zalatywać "ramotką”. Rozświetlił scenę, kazał grać muzykom na żywo.
Ale coś nie wyszło. Aktorzy deklamowali Szekspira jak tylko potrafili najlepiej. Starali się. A spektakl się dłużył. Nie pomógł nawet Jerzy Rogalski z cały arsenałem popularności Pana Tośka. Koturnowe aktorstwo, monotonne tempo przedstawienia, brak mocnego finału to najważniejsze usterki najnowszej premiery.
Spektakl był długi. Rozumiem nabożeństwo do Szekspira, ale nie wszystkie sztuki mu się udały. Gdyby Tadeusz Bradecki wziął się za nożyce i mocno przyciął tekst, widzowie odetchnęliby z ulgą.
Zabrakło lekkości. Scen, w których aktorzy bawią się grą i tekstem. Zabrakło przymrużenia oka. Dystansu. Zabrakło przekory i radości.
W scenicznym rozgardiaszu, piszczeniu panien i kawalerskich popisach Szekspir niepostrzeżenie zszedł ze sceny. Nie zdążył nam powiedzieć swojego przesłania
Waldemar Sulisz
Dziennik Wschodni
4 lutego 2011