Szekspir w operze

Być albo nie być uczestnikiem zjawiska zwanego operą szekspirowską? Oto jest pytanie, które zadawali w Operze Krakowskiej uczestnicy dyskusji otwierającej Europejskie Dni Operowe, w tym roku poświęcone urodzonemu 450 lat temu Stratfordczykowi. Niestety, dyskusja okazała się równie szczątkowa, co czaszka Yoricka - pisze Monika Partyk w Ruchu Muzycznym.

Powody? Mało czasu, popularyzatorskie założenia, zbyt wielu - i niekoniecznie zasadnie dobranych - dyskutantów. Szkoda, bo dwaj z nich - Józef Opalski (moderator rozmowy) i Lesław Gzapliński - miało w temacie naprawdę wiele do zaoferowania.

Jak dotąd, powstało ponad 250 oper szekspirowskich. Zaistniało parę. Najwybitniejszymi pozostają dwa arcydzieła Verdiego: "Otello" i "Falstaff". Ogromna w tym zasługa genialnego librecisty (i kompozytora), Arrigo Boita, który stworzył operowy odpowiednik Szekspirowskich fraz; według niektórych - kongenialny. Najlepsze XX-wieczne dzieło: "Sen nocy letniej" Brittena, wykorzystuje z kolei skrócony tekst oryginału. Czy zatem wierność Szekspirowi to klucz do sukcesu? Sztuki Szekspira to dla kompozytorów swoista pułapka: równie immanentne są w nich cechy operowe (szeroko pojęta romantyczność), jak i nieoperowe (wyrafinowanie, refleksyjność). Wykorzystać potencjał pierwszych, zamortyzować wyboje drugich - oto ciernista droga do sławy.

Fragmenty najsłynniejszych oper Szekspirowskich zabrzmiały w drugim dniu festiwalu w Małopolskim Centrum Kultury "Sokół" w Nowym Sączu (obok Opery Krakowskiej, współorganizatora tegorocznych Dni). Do udziału w koncercie zaproszono też artystów z Koszyc oraz chór Narodowego Teatru w Brnie. Deszcz pokrzyżował wprawdzie plenerowe plany, ale koncert i tak był wart uwagi. Zgodnie z tytułem - Miłość, podobno, muzyką się żywi (zaczerpniętym z "Wieczoru Trzech Króli") - złożyły się nań głównie wątki miłosne. Spośród słowackich śpiewaków najbardziej ujęła mnie sopranistka Andrea Vizvari, z lekkością i wdziękiem pokonująca arcytrudne staccata Tytanii ze "Snu nocy letniej" Brittena. Podobać mogła się też Michaela Varady w sopranowej arii Julii z "Capuleti e Montecchi" Belliniego. Zdecydowanie gorsze wrażenie wywarł nosowo brzmiący tenor Jaroslav Dvorsky, wyraźnie męczący się w miłosnych uniesieniach Gounodowskiego Romea. Towarzysząca mu Katarzyna Oleś-Blacha (Julia) zwracała uwagę w wirtuozowskim walcu Je veux vivre. Świetnie wypadł kontratenor Piotr Olech w partii Oberona z "Snu nocy letniej".

Największy wszakże aplauz zyskała Magdalena Barylak, porywająca jako Verdiowska Lady Makbet. Choreografia Andrieja Sukhanova do fragmentów baletu "Romeo i Julia" Prokofiewa była dworna, lecz wtórna; Epitafium Julii do "Medytacji z Thais" Masseneta w wykonaniu duetu z Krakowa poruszało znacznie żywiej. Dobrze brzmiała orkiestra pod wodzą Tomasza Tokarczyka, podobnie jak chóry: krakowski {Makbet, Otello) i brneński (Wesołe kumoszki z Windsoru Nicolaia). Niedosyt po krakowskiej debacie zrekompensował doskonałym słowem wiążącym Stefan Munch. Być zatem czy nie być? Jeśli być, to tylko wybitnie.



Monika Partyk
Ruch Muzyczny
2 lipca 2014