Sześciu młodych aktorów mówiących Masłowską

W łódzkiej filmówce nie często pojawiają się szczególnie głośne dyplomy aktorskie. Gdy przegląda się repertuar Teatru Studyjnego rzuca się w oczy dobór nowych autorów: Ravenhill, Koltes, wreszcie Masłowska. Może jest to związane z obecnymi w Łodzi trendami? Szlak, który przeszedł już bydgoski Teatr Polski czy gdańskie Wybrzeże, jest teraz przecież podejmowany przez dyrekcję Nowego. Ten powiew zmian musi mieć także wpływ na środowisko PWSFTViT.

Małgorzata Bogajewska postanowiła razem ze studentami "filmówki" wystawić słynny już dramat autorki "Wojny polsko-ruskiej". "Dwoje biednych Rumunów" określa się mianem dramatu sięgającego po ,,traumy", choć tak naprawdę siła tego utworu zdaje się tkwić przede wszystkim w dialogach. Doszukiwanie się jakiejś społecznej wykładni w tej sztuce prowadzi donikąd. Więcej w niej stereotypów na temat samych Polaków, niż jakiegoś odkrywczego wytykania naszym rodakom kompleksu niższości.

Reżyserka zdaje się dostrzegać tę wewnętrzną sprzeczność i dlatego pozostaje na poziomie gier językowych. A to daje pole do popisu młodemu zespołowi, pojawiającemu się na scenie wyłożonej plandeką, na której umieszczone są grafiki komiksowe odnoszące się do uniwersum Masłowskiej. Aktorzy przypominają kapelę romską, która odgrywa słynny motyw muzyczny z "Modern times". Całe przedstawienie toczy się w tej lekkiej stylistyce. Instrumenty podtrzymują ten nastrój, nawet jeśli w paru chwilach zupełnie niezamierzenie.

Na pierwszy plan wybija się Tomasz Lipiński jako Parcha. Przekazuje on rozchwiane stany emocjonalne swojej postaci głównie za pomocą gwałtownej mimiki i wysokiego natężenia głosu. Lipiński z powodzeniem dźwiga na sobie ciężar konieczności prowadzenia całego przedstawienia. Chwilami zapętla się w niektórych odruchach, ale to już należy złożyć na karb jego zrozumiałego w tym wieku niedoświadczenia.

Niestety, zawodzi jego partnerka Marta Jarczewska. Jej Dżina jest neurotyczką, u której tylko momentami przebłyskuje mocniejsza ekspresja. Jest tak chociażby w scenie noclegu u staruszka. Jarczewska zdaje się za bardzo polegać na swoim osobistym wdzięku niż posiadanych umiejętnościach.

Dobrze potencjał języka Masłowskiej wykorzystuje Hubert Łuczak. Jako zastraszony, niepewny siebie Kierowca pokazuje - zależne od decyzji innych - dorosłe dziecko. Jego pozostałe epizodyczne role mają już wyłącznie marginalne znaczenie.

Magdalena Drab dba o warsztat, choć nie pozwala sobie na wyjście poza pewne utarte formy. Jeśli chodzi o aspekty komiczne to radzi sobie bardzo dobrze, ale nic więcej wydobyć z szatniarki czy kochanki nie potrafi. Inna sprawa, czy Bogajewska dała jej odpowiednie możliwości do rozwinięcia skrzydeł

Podobnie plakatowo gra Albert Pyśk. Z powodzeniem lawiruje między wizerunkami latynoskiego gitarzysty, policjanta i ochroniarza w restauracji. To zarówno dużo, jak i mało zważywszy na dyplom, ale Pyśka na pewno warto zapamiętać.

Perełką jest natomiast Pani Magister, którą brawurowo wykreowała Kamila Kamińska. "Inteligencki" akcent w połączeniu z pijackim rozciąganiem sylab jest groteskowy. Pozwala to młodej aktorce na znalezienie w swojej postaci nutki dramatyzmu.

Przedstawienie kończy się nadużywanym ostatnio w teatrze montypythonowskim "Always look on the bright". Dyplom w reżyserii Bogajewskiej skupia się raczej na sprawdzeniu umiejętności warsztatowych młodych aktorów, niż na tworzeniu dojrzałych kreacji. Operowanie niewidzialnymi rekwizytami, gra głosem - wszystko to razem wzięte daje całkiem ciekawy efekt. Dzięki temu przedstawienie nie nuży, choć sam język Masłowskiej jest po prostu monotonny. Można by zapytać, dlaczego nie sprawdza się zdolności młodego zespołu do tworzenia silnie zarysowanych psychologicznie kreacji? Masłowska takich możliwości przecież na daje. Opieranie systemu dyplomów na podobnych tekstach może w przyszłości uczynić z aktorów maszyny. Grunt, żeby było zabawnie?



Szymon Spichalski
Teatrdlawas
19 marca 2013