Szokująca kuracja

Chciałoby się o tym spektaklu jak najszybciej zapomnieć, ale nie jest to możliwe. Dramat "Kobiety z zapałkami" wciąż jątrzy i porusza.

Spektakl "Kobieta z zapałkami" w Teatrze Narodowym dedykowany jest zmarłej w 2010 roku Gabrieli Kownackiej, którą tekst "Dziewczyny z zapałkami" rosyjskiego pisarza Klima zaintrygował na tyle, że zamówiła tłumaczenie. Wraz z reżyser Aleksandrą Konieczną rozpoczęły próby. Niestety, diagnoza lekarzy o nieuleczalnej chorobie Gabrieli Kownackiej przekreśliła ich plany.

Po latach A. Konieczna wróciła do pomysłu wystawienia "Kobiety z zapałkami", ale scenariusz napisała własny, jedynie inspirowany oryginałem. Do monologu kobiety walczącej z depresją po zabójstwie męża wprowadziła dwie postacie męskie: męża i ojca. Nie był to chyba pomysł trafny, gdyż jak sama mówi, urzekła ją oniryczna poetyka tekstu, nękające bohaterkę senne koszmary, a przez relacje z obecnymi na scenie osobami nabrały one dosłowności, odzierając spektakl z tajemnicy i umiejscawiając studium choroby w realiach, do których widz musi się odnieść, niezależnie od intencji autora.

Jednak A. Konieczna wybroniła swoją koncepcję, obsadzając w głównej roli rewelacyjną Magdalenę Cielecką. Aktorka pokazała już swoje możliwości, grając bohaterki zapętlone, niezdolne do udźwignięcia ciężaru życia, bólu egzystencji. Za każdym razem wnosiła do nich nowe środki wyrazu, jakby identyfikując się z postacią. Rola Cieleckiej to jednocześnie studium samotności i niedojrzałości, której korzenie tkwią w dzieciństwie. Ta wciąż mała dziewczynka nie umie sobie poradzić z zaburzonymi od początku relacjami. Ojciec despota swoją wieczną dezaprobatą pozbawił córkę umiejętności podejmowania decyzji, mąż, który nie jest w stanie trafić do skomplikowanej osobowości żony, utwierdza w niej niskie poczucie własnej wartości.

Przerażająca jest konstatacja samej aktorki, która drogę do dorosłości swojej bohaterki upatruje w zbrodni. Szokująca to kuracja.

Reżyser osadza swoją sztukę w Hiszpanii, z jej dokuczliwym upałem, który drażni zmysły, zaburza myślenie, intensyfikuje emocje. Jedno z opowiadań Alberta Camusa pokazuje, że gdy wieje gorący wiatr, słabsze psychicznie jednostki tracą zmysły i popełniają zbrodnie.

Interesującym zabiegiem scenograficznym jest umieszczenie na środku sceny głębokiej wyrwy.

Można ten symbol odczytywać różnie: jako pęknięcie osobowości bohaterki, niezagojoną ranę na jej psychice, przepaść między nią a światem.

Chciałoby się o tym spektaklu jak najszybciej zapomnieć, ale nie jest to możliwe. Ten dramat jątrzy i porusza. Aleksandra Konieczna, znakomita a niewykorzystana w pełni przez teatr aktorka, w swoich dokonaniach reżyserskich pokazała wrażliwość i empatię, dlatego nie pozostawia widzów obojętnymi wobec problemów, które podejmuje.



Hanna Karolak
Gość Niedzielny
4 czerwca 2012