Sztuka Doświadczania

Teatr Polski w Poznaniu przez lata przyzwyczaił nas, widzów, do niecodziennych, wizjonerskich, wykraczających poza standardy teatralnego półświatka spektakli, które ja osobiście nazywam DOŚWIADCZENIAMI. Można je również określić mianem spektaklów angażujących widza, czyli takich, które zapraszają do aktywnej partycypacji w spektaklu.

W ubiegły piątek do grona tego wyjątkowego rodzaju spektaklu dołączył „Delivery Heroes. Bohaterowie na wynos" w reżyserii Konrada Marka Cichonia, spod pióra Andrzeja Błażewicza, który pod każdym względem kontynuuje trend DOŚWIADCZEŃ, ufundowany na fali sukcesu „Hamleta" Mai Kleczewskiej z 2019 roku.

Cichoń razem z Błażewiczem biorą na tapetę temat przyziemny i wysoce zakotwiczony w naszej technokratycznej, późno kapitalistycznej rzeczywistości. Mianowicie, tematem tym jest dehumanizacja i ignorancja, jakiej doświadczają dostawcy jedzenia z aplikacji mobilnych typu Uber Eats czy Pyszne.pl. Punktem wyjścia Doświadczenia jest udział pewnej grupy dostawców w telewizyjnym show, tytułowym "Delivery Heroes", w którym to dostawcy walczą między sobą o nagrodę pieniężną w wysokości jednego miliona polskich złotych. I to my, widzowie, zdecydujemy, kto ową nagrodę otrzyma.

Każdy z widzów, który wyrazi taką chęć, chwilę przed rozpoczęciem spektaklu, otrzymuje smartfon, na którym uruchomiona zostanie wcześniej przygotowana aplikacja, która w odpowiednich momentach trwania spektaklu pozwala oddać swój głos na bohatera, który naszym zdaniem zasługuje na otrzymanie nagrody. To my, widzowie, przynajmniej w teorii, stajemy się ostatecznymi sędziami losów bohaterów na scenie. Jednak w mojej opinii, na tyle, na ile mogę ufać swoim spostrzeżeniom, jest to złudne poczucie kontroli. Twórcy tworzą otoczkę, która sprawia wrażenie, że to my rzeczywiście decydujemy o losach postaci, jednakże analizując finał i momenty, w których umożliwiono mi decyzje, stwierdzam, że owe głosowania nie przynoszą dużej zmiany dla całości przedstawienia, są raczej elementem kosmetycznym niż istotnym narzędziem sprawstwa w rękach widzów. Nie zmienia to jednak faktu, że zamysł w praktyce sprawdza się. Mimo, że złudne poczucie kontroli, to jednak na tyle sugestywne, że w jakiś nienazwany sposób pogłębia relacje na linii Widz - Bohaterowie; przynajmniej na mnie zadziałało to wyjątkowo stymulująco.

Aktorzy trzymają równy poziom, każdy z nich w sposób efektywny balansuje na linii groteskowego humoru a ciężkimi emocjami związanymi z codziennymi trudami, jakie niesie za sobą życie dostawcy jedzenia. Każdemu z aktorów udaje się przenieść na widza swoje myśli, wrażliwości, tęsknoty i marzenia niezrealizowane. Dzieje się to w sposób na tyle lekki i nie wymuszony, że ja, widz, uległem temu całkowicie. Śmiałem się, kiedy śmiali się oni. Serce kurczyło mi się w bólu, gdy ból wydobywał się z ich serc.

Scenograf Bartosz Gorockiewicz, odpowiedzialny również za kostiumy, zasługuje na szczególne wyrazy uznania. Stworzył przestrzeń, która pomimo minimalizmu, gdzie większość rekwizytów i przygotowanego otoczenia bazuje na niedomówieniach, bądź wymaga od widza dopowiadania, to mimo tego gra świateł i same zastosowane elementy scenografii tworzą poczucie bycia w studio, w którym rzeczywiście mógłby odbyć się teleturniej o wdzięcznej nazwie "Delivery Heroes. Bohaterowie na wynos". Tym odczuciom pomagają projekty wideo Mai Kaczmarzyk oraz wybitna reżyseria światła.

Kończąc, pozwolę sobie na szczerość. Idąc na spektakl byłem przekonany, że to coś, co nie może się udać. Na papierze wydawało się to nudne, przewidywalne. Myślałem sobie: "Fantastycznie. Kolejny spektakl uczący poprawności politycznej, dotykający niby ważnego tematu, ale pewnie jedyne, co zrobi, to będzie na siłę moralizatorski. Wymuszony produkt dostosowany do potrzeb lewicujących odbiorców." Bardzo się jednak myliłem. Spektakl okazał się wysoce wrażliwy na krzywdę ludzką, lecz pokazany w sposób lekki, z wyczuciem. Dotykał tematu przyziemnego, który można by uznać za trudny do przekucia w dobrą teatralną fabułę. Cichoń szybko rozwiał moje wątpliwości. Już po około trzydziestu minutach wiedziałem, że obcuje z czymś wyjątkowym. Reżyser ukazał przed nami brutalną prawdę o świecie, a jednocześnie śmiał się z tej brutalności ustami bohaterów, którzy jej doświadczali. Dokonał tego w sposób wyważony z największą wrażliwością, pozwalając nam widzom dostrzec w zdehumanizowanych dostawcach, prawdziwych ludzi — takich jak każdy z nas. Tym samym w mojej opinii cel sztuki został osiągnięty.

Dzięki temu spektaklowi, widz zostaje obdarzony nadzieją! Jeśli oni dają radę, to i ja dam. Każdy bowiem niesie swój głaz na swych barkach. Tego rodzaju Moralizatorstwa potrzebujemy.



Mateusz Nowicki
Dziennik Teatralny Poznań
9 marca 2024