Sztuka wrażliwa
"Śluby panieńskie" w reżyserii Andrzeja Błażewicza to współczesna wariacja na temat "magnetyzmu serc" i komedii autorstwa Aleksandra Fredry. Treściowo, w większości nie odbiega od oryginału, lecz wprowadza kilka nowych elementów - zaczynając od obsadzenia mężczyzn w rolach Klary i Anieli.Spektakl Teatru Polskiego w Poznaniu wystawiany jest w Malarni - scenie kameralnej teatru. W oczekiwaniu na wejście, widzowie mieli możliwość obejrzenia ciekawej instalacji z jednym z bohaterów spektaklu w roli głównej. Za jednym z podświetlonych okien stał Albin, obok którego widniało ogłoszenie zatytułowane "Zaadoptuj Albina". W treści ogłoszenia znalazła się m.in. jego charakterystyka, zainteresowania oraz wymagania względem potencjalnej partnerki. Scenografia wewnątrz była nie mniej efektowna. Aleksandra Grabowska stworzyła scenę dwupoziomową - wyłożoną metalowymi kratami, które po podniesieniu umożliwiały zejście "pod scenę". Tam królowała zieleń; przestrzeń przypominała trochę ogród w przeciwieństwie do tego co znajdowało się wyżej, czyli niewielu rekwizytów i kilku kępek trawy. Przy bokach sceny zamontowano listwy ledowe, które oświetlały całą scenografię w dość magiczny sposób.
Zieleń zdecydowanie dominowała w spektaklu - zaczynając od wspomnianej już przestrzeni pod sceną a kończąc na kostiumach aktorów, które wizualnie bardzo cieszyły oko. Widać dbałość o szczegóły w doborze strojów postaci - każda część garderoby leżała na aktorach idealnie oraz zgrywała się kolorystycznie z pozostałymi częściami ubioru. Odpowiedzialna za scenografię, kostiumy oraz światło Aleksandra Grabowska doskonale zadbała o oprawę wizualną spektaklu.
"Śluby panieńskie" to opowieść o dwóch panienkach i serdecznych przyjaciółkach - Klarze i Anieli, które przyrzekają sobie nigdy nie wyjść za mąż. Fakt ten bardzo dręczy Gustawa (Piotr B. Dąbrowski) i Albina (Paweł Siwak) - którzy zalecają się do panien. Rolę Klary powierzono Mariuszowi Adamskiemu, natomiast w Anielę wciela się Konrad Cichoń. Warto zaznaczyć, że mimo obsadzenia mężczyzn w rolach kobiecych, jest to nadal opowieść o relacjach na płaszczyźnie kobieta-mężczyzna. Płeć aktorów nie zmienia w żaden sposób tożsamości Anieli i Klary.
Oglądając spektakl odniosłam wrażenie, że każda z postaci była na swój sposób wyrazista, jednak najbardziej wyróżniła się Klara. Pewna siebie, stanowcza mistrzyni ciętej riposty, której kwestie i sam sposób bycia chyba najczęściej skłaniały widownię do wybuchów śmiechu. Mariusz Adamski pokazał, że jak nikt inny pasuje do tej roli i myślę, że obok imponującej scenografii stanowi jeden z najsilniejszych punktów spektaklu. Bez trudu emanuje pewnością siebie, inteligencją, ale też komizmem, co wzbudza sympatię wobec postaci Klary. Szczególnie zapadającą w pamięć jest scena koncertu - kiedy wraz z Aliną śpiewają o swojej nienawiści do mężczyzn. Ekspresja Pawła Siwaka w roli Albina również zasługuje na wyróżnienie. Aktor za pomocą przejmujących krzyków, lamentów i szczerych mów wygłaszanych Anieli w pełni oddał sentymentalny charakter swojej postaci.
Czy "Śluby panieńskie" wyróżniają się czymś jeszcze? Powiedziałabym, że przede wszystkim niesamowitą wrażliwością. Każda z postaci w jakiś sposób obnaża się w spektaklu - zarówno dosłownie jak i w przenośni. Jest to o tyle wyjątkowe, że dotyczy mężczyzn, a przecież w kulturze utarło się, że to właśnie ta płeć nie okazuje uczuć, emocji. Utożsamia się to z okazaniem słabości, a więc przeczy założeniu, że mężczyzna powinien być silny, odważny, "męski" - cokolwiek ta męskość miałaby oznaczać. Mężczyźni nie powinni płakać, przeżywać, wzruszać się, rozpaczać - a w sztuce Andrzeja Błażewicza jest wręcz przeciwnie. Zrozpaczony Albin samotnie śpiewa piosenkę The Cinematic Orchestra "To build a home" i dedykuję ją Klarze. Widać, że ta scena porusza widownię - zarówno żeńską jak i męską część. W finałowej scenie Gustaw i Aniela rozbierają się do naga i schodzą do przestrzeni pod sceną, aby położyć się tam we wspólnym uścisku. Są to momenty szczerze poruszające, intymne. "Śluby panieńskie" normalizują męską wrażliwość, ale nie silą się na zdefiniowanie samego pojęcia "męskości", które jest tak naprawdę pojęciem względnym. Scena pomiędzy Anielą i Gustawem, a poza postaciami - między dwoma mężczyznami, nie służy głównie przedstawieniu samej nieheteronormatywnej relacji. Jest to, moim zdaniem, sposób na powiedzenie "doświadczenie bliskości z innym mężczyzną nie umniejsza tobie jako mężczyźnie". To pokazanie, że wrażliwość, przeżywanie i okazywanie uczuć nie jest synonimem męskiej słabości, a właśnie emocjonalnej siły.
"Śluby panieńskie" Andrzeja Błażewicza to komedia, w której historia samych panien schodzi na trochę dalszy plan na rzecz lekcji o męskości. Reżyser podąża śladami oryginalnej historii i tekstów z komedii Fredry, miejscami wprowadzając współczesne modyfikacje, co w efekcie daje intrygujący i ujmujący spektakl.
Daria Bajorek
Dziennik Teatralny Poznań
23 lutego 2022