Tadeusza Szymkowa ćwiczenia z umierania

\'Postanowiłem, że umrę. Położę się do łóżka i będę czekał na śmierć\' - tak zaczyna się powieść "Skowronki umierają u moich stóp" Tadeusza Szymkowa. Wrocławski aktor skończył ją tuż przed własną śmiercią, 10 stycznia. W poniedziałek na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego usłyszymy obszerne fragmenty jego prozy

To nie jest autobiografia - Franciszek Komolka, bohater "Skowronków...", nie jest aktorem jak Szymków. I nie umiera na raka. To niespełniony poeta, dramaturg, uniwersytecki wykładowca. Pewnego dnia rezygnuje z pracy, odwraca się do życia plecami, kładzie się do łóżka i czeka na śmierć. 

Mimo to splot przeżyć Franka i autora prozy jest wstrząsający. Ale nie tylko on sprawia, że o lekturze "Skowronków..." nie sposób zapomnieć.

Agnieszka Olsten, reżyserka dzisiejszego czytania, nie ma wątpliwości: - To bardzo dobra literatura. Powinniśmy ją czytać w oderwaniu od biografii Tadeusza, bo jest tego warta. Temat śmierci przeplata się tu z erotyzmem, humorem. Nie ma zbędnych emocji ani zbyt wielu słów, co jest wielką zaletą tej literatury. Jest za to ostra, przejrzysta refleksja.

Znakomite obrazowanie, ironiczny dystans do rzeczywistości, przejmująco zapisane pożegnanie z życiem. To wszystko powoduje, że powieść czyta się z napięciem i z rosnącym apetytem na więcej. Dalszego ciągu nie będzie - śmierć autora dopisała do twórczości finał. Prawdziwa i literacka próba zmierzenia się ze śmiercią stopiły się w jedno. 

- To suita o śmierci, o jej oswajaniu, próbie jej zrozumienia, o tym, jak świadomość umierania zmienia człowieka - mówi Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Teatru Polskiego, jeden z pierwszych czytelników prozy Szymkowa. 

Przez łóżko Franka i jego sypialnię, która swoimi rozmiarami przypomina teatralną scenę, jak w Różewiczowskiej "Kartotece" przewija się korowód postaci - znajomych i nieznajomych. Jak Mania, kobieta jego życia, która umieranie bohatera traktuje jako wybieg, gest skierowany przeciwko niej samej. Czy dziewięcioletni sąsiad, który rozmawia z Frankiem zaskakująco dojrzale, jak dorosły człowiek. Albo Piotr Sokrates (Jerzy Grzegorzewski?), słynny reżyser, dziś wyjałowiony z mocy twórczej, który przeczuwa, że tak jak Franek jest już gdzieś tam, po drugiej stronie. 

Powagę sytuacji rozbijają elementy komiczne - jak pojawienie się Damiana, psychiatry geja. 

"O jasna panienko, pomóż, w co ja się wpakowałem?" - panikuje Franek. - "Czy to możliwe: gej i hetero w miłosnym uścisku? Jak wybrnąć z tej sytuacji? Tego kompletnie nie miałem w planach". Albo gdy bohater zauważa przycupniętą na poręczy łóżka 19-letnią Małgorzatkę, samozwańczą siostrę miłosierdzia, i podejrzewa, że jest agentką nasłaną przez tajne służby: "A może namierzyli mnie? Otworzyli moją teczkę i teraz mnie sprawdzają? Może jestem na jakiejś tajnej liście? (...) Będę musiał wystąpić do ipeenu o udostępnienie mi mojej teczki, a potem w sądzie walczyć o status pokrzywdzonego".

W opozycji do wszechobecnego u Szymkowa dystansu pozbawione go wyznania bohatera, mówiące o strachu przed śmiercią, brzmią szczególnie mocno i przejmująco: "Boję się. Boję się bardziej niż na początku. To coś igra ze mną, a ja muszę podjąć ten wysiłek. Muszę znaleźć siłę na umieranie".

Bo siła prozy Szymkowa bierze się przede wszystkim z założenia i konsekwentnej realizacji tego literackiego eksperymentu, który miał być ćwiczeniem z umierania, próbą oswojenia śmierci, przeżycia jej godnie i świadomie, dokonanym na pograniczu życia i literatury.

"To już koniec" - pisze w finale Szymków, monologuje Franek Komolka. - "Fizjologia zatoczyła koło. Od łóżeczka do skrzyni, od bieli w czerń (...). Nie zostawiam żadnej złej myśli, żadnej tajemnicy, po prostu odchodzę, bez zbędnej dramaturgii, fałszywego napięcia, głos mi nie drży, nie trzęsą mi się ręce. Nie mam niczego do ukrycia. Nie uknułem żadnej intrygi, stało się (...). Otwarte oczy kota. Twarz Giedroycia. Wyciągnięta ręka dziecka. Niebieska żyłka pulsująca na piersi. To zostaje we mnie. To zabieram ze sobą". 

Czytanie prozy Tadeusza Szymkowa „Skowronki umierają u moich stóp” w poniedziałek o godz. 19 na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego we Wrocławiu, opieka reżyserska Agnieszki Olsten, muzyka na żywo Marcina i Bartłomieja Brata Olesiów.



Magda Piekarska
Gazeta Wyborcza Wrocław
23 marca 2009
Portrety
Tadeusz Szymków