Tajemnice teatralnej garderoby

Garderoba to miejsce intymne. To taka przestrzeń, w której aktor przygotowuje się do wejścia na scenę, przeczekuje przerwy między swoimi wejściami. Widz najczęściej nie myśli o tym, że aktor potrzebuje miejsca, w którym znajdą ujście jego „prywatne" emocje. Krzysztof Jasiński wraz z autorem tekstu Jackiem Cyganem stworzyli zaskakującą opowieść o aktorkach dwóch pokoleń, które spotykają się we wspólnej garderobie. „Błękitne krewetki" to spektakl, który urzeka od pierwszych minut.

Kiedy wchodzimy na widownię, zauważamy dwa charakterystycznie oświetlone lustra, a właściwie... ich ramy z kulistymi żarówkami. Umieszczone są po dwóch stronach podestu, który biegnie środkiem sceny i przecina ją. W rogach pomieszczenia stoją manekiny ze strojami. Wszystko przygotowane jest z najprawdopodobniej z myślą o konkretnym spektaklu, który będzie grać aktorka, zajmująca tę garderobę. Na początek światło zapala się na krótko, żebyśmy mogli rzucić okiem na przestrzeń. Po wyciemnieniu i kolejnym rozświetleniu sceny przy jednym ze stanowisk zauważamy dojrzałą aktorkę, która odpoczywa z nogami na stoliku.

To Beata Rybotycka, która chce przygotować się do zagrania spektaklu. Garderoba oprócz nałożenia charakteryzacji jest też miejscem koncentracji przed czekającym ją, wieczornym zadaniem. Jednak jej samotność trwa krótko – nagle na scenę wpada jak burza młoda dziewczyna (Alicja Wojnowska). Dwie kobiety grają razem w „Hamlecie" i dodatkowo wypadło, że tego wieczoru będą miały wspólną garderobę. Jest to starcie dwóch pokoleń, dwóch sił, które jednak wcale nie okażą się sprzeczne, a wręcz przeciwnie – niemal zaprzyjaźnią się, kiedy okaże się, że obydwie są już po pewnych przejściach. Aktorki tworzą niezwykle zgrany duet. Ze sceny płynie mnóstwo dobrej energii, a w kreowaniu postaci można wyczuć naturalność i zabawę.

Spektakl w połowie jest muzyczną opowieścią o refleksjach nad pracą aktora, światem i życiem. Aktorki śpiewają piosenki z tekstami Jacka Cygana i muzyką m.in. Stanisława Sojki, Grzegorza Turnaua czy Piotra Rubika. Ich piękne głosy niosą się daleko i przenikają widza do głębi. Jednocześnie zawód aktora jest tu potraktowany z dużym dystansem – Rybotycka urzeka poczuciem humoru i ciętymi ripostami, a Wojnowska trzeźwym (mimo młodego wieku) spojrzeniem na świat i genialnym głosem. Ważna jest też oprawa, ponieważ gry świateł, cieni, dymu, laserów, a także kostiumy aktorek – wszystko tworzy piękny, a przy tym intymny nastrój emocjonalnych wyznań i opowieści.

„Błękitne krewetki" to przewrotny, autotematyczny spektakl z nagłymi zwrotami akcji. Całość ma formę oczekiwania na spektakl, przygotowywania się do występu, a także rozmów aktorek między kolejnymi wyjściami na scenę. W to wszystko wkomponowane są piosenki. Widz ma okazję spojrzeć na aktorki jak na samego siebie. Często zapominamy o tym, że aktorzy to przecież normalni ludzie, którzy też mają swoje życie i swoje problemy, bardzo mocno przeżywają pewne rzeczy. Dlatego „Błękitne krewetki" ogląda się z niekłamaną przyjemnością, a brawa (oprócz Jacka Cygana i reżysera) należą się wszystkim twórcom: kompozytorom, aranżerowi Krzysztofowi Herdzinowi, Justynie Motylskiej za przygotowanie wokalne oraz Krzysztofowi Antkowiakowi za przygotowanie pantomimiczne (magiczna scena Alicji Wojnowskiej o Marcelu Marceau!).

Krzysztof Jasiński stworzył mądry spektakl o tym, że mimo różnicy pokoleń i doświadczenia, przypadkowych ludzi może łączyć więcej, niż na początku się im wydaje.



Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Kraków
31 maja 2019