Tak krawiec kraje

Doświadczony reżyser, aktor i twórca widowisk muzycznych Wojciech Kościelniak zdecydował się na wznowienie spektaklu sprzed 50 lat "Niech no tylko zakwitną jabłonie" Agnieszki Osieckiej. Reżyser znacznie ograniczył obsadę w stosunku do pierwowzoru, ale siedmioro artystów i znakomity kwartet muzyczny (!) dawało sobie świetnie radę z kolejnymi, stanowiącymi odrębne całości scenami, z których składał się spektakl.

W pierwszej, tzw. przedwojennej części inscenizacji wyróżniłbym Joannę Kulig za świetne piosenki i znakomity monolog kabaretowy, w którym artystka pokazała swoje duże możliwości komiczne.

Wszystkie sceny łączył doskonały w tym przedstawieniu Krzysztof Tyniec (Entreprener), który w błyskotliwy sposób zapowiadał, pointował, śpiewał i wykonywał akrobatyczne skoki ze sceny. Mistrz kabaretu wywiązał się znakomicie z trudnej roli wymagającej oprócz klasy artystycznej równie znakomitej sprawności fizycznej i dobrej kondycji.

Emilia Komarnicka (Buba kobietka luksusowa) przykuwała uwagę świetną prezencją i wyśmienitym tańcem według choreografii Jarosława Stańka. Łyżeczką dziegciu w tej beczce miodu niech będzie moje zastrzeżenie dotyczące gry mimiką, gdzie artystka nadużywała tego środka ekspresji aktorskiej.

W drugiej części (powojennej) świetnie wypadła Olga Sarzyńska, która wykonała w bardzo ciekawy sposób "Walczyk Warszawy" (Jurandot/Rzewuski) interpretując go skrajnie odmiennie od znanej wszystkim wersji w wykonaniu Ireny Santor.

Warto podkreślić znakomitą formę muzyków, którzy w wielu sytuacjach wzorowo współpracowali ze śpiewającymi aktorami , a momentami wręcz prowadzili z nimi dialog muzyczny, który od czasu do czasu skrzył się efektownymi , idealnie rozłożonymi muzycznymi akcentami.

Przedstawienie nie ma wybitnej scenografii (Wojciech Kościelniak przy współpracy Ryszarda Hodura) i kostiumów (Anna Englert), co w tego typu widowiskach jest bardzo ważne dla końcowego efektu. Rozumiem to, bo tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Ograniczenia budżetowe odcisnęły widoczne piętno na tym spektaklu, który nabrał charakteru inscenizacji przygotowanej w oparciu o budżet dzielnicowego domu kultury, a nie czołowego, stołecznego teatru, co jednak nie pozbawiło widzów przyjemności obcowania z dobrą piosenką i rozrywką na przyzwoitym poziomie.



Dionizy Kurz
www.kurzawka.blogspot.com
13 maja 2014