Tak ludzkie, a strasznie obce

Nawet Artur Krajewski, z którym widzowie ćwiczą oddechy i pozycje relaksacyjne po pierwszym "hardcorze", nie przerywa naszego odczuwania winy.

"Babel" nie ma linearnej, spójnej fabuły. Struktura spektaklu składa się z kilkudziesięciu wątków dotyczących śmierci, wojny, złączonych figurą matki. Współczesny widz, który jednocześnie ogląda telewizję, słucha radia, grzebie w internecie, wysyła SMS-a, powinien poradzić sobie z nagromadzeniem i wielością treści. 

To, o czym mowa jest w spektaklu, nie jest niczym odkrywczym. Wiemy przecież o tym, że nagromadzenie trupów w mediach znieczula nas na ich widok. Nie wnikamy w tragedię. W internecie możemy zmienić stronę, w telewizji kanał. Z teatru możemy wyjść, ale tego nie robimy. Ciekawe w spektaklu jest bowiem potraktowanie trupa przez Jelinek. Tak jak Oriana Fallaci (w "Wywiadzie z samą sobą") oddaje cześć ofiarom islamskich terrorystów nadając im ich prawdziwe imiona i nazwiska, noblistka wkłada im w usta, to, co myśli, że chcieliby nam powiedzieć. 

Spektakl jest bolesny. Gdy aktorzy mówią do nas, mimo ich młodego wieku, to co mówią jest przemyślane i przefiltrowane przez ich własne doświadczenie. Doskonale potrafią się wczuć w role. W rolę matki, która traci dziecko ("mam akt urodzenia i akt zgonu, to mam syna, czy nie?" wykrzykuje pytanie publiczności świetna Dominika Biernat); matki, która żałuje, że urodziła syna, bo tym samym zmarnowała sobie życie (Marta Nieradkiewicz). Jelinek nie ma dla nas litości. Zalewa nas jej robaczywa wizja świata. To, co ludzkie wydaje nam się tak strasznie obce. 

Nie polecam spektaklu stowarzyszeniu Unum Principium. Po co mają się ich uczucia religijne obrazić. Przy tym, jak Jelinek wytyka Bogu jego zadufanie i bezwzględność, striptease Matki Boskiej Fatimskiej (w "Turystach") jest jedynie zabawą niemowlaka. Chyba, że otworzą się na treść i obraz, które płyną ze sceny. Jak plugawy język obrazuje nam nasze człowieczeństwo. I to, co obce, potraktują jako ludzkie. Ze sceny płynie informacja, że nasze pozornie niewinne gesty w drugim człowieku rodzą niewyleczalne traumy. Opowieść o tym, jak od urodzenie hodujemy przyszłych pacjentów psychoanalityków. Jak sami beznamiętnie mordujemy w białych rękawiczkach. Bije w nas nieodwracalne okrucieństwo dwójki młodych, grzecznych chłopców, bohaterów "Funny Games" Michaela Hanekego, którzy w białych rękawiczkach właśnie, bezwzględnie wykańczają rodzinę, na którą napadają. 

Teatr Polski w Bydgoszczy wydał bardzo wyczerpujące materiały na temat spektaklu. Maja Kleczewska przed premierą szczegółowo i z dużą troską o widza wymieniała wątki wybrane z 80-stronicowego tekstu Jelinek. Śmierć, wojna, nasze beznamiętne patrzenie na zdjęcia, relacje w mediach. Warto zapoznać się z nimi po obejrzeniu spektaklu, by nie zawężać tego, co noblistka ma nam do powiedzenia. A ma wiele i wali w nas bez ogródek. 

"Babel" to mądre przedstawienie, świetnie zagrane, zakończone recitalem Sebastiana Pawlaka, który wycierając twarz pieluchomajtkami pełnymi fekaliów, dziwi się, że my jeszcze na to patrzymy. Dolewa oliwy do ognia i nic nie jest w stanie go ugasić. Nawet woda, która jest na scenie nie daje ukojenia. Styks? Czy piwniczna stęchła i śmierdząca maź, która oblepia nas jak tekst. 

Żebyśmy mogli się śmiać, ktoś musi zapłakać.



Dominika Kiss-Orska
Gazeta Pomorska
11 marca 2010
Spektakle
Babel