Takich rzeczy się nie mówi

Ciasto jogurtowe, HIV, granice, seks, filtr, przemoc, płeć, katastrofa klimatyczna, lifting, aktywizm, hulajnogi, niezależność. Warto mieć zdanie na KAŻDY temat, „jak nie masz zdania, nie istniejesz". Ale czasem dochodzi się do wniosku, że „Nie trzeba było tego mówić" i nie bez powodu jest to tytuł komedii Salomé Lelouch – aktorki, dramaturżki i reżyserki. Tym razem za sprawą, znanego łódzkim widzom, Jakuba Przebindowskiego, tekst sceniczny, który zdobył popularność we Francji, debiutuje w Teatrze Powszechnym w Łodzi.

Skąd katastrofa klimatyczna i HIV obok ciasta jogurtowego i hulajnóg? To jedne z tematów, z powodu których w każdej z „mini scenek" dochodzi do sprzeczki. Trzy pary, sześć różnych światopoglądów. Czy możliwym jest pozostanie niezależnym i zachowanie własnego zdania, będąc w związku? Gdzie wyznaczyć granice? Spektakl nie stawia widza przed gotowymi odpowiedziami. Wielością scenek „wierci dziurę w głowie", mnożąc pytania, co myśleć w danej sytuacji.

Pewna powtarzalność i rytmiczność pojawiających się kadrów początkowo intryguje, z czasem jednak zaczyna męczyć. Być może jest to celowy zabieg, bo przeładowanie treściami, zdają się odczuwać także bohaterowie. Co rusz nadchodzi nowy dylemat i tym samym źródło małżeńskich nieporozumień, które, dzięki realistycznej grze aktorskiej: Marty Jarczewskiej, Moniki Kępki, Karoliny Kleniewskiej, Kamila Suszczyka, Arkadiusza Wójcika i Artura Zawadzkiego, przenosi umysły każdego odbiorcy do znanych sytuacji domowych.

Kolorowe postacie, w każdej scenie ubrane inaczej, kierują (celowo bądź nie?) uwagę na kwestię hipokryzji klasy średniej i wyższej, których przedstawiciele, szukając ubrań w swoich przepełnionych szafach, „martwią się" zmianą klimatu i wszechobecnym konsumpcjonizmem...
Konsumpcjonizm, planeta, aborcja, niebinarność. Twórcy stanęli przed wyzwaniem poruszenia głośnych i aktualnych tematów, które odbijają się echem w mediach i jak w spektaklu wchodzą do domów.

Momentami ukazane przerysowanie, z jednej strony stereotypowo, a z drugiej – na przekór – nad wyraz nowocześnie. Komedia ma za zadanie bawić, gorzko jednak przysłuchuje się reakcjom całej sali, dla której niewyobrażalnie zabawne okazuje się, że „hydraulik z wąsem" prosi, by używać formy „pani" zamiast „pan". Czy to na pewno ta droga ukazania osób nieidentyfikujących się ze swoją płcią? Zamiast edukować, powiela obraz dominujący w głowach odbiorców, nie dość, że w kwestii kategorii typowo męskich zawodów, to ponadto stereotypowego podejścia do płci.

Doceniam próbę podjęcia przez autorkę scenariusza tego tematu, reakcja widzów, przeniosła mnie natomiast na widownię kabaretu z „facetem przebranym za babę". Wierzę jednak, że zabieg ten jest celowy i ma na celu dotrzeć do widza, który dostrzeże pod warstwą przerysowania problem społeczny, a nie tylko powód do bezrefleksyjnego śmiechu.

Poza płaszczyzną treściową – to zdecydowanie scenografia, za którą odpowiada Wojciech Stefaniak, zapada w pamięć, mimo że to jedynie kilka mebli. Wnoszone są za to jawnie, na oczach widowni i to... przez aktorów. Po każdym skeczu na scenie pojawia się cała ekipa, która niczym osoby zupełnie z zewnątrz, biorą dany element ekspozycji i bez większego przejęcia zabierają go, inni za to coś wnoszą, kręcą się, przechodzą, a później zawracają. Wreszcie nową scenografię zapowiada - w zależności od przedstawianej pary – filmik, zdjęcie, wizualizacja autorstwa Hektora Weriosa. Zrobione stylowo i uzupełniające spektakl o dodatkowy wymiar.

Ożywione wizualizacje to nawiązanie do twórczości Davida Hockneya. Użycie tej multimedialnej formy scenografii wprowadza dynamizm, ale też uczucie biegu i szybkiej zmiany akcji, która jest być może metaforą problemów, które nieustannie przybywają i przychodzi nam się z nimi mierzyć. Z kolei, niedający się przegapić filmik w basenie, jawi się jako nawiązanie do kultowego „La Piscine" z Alainem Delonem i Romy Schneider – także ukazującego relację między kobietą a mężczyzną. Te w spektaklu są niezwykle dynamiczne. Raz to kobiety dominują i zapętlają mężczyzn w swoich przekonaniach, później role się odwracają.

Najczęściej jednak dochodzi do przewrotnych wniosków, które, mimo że scenki nie są ze sobą połączone, powracają. Tym sposobem klamrą kompozycyjną staje się, być może nie najdonioślejszy z problemów – ciasto jogurtowe.

Spektakl jawi się jako portret przebodźcowanego społeczeństwa, które co dzień budzi się z nowymi dylematami, obawami, pytaniami bez odpowiedzi. Przeplata wątki trzech par, skupiając się na tym, jak funkcjonuje wolność i akceptacja opinii drugiej osoby w związkach partnerskich, tworzy jednak stadium odnajdywania się w teraźniejszości, która, nawet nieproszona, gości w domach i głowach nas wszystkich.

Forma przeplatających się „minihistorii", z której każda podnosi ważny społeczny problem bądź dylemat, ukazana w przystępny, komediowy sposób. Dla uwrażliwionego na współczesne tematy widza będzie to raczej gorzkie widowisko, pozostawiające w nastroju do refleksji, mimo że w trakcie powodów do śmiechu nie brakuje, co zadowoli z kolei tych mniej świadomych. A może i ich skłoni do przemyśleń.



Maja Owczarek
Dziennik Teatralny Łódź
28 stycznia 2025