Taniec z cieniem

Michaił Barysznikow, legendarny rosyjski artysta, wystąpił na Łódzkich Spotkaniach Baletowych. Ma 61 lat, ale zachował dawną klasę, nie udaje też, że jest młody

Przed laty ze swym rodakiem Rudolfem Nurejewem konkurował o miano tancerza stulecia, dziś jest bardziej gwiazdorem popkultury. Firmuje swym nazwiskiem kolekcje ubrań i perfumy, dodaje splendoru komercyjnym hitom takim jak "Seks w wielkim mieście". Zagrał w ostatniej części serialu, gdzie tak skutecznie kusił swym dojrzałym, męskim wdziękiem, że jedna z bohaterek rzuciła dla niego ukochany Nowy Jork i przeniosła się do Paryża.

Choć za pierwszą z filmowych ról w "Punkcie zwrotnym" (1977) otrzymał nominację do Oscara, jego aktorska kariera nie jest znaczona wybitnymi osiągnięciami, eksponował głównie własną zewnętrzność. Duszę najpełniej wyraził w thrillerze "Białe noce" (1985), gdzie zagrał Rosjanina, którego pasją jest taniec. By spełnić marzenia, uciekł na Zachód, ale nie z własnej woli znów znalazł się w Związku Radzieckim i został uwięziony.

W 1974 r., podczas występów w Kanadzie leningradzkiego Teatru im. Kirowa, Michaił Barysznikow odłączył się od zespołu. W ucieczce przed agentami KGB pomagał mu Nurejew, który wcześniej uzyskał azyl.

Gwiazdy nie chcą zejść ze sceny

W tańcu Barysznikow osiągnął wszystko. Był wspaniałym przedstawicielem rosyjskiej klasyki, potem głównym solistą i dyrektorem najlepszego zespołu na świecie – American Ballet Theatre. Współpracował z największymi choreografami współczesnymi, występował na Broadwayu. Obecnie prowadzi Baryshnikov Art Center promujące sztukę eksperymentalną (nie tylko taneczną), ale nie potrafi rozstać się ze sceną.

Nie pierwszy to przypadek, że wielka gwiazda baletu próbuje walczyć z czasem. 50-letnia Margot Fonteyn wciąż była białym łabędziem, tańczyła tracąca wzrok Alicia Alonso oraz największa dama nowoczesnej sztuki tańca Martha Graham. Nie odmówiła sobie też przyjemności krótkiego występu podczas ubiegłorocznej wizyty w Warszawie 82-letnia Maja Plisiecka.

Mężczyźni łatwiej godzą się ze swym wiekiem, częściej zostają choreografami lub dyrektorami zespołów baletowych. Michaił Barysznikow też nie narzeka na brak zajęć, a jednak nadal tańczy. W przeciwieństwie jednak do wielu dawnych sław nie udaje, że czas stoi w miejscu.

Kiedy pojawia się w choreografii "Years Later" Francuza Benjamina Millepieda, jego partnerem staje się własny cień, jak wspomnienie przeszłości. Potem na ekranie za plecami artysty we fragmencie archiwalnego filmu młodziutki Barysznikow olśniewa serią wspaniałych skoków zakończonych tzw. batteries. Dziś nie jest w stanie tego dokonać, pokazuje, jak zmaga się z własną fizycznością i zmęczeniem. Jego sylwetka jest jednak wciąż nienaganna, a każdy gest niesłychanie wyrazisty.

W pantomimicznej scence solowej "ValseFantasie" (choreografia Rosjanina Aleksieja Ratmanskiego), której premiera odbyła się zaledwie dwa tygodnie temu, udowadnia, że przede wszystkim liczy się osobowość. W tej historii – wspomnieniu miłości – Barysznikow młodnieje, odzyskuje dawny, lekko szelmowski uśmiech, a każdy jego najdrobniejszy ruch dłoni ma znaczenie.

Pustka za plecami

Głównym punktem występu w Teatrze Wielkim w Łodzi był balet "Place" słynnego Szweda Matsa Eka. To opowieść o spotkaniu dwojga dojrzałych ludzi – kobiety i mężczyzny, którzy razem próbują ułożyć sobie życie. Partnerką Barysznikowa jest tu Hiszpanka Ana Laguna przez lata związana z zespołem Eka – Cullberg Ballet.

Ana Laguna doskonale czuje język tańca tego choreografa, zachowała młodzieńczą giętkość i wyrazistą ekspresję. W jej tańcu jest magia, co udowodniła i w "Solo for Two" Matsa Eka z symbolicznym udziałem Barysznikowa. On jest równie wyrazisty, a jednak pozostaje tancerzem wychowanym na klasyce. Swego ciała nie potrafi tak dostosować do współczesnego stylu. Pozostaje sobą, przeniesionym w inny świat tańca.

– Za plecami wielkich artystów wytworzyła się pustka. Pytanie, kto będzie ich następcą, pozostaje bez odpowiedzi – powiedział mi Michaił Barysznikow podczas poprzedniej wizyty w Polsce w 2001 r. Minęło osiem lat i słowa te są wciąż aktualne. W tańcu nadal nie pojawiła się indywidualność tej miary co on.



Jacek Marczyński
Rzeczpospolita
22 maja 2009