Taśmy traum
Każdy z nas ma w swoim życiu choć jedną taką historię, która, mimo upływu czasu, uporczywie do nas wraca, niczym fale bez ustanku rozbijające się o brzeg. Poczucie żalu o to, jak coś się potoczyło, czy wyrzuty sumienia - choćby dotyczyły drobiazgu – potrafią wyłaniać się z mgły nawet najodleglejszych wspomnień.Jedną z takich historii w specyficznej przestrzeni artystycznej, jaką jest Czytelnia Dramatu, wyreżyserował Tomasz Man. Tekst, po który sięgnął, to „Letni dzień" tegorocznego noblisty Jona Fosse. Man posadził na scenie Czytelni czwórkę aktorów, rozmieszczając ich trójkę – Tatianę Kołodziejską, Elżbietę Donimirską oraz Artura Belinga – po lewej stronie sceny, przy stoliku kawowym, a jednego z nich – Jakuba Mikołajczaka – po prawej stronie sceny, trochę jakby poza akcją.
W opowieści dominuje brak osoby, na której powrót czeka postać Elżbiety Donimirskiej. Narracja płynie tutaj niespiesznie, w iście skandynawskim stylu. Dowiadujemy się zresztą szybko, że ważną rolę w przedstawionych wydarzeniach odgrywa fiord, nad którym stoi dom bohaterki. Świetnym zabiegiem uzupełniającym snutą historię jest to, że didaskalia są odczytywane przez Jakuba Mikołajczaka, dzięki czemu „widzimy" ruch sceniczny i miejsca, w których toczy się akcja. Jedyny wprowadzony element scenografii to stojący w centralnym punkcie z przodu sceny zegar, który tykając głośno odmierza czas „przed" i „po" w życiu narratorki.
I właśnie – na scenie nie dzieje się nic – nie pojawia się tak naprawdę żaden ruch. Aktorzy czytają, rzecz wydarza się wyłącznie poprzez słowa, pozwalając na totalne uruchomienie wyobraźni. Spokojnie można było zamknąć oczy i widzieć i słyszeć wydarzenia i miejsca, o których mowa – biały domek bohaterki, drogę do hangaru czy pomost i wzburzone fale (stworzone przez Mana efekty dźwiękowe i formy muzyczne doskonale ten obraz budowały).
Słyszymy tutaj raz ludzi z „teraz", a raz ludzi z „wtedy" i odrobinę kojarzy się to z reportażem, z taką relacją świadków, choć wprost nie pada ani jedno określenie, które by powiedziało, co tak naprawdę zaszło. Tego możemy się tylko domyślać po dialogach i opisanych zachowaniach bohaterów. Zupełnie jak w dobrze zmontowanym reporterskim materiale radiowym prowadzą nas tutaj emocje. Trudno zdecydować, czy te, które były w głosie postaci Elżbiety Donimirskiej na świeżo, czy te długo później, wzruszają bardziej. Bo zarówno głos tej, która właśnie doświadcza niepokoju, a następnie straty, jak i tej, która z tą stratą żyje od lat, niesie ładunek smutku i żalu, ale też głębokiej i pięknej miłości. Głosy znajomych, którzy byli i są przy niej, uzupełniają ten emocjonalny krajobraz doskonale.
W ostatniej opowiedzianej scenie (budzącej silne skojarzenie z wierszem Haliny Poświatowskiej "***(Jestem Julią)", gdzie podmiot liryczny mówi o stanie po odejściu miłości: "nie wróciła/ Jestem Julią/ mam lat tysiąc/ żyję -") kobieta, która dzieli się z nami swoją historią, stoi i patrzy przez okno. Jak tamtego dnia, odtwarzając w głowie to, co się wtedy stało i jakie emocje temu towarzyszyły, po raz kolejny, niczym taśmę traumy. Mimo że dzięki niej dobrze wie, że w świecie za szybą nie ma tego, na którego czekała, będzie go nawykowo wypatrywać.
I ja będę wypatrywać realizacji „Letniego dnia" Jona Fosse w reżyserii Tomasza Mana na deskach teatrów z nadzieją, że nie będzie to czekanie na Godota.
"Letni dzień"
Autor: Jon Fosse
Reżyseria & ambienty: Tomasz Man
Czytali: Elżbieta Donimirska, Tatiana Kołodziejska, Artur Beling, Jakub Mikołajczak
Światło / dźwięk: Jakub Bartusz
Zdjęcia: Katarzyna Poryszko
Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. C. Norwida w Zielonej Górze
22 XI 2023
Gospodarz / pomysłodawca cyklu: dr Andrzej Buck
Koordynacja / program cyklu: dr Janusz Łastowiecki
Agata Kostrzewska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
2 grudnia 2023