Tatuaż Ismeny

Zgodnie z ideą udzielania głosu postaciom i grupom pomijanym do tej pory w kulturowym obiegu reżyser Marcin Liber uczynił pierwszoplanową bohaterką swojej inscenizacji "Antygony" w Teatrze Nowym Ismenę. Pod koniec spektaklu staje się ona ocalałym więźniem obozu w Oświęcimiu, któremu współczesny artysta chce odnowić obozowy numer.

Ten artysta to Artur Żmijewski, a scena jest rekonstrukcją fragmentu jego filmu 80064. 92-letni Józef Tarnawa wspomina tam swój pobyt w obozie. Swoją postawę streszcza następująco: żaden protest, pogodzić się z sytuacją, jaka jest, przetrwać z dnia na dzień, unikać jakichkolwiek konfliktów. Postawa Ismeny? Być może. Autorom obu artefaktów (filmu i spektaklu) chodzi o oddanie głosu zwykłym ludziom, bohaterom drugiego planu. A przy okazji o dekonstrukcję oficjalnej, bohaterskiej narracji. To dlatego "zliberalizowana" Antygona idąc na śmierć wykrzykuje: NIech nikt nie rucha mojego trupa!NIech nikt nie rucha mojego trupa!. Postulat jak najbardziej słuszny i sam chętnie wpiszę go do swojego testamentu. Problem w tym, że autorzy spektaklu sami do pewnego stopnia taką teatralną nekrofilię uprawiają, wplątując w przekaz polityczne odniesienia do 10 kwietnia (data premiery, ale też akcentowanie fragmentu tekstu, w którym Hajmon deklaruje ojcu, że pójdzie za twoim przewodem, pogrzeb Polinika z BOR-owcami czy wreszcie zdjęcia kompanii honorowej w programie - na szczęście nie w wersji Żmijewskiego). Pogrzeb, jak śmierć, jest sprawą prywatną i żaden Kreon nie będzie tą sferą manipulował dla politycznych korzyści. Innymi słowy: dajcie już spokój z celebrowaniem rocznic katastrofy smoleńskiej.

Problem jednak w tym, że Kreon też ma swoje racje, a oprócz pychy i dumy kieruje się też interesem wspólnoty, którą jako władca reprezentuje. Liber tego wspólnotowego wymiaru zdaje się nie dostrzegać.

A propos programu: obecność tekstów Żiżka i Judith Butler nie dziwi, ale zobaczyć podpisaną pod tym lewicowym wyborem kontekstów Bożenę Jędrzejczak (łódzka radna PiS) - bezcenne. Niedługo się okaże, że i Sofokles współpracował z Krytyką Polityczną.

Dwa są wyróżniki nowoczesnego teatru - projekcje wideo i ukazywanie męskiej nagości. Spektakl w Nowym załatwia oba punkty programu obowiązkowego za jednym zamachem. Już na początku na ekranach pokazane jest nagie ciało zmarłego brata Antygony, ze zbliżeniem na genitalia. Ismena zasłania wtedy Antygonie oczy - by nie patrzyła na śmierć. Potem filmów już nie ma, ale są zbliżenia twarzy możliwe dzięki działającej cały czas na żywo kamerze. W pewnym momencie Hajmon pluje królowi w twarz właśnie w kamerę. Na ekranie widzimy spływającą ślinę. Techniki w ogóle jest w tym przedstawieniu za dużo. Dodana postać Tanatosa jest też DJ-em i hardcorowym wokalistą - gra, śpiewa, wykrzykuje, konsoletę obsługuje. Aktorzy używają mikroportów, uzasadnionych w scenach szeptanych, ale przez złe nagłośnienie tylko pogarszających sytuację ze złą dykcją w pozostałych fragmentach. Gdy pod koniec przedstawienia więcej mówią Monika Buchowiec i Bartosz Turzyński, oddychamy z ulgą - wraca standard podawania tekstu ze starego teatru unplugged.

Bardzo podobał mi się chór, jego pieśni (stasimon III brzmi jak Pieśń nad pieśniami), ruch sceniczny, efekty rytmiczne. Spektakl Libera to w ogóle kawał dobrego teatru. Gdyby go tylko oczyścić z manieryzmów i politycznych aluzji.



(–)
www.reymont.pl
19 kwietnia 2013
Spektakle
Antygona