Tatuś krajowy

Ojciec polski spóźnił się na własny występ. Próbował bezczelnie kłamać, że to dlatego, że stał w korku a przecież naprawdę zatrzasnął się w toalecie. Zdradził to zgromadzonej w Magazynie Ciekłego Powietrza publiczności jego syn, syn polski. Szczeniak wsypał tatusia niechcący, no i wyszło na jaw, że ojciec polski nie jest święty. Nie jest przecież ojcem świętym, tylko ojcem polskim. Z dziada pradziada.

Rafał Rutkowski od pierwszych słów monodramu autorstwa Michała Walczaka zaczarował odbiorców i z każdą chwilą rozkręcał się coraz bardziej, wciągając widzów w niezwykłe przedstawienie. Pojawiło się tu kilka dowcipów tylko dla panów (zresztą kobiety zostawały na spektaklu na własną odpowiedzialność), wykład o losach ojców polskich, począwszy od czasów prehistorycznych (ojciec polski przyodziany w skóry), a skończywszy na współczesności (ojciec polski, który odnalazł się na liście agentów), opowieść o niełatwym doświadczeniu ojca polskiego: konieczności uczestniczenia w porodzie rodzinnym, podczas którego to kobieta jest w centrum uwagi (skandal!), wreszcie zapowiedź nowego czasopisma, kolorowego magazynu dla ojców polskich i wystąpienie na mównicy sejmowej. Bo ojciec polski musi być wszechstronny. Potrafi majsterkować i podrywać młode matki, potrafi pić wódkę z termosu, sugerującego herbatę. Tylko z synem polskim nie zawsze sobie radzi, zwłaszcza kiedy uroczo raczkujące maleństwo niepostrzeżenie przeradza się w zbuntowanego nastolatka, rapującego brzydko na temat rodzica, nastolatka, który przestaje okazywać ojcu polskiemu należny mu szacunek. Tak, syn polski, potomek ojca polskiego, będzie miał w tym show swoje pięć minut, w końcu motywem przewodnim czwartej edycji Chorzowskiego Teatru Ogrodowego są duety (dziadka polskiego, również pojawiającego się w spektaklu, nie liczę, w końcu to tylko ojciec polski, który zdziadział, naturalna kolej rzeczy).

W przedstawieniu przełamana zostaje granica między sceną a publicznością. Rafał Rutkowski wielokrotnie pojawia się wśród publiki, a to, by odnaleźć pacjentów swojego psychoterapeuty, przysłanych jako klaka, a to, żeby odegrać z wybranymi widzami miniscenki z życia normalnej rodziny Przynajmniej jeśli za normalną uznać rodzinę, w której pan domu za sprawą zmajstrowanego w piwnicy włochatego brzuchola wciela się w kobietę w ósmym miesiącu ciąży, a pani domu udaje zblazowanego męża. Ojciec polski ma wiele twarzy, a każda z nich jest zabawna.

Strzałem w dziesiątkę okazało się tu połączenie stand-upu i teatru. Dzięki temu Rutkowski nie tylko opowiada kolejne dowcipy, ale również przedstawia wyimki z egzystencji swoich bohaterów. Monodram zyskuje więc na dynamiczności (w wersji zaprezentowanej na ChTO zajął godzinę i 45 minut, a publiczność nie miała szansy ani przez chwilę się nudzić), a aktor może w pełni zaprezentować swój kunszt.

Tekst nie bazuje wyłącznie na stereotypach i oklepanych damsko-męskich relacjach, śmiech wywołuje się tutaj na różne sposoby: zmianami konwencji (wiersz ojca polskiego "Ojciec polski pukający do kobiecości bram", taniec i przemówienie), skojarzeniami słownymi (ojciec redaktor nowego magazynu dla ojców polskich), poprzez humor sytuacyjny i trafne odniesienia do pozaliterackiej rzeczywistości. Przerysowana charakterystyka ojca polskiego to powód do nabudowywania nowych żartów. Rutkowski jako ojciec polski tryska energią i budzi sympatię. Warto wracać do tego przedstawienia.



Iza Mikrut
Gazeta Festiwalowa Sztajgerowy Cajtung
18 sierpnia 2010
Spektakle
Ojciec polski