Tchnienie życia
Utalentowany aktor Grzegorz Małecki (prywatnie syn Anny Seniuk) na debiut reżyserski wybrał tekst współczesnego brytyjskiego autora Duncana Macmillana "Tchnienie" i zgodnie z zaleceniem autora nie próbował go "uatrakcyjniać" rozmaitymi elementami inscenizacyjnymi. Spektakl bowiem, tak jak tekst sztuki, opiera się wyłącznie na dwojgu aktorach, którzy do dyspozycji mają tylko słowo. Żadnych wspomagających środków.Sytuacje sceniczne, rozmaite wydarzenia, przemieszczanie się bohaterów w przestrzeni i czasie - wszystko to widz ogląda oczami swojej wyobraźni wywołanej dialogującymi ze sobą postaciami. Dramaturgia przedstawienia tworzona jest tu wyłącznie słowem. Ascetyczny, minimalistyczny w wykorzystaniu środków teatralnych, mądry i głęboki w podejmowanej tematyce spektakl. W pełni udany debiut reżyserski Grzegorza Małeckiego.
Rdzeń tematu
Na dosłownie pustej scenie, bez scenografii, żadnych dekoracji, rekwizytów, muzyki, bez jakiejkolwiek ścieżki dźwiękowej, bez reżyserii światła, które zazwyczaj dynamizuje spektakl (jest tylko światło techniczne, po to, byśmy widzieli aktorów na scenie), para młodych ludzi, ona (Justyna Kowalska) i on (Mateusz Rusin) rozważają plany wspólnego życia, decyzję o założeniu rodziny, posiadaniu dziecka. I to jest rdzeń tematu. Ale owe rozmowy, rozważania obudowane są także refleksją dotyczącą uwarunkowań zewnętrznych: niestabilności świata, politycznych wojen wykrwawiających ludzi, tragedii wywołanych zjawiskami przyrody, jak huragany, trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów, powodzie, ekologii.
Toteż wśród tematów bezpośrednio dotyczących tej pary młodych ludzi przewija się egzystencjalny lęk o zakładanie rodziny w warunkach niepewnej przyszłości świata. I kiedy on nieśmiało wychodzi z propozycją posiadania potomstwa, ona w pierwszej chwili jest przerażona, że nie podoła, że nie podołają, że nie ma warunków itd., itd. Ale zaraz potem zaczyna wracać do myśli o dziecku, coraz częściej. I kiedy jest już w stanie błogosławionym, nie wyobraża sobie, by mogło go nie być.
I, jak powiada, akceptuje dziecko także, gdy urodzi się chore. Nie ma tu mowy o żadnej aborcji. Oboje kochają maleństwo, które ma się wkrótce narodzić. Ale życie niesie niespodzianki. Kiedy nagle następuje poronienie, a tym samym dramat obojga - dochodzi do kryzysu uczuć. Rozstają się. Dopiero po latach ponownie się spotkają i już jako osoby dojrzałe życiowo założą rodzinę, wychowają syna, wspólnie się zestarzeją. Bardzo piękna i przejmująca finałowa scena jest świadectwem miłości i wartości, jaką stanowi rodzina.
Przywracanie miejsca słowu
Przedstawienie jest znakomicie wyreżyserowane i świetnie zagrane. Widać tu ogromną dyscyplinę aktorską w prowadzeniu ról. Taki spektakl, gdzie aktorzy nie mogą "schować się" na przykład za dekoracją czy wspomóc rekwizytem albo multimediami (co dzisiaj nagminnie jest wykorzystywane w teatrach, niestety), wymaga od aktorów nie tylko panowania nad słowem, ale i świadomości, że tylko wypowiadanymi słowami, ich modulacją, barwą głosu, mimiką, rytmem wypowiadanych kwestii budują całą przestrzeń spektaklu. A także przestrzeń duchową postaci, ich rozwój emocjonalny i upływ czasu. Tutaj wszystkie te elementy zaistniały. Można powiedzieć, że spektakl ten przywraca słowu należne miejsce w teatrze. A to ważne, bo teatr od lat coraz bardziej deprecjonuje słowo na rzecz często rozmaitych bezsensownych skandalizujących obrazków, jakiejś dziwacznej bieganiny po scenie. Tutaj każde słowo jest słyszalne i nasycone treścią. A każda pauza ma "mówiące" znaczenie.
W tych neopogańskich czasach, w jakich dziś żyjemy, w kontekście agresywnie toczącej się rewolucji aksjologicznej z celowym zacieraniem granic między dobrem a złem, propagowaniem postaw życiowych nastawionych na indywidualizm, hedonizm, wygodnictwo, brak odpowiedzialności, życie w tzw. związkach partnerskich bez zobowiązań, a także w kontekście propagowania "kultury" śmierci (aborcja, eutanazja) - ten spektakl opowiadający się za życiem, miłością, rodziną, macierzyństwem jest, można powiedzieć, jednoznacznym wyłomem. A w porównaniu z tym, co dzisiaj oglądamy na scenach i w ogóle w kulturze, a także biorąc pod uwagę silną presję środowisk lewacko-liberalnych na rzecz poprawności politycznej, "Tchnienie" jest przedstawieniem odważnym, idącym pod prąd owej presji. Jest swoistym manifestem na rzecz wartości.
Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
16 października 2018