Teatr Bez Rzędów, bez marnych aktorów i brzydkich aktorek
Współczesny teatr nastawiony jest na goliznę, brutalność i kontrowersja Tego wszystkiego nie zobaczysz na scenie przy Krakowskiej 13. Aktorzy nie przychodzą tu, by zarabiać, ale by się rozwijać. Na czynsz za salę po prostu się składają. I robią to, co kochają - grają spektaklePrzy Krakowskiej 13 dziś wielka feta. Swoje pierwsze urodziny pod tym właśnie adresem obchodzi Teatr Bez Rzędów. Nieformalna grupa młodych twórców, którzy w wolnym czasie, poza pracą w teatrze, spotykają się, by wspólnie tworzyć teatr.
Teatru w życiu naprawdę nigdy zbyt wiele
Wszystko zaczęło się w 2008 roku od monodramu "Zagraj to jeszcze raz... - sam!" inspirowanego sztuką Woody'ego Allena. Aktor Lech Walicki, który na co dzień występuje na deskach Teatru Groteska, zastanawiał się, co można robić po pracy. Odpowiedź była jedna - teatr.
Akurat trwała wakacyjna przerwa repertuarowa. Pojawił się więc pomysł, by to wykorzystać i ze swoją pasją ruszyć w plener. Tak powstały spektakle "Ostatnia niedziela" i "Lisia intryga" inspirowane twórczością Sławomira Mrożka.
- Chciałem z teatrem wyjść do ludzi. Pokazać, że grać możemy wszędzie. Niepotrzebny jest do tego budynek, scena ani rzędy - wspomina Lech Walicki. Tak w naturalny sposób zrodziła się idea Teatru Bez Rzędów.
- Teatru bez dachu, bez "desek", bez dyrektora, bez dziury w całym, bez marnych aktorów i brzydkich aktorek, bez angażów choć z zaangażowaniem, bez braku fantazji, bez przesady - wyjaśnia Walicki. Do współpracy zaprosił oso by poznane jeszcze w czasach szkoły aktorskiej - Agatę Butwiłowską, Ewę Mrówczyńską, Grzegorza Eckerta, Henryka Hryniewickiego.
Obecnie teatr gromadzi około 20 twórców. Aktorów zarówno zawodowych, jak i amatorów, a także muzyków i scenografów.
- Nikt z nas nie przychodzi tu, by zarabiać, ale by się rozwijać. Tutaj wszystko robimy z pasji. Na czynsz za salę po prostu robimy składkę. Pokazujemy, że na ciekawą scenografię nie trzeba wydawać 200 tysięcy złotych - wyjaśnia aktor Jakub Sochacki.
Długie poszukiwanie sceny i rzędów
Jednak zanim znaleźli swoje miejsce przy ulicy Krakowskiej, ze swoją twórczością gościli pod wieloma adresami. Grali między innymi w "Artefakt Cafe", w "Kanapie kulturalnej" czy "Zaraz wracam Tu".
- To było przewożenie scenografii w bagażniku, co powodowało, że wiele czasu traciliśmy na kwestie logistycznych, zamiast skupiać się na sztuce - wspomina Łukasz Pracki.
Zaczęli więc szukać swojego miejsca. Pytali znajomych o wolne piwnice albo garaże. Przez przypadek dowiedzieli się o aukcjach Zarządu Budynków Komunalnych na wynajem lokali należących do gminy.
- Zacząłem więc jeździć po kolejnych lokalizacjach. Trafiłem na Krakowską 13
I od razu wiedziałem, że to miejsce idealne dla nas - twierdzi Adam Godlewski.
Nie przeraził ich stan, w jakim znajdowały się pomieszczenia na parterze zabytkowej kamienicy. Przed wojną mieściła się tu restauracja, później przytułek, biblioteka, a nawet solarium. Przez cztery ostatnie lata wejście do budynku nie było jednak zabezpieczone. W środku sterty śmieci, a nocą alkoholowe libacje bezdomnych. Jednym słowem - ruina.
Zaryzykowali i ruszyli z remontem. Zerwali zniszczony parkiet i położyli go od nowa, odmalowali ściany. Prace trwały niemal cztery miesiące.
Na widowni pojawiły się fotele, które dawniej służyły w kinie ARS przy ulicy św. Jana. Reflektory kupili za grosze "w spadku" po Teatrze im. J. Słowackiego (tak przynajmniej twierdzi ich poprzedni właściciel).
Glolizna i kontrowersje - nie pod tym adresem
Na początku nikt o nich nie wiedział. Na spektakle przychodziło zaledwie kilka osób, niektóre trafiały tu zupełnie przypadkiem. Robili swoje. Grali kolejne spektakle.
- Teatr współczesny nastawiony jest na goliznę, brutalność i kontrowersje. My nie chcemy i nie mamy zamiaru tym epatować. Banalnych rozwiązań staramy się unikać - zapewnia Lech Walicki.
Aktorzy z Teatru Bez Rzędów, który od roku dysponuje już widownią dla około 50 osób, zapewniają, że nie chcą być postrzegani jako konkurencja dla dużych teatrów.
- Żaden teatr prywatny nie ma szans konkurować z teatrami instytucjonalnymi gdyż za nimi stoją ogromne pieniądze. Ponadto my docieramy ze swoją twórczością do nieco innych widzów - ocenia aktor Łukasz Pracki.
Kolejne spektakle w ich wykonaniu prawie zawsze gromadzą pełną widownię. Ludzie przychodzą i reagują wielkim zdziwieniem na to, co widzą. Takie reakcje były min. po premierze najnowszego spektaklu "Umarł król, niech żyje knur". Krakowska widownia dawno nie widziała bowiem na scenie pacynek. A tu nie bez znaczenia jest fakt, że wielu spośród aktorów Teatru Bez Rzędów ukończyło Wydział Lalkarski Akademii Teatralnej w Białymstoku.
- Często słyszymy, że widzowie nie zdawali sobie z tego sprawy, że taki teatr można również tworzyć. Forma lalkarska spektaklu daje ludziom do myślenia. Widz nie ma podanego wszystkiego na tacy - całą historię opowiadamy przez metaforę - wyjaśnia aktor Adam Godlewski.
Nie robimy spektakli, bo jest na nie zapotrzebowanie i da się na nich zarobić. Nie jesteśmy teatrem programowym, nie wnioskujemy o dotację. Nikt nie nałoży nam kagańca.
Najnowszy spektakl, nazwany został przewrotnie "pacynkową orgią liryczną", to nie tylko prawdziwy majstersztyk, ale niezwykle pouczająca farsa. Spektakl inspirowany "Królem Mięsopustem" Rymkiewicza w dowcipny sposób dotyka kwestii władzy, żądzy posiadania, próżności.
- Nie robimy spektakli, bo jest na nie zapotrzebowanie i da się na nich zarobić. Nie jesteśmy teatrem programowym, nie wnioskujemy o dotację czy dofinansowania, nikt nie nałoży nam kagańca - zapewnia Lech Walicki.
I to ich wyróżnia. W ich repertuarze trudno znaleźć dwa podobne do siebie spektakle. Nie ma szukania wyjątkowości na siłę. Starają się robić swoje-tworzyć teatr.
Choć przy Krakowskiej 13 funkcjonują już od roku, to nie chcą, by metaforyczne rzędy ich ograniczały. - Dlatego w trakcie przygotowań do premiery już myślimy, jak spakować scenografię do walizek i przewieźć w inne miejsce -zapewnia Walicki. I dodaje, że jeśli będzie taka potrzeba, większość spektakli mogą zagrać nawet na środku ulicy.
"Teatr Bez Rzędów, bez marnych aktorów i brzydkich aktorek"
Marcin Warszawski
Dziennik Polski
11 marca 2014