Teatr można łatwo unicestwić

Świat sztuk wizualnych był zawsze bliski teatrowi, dlatego też nie mam nic przeciwko nowym mediom w teatrze. Natomiast nie widziałem jeszcze, żeby jakiś twórca teatralny wykorzystujący video odkrył coś nowego dla tej sztuki – może to być jedynie gest powtórzenia. Myślę, że lekcja z nowych mediów, jaką mamy od odrobienia, dotyczy tego, w jaki sposób w nich funkcjonować, by nie unicestwić teatru.

Z Pawłem Świątkiem, reżyserem teatralnym, rozmawia Magdalena Figzała w Teatralnego.pl 

Magdalena Fizgał: W Twoich wczesnych spektaklach, takich jak Healter Skelter, Mitologie czy Paw królowej można zauważyć zainteresowanie kondycją człowieka w dobie medialnej rzeczywistości. Czy ten trop nadal wyznacza pewien kierunek Twoich teatralnych poszukiwań?

Paweł Świątek: Jest to trop, który nieustannie powraca w moich spektaklach. Po pierwsze jest to wynik obserwacji rzeczywistości, po drugie chyba również mojej dawnej fascynacji światem mediów. Media interesują mnie zawsze w kontekście gry władzy oraz manipulacji jako strategii charakterystycznej dla systemu kapitalistycznego. Kapitalizm ma to do siebie, że wszystko zamienia w produkt – bez względu na to, czy mamy na myśli sferę polityki, rozrywki, miłości czy seksu. Mamy tu zawsze do czynienia z relacją „sprzedawca – nabywca". Jeśli chodzi o rzeczywistość medialną, to właściwie w każdym z wymienionych przez Ciebie przedstawień interesował mnie inny jej aspekt, ale zawsze pojawia się tu jakieś odniesienie do określonego systemu władzy. Jest to pewna droga zadawania pytań, na które albo znajduje się odpowiedź, albo poszukuje się jej w kolejnym spektaklu.
W moim obecnym myśleniu o mediach istotna staje się również kwestia etyki – rozmowa na temat tego, co jest akceptowalne i nieakceptowalne. Ten temat podejmuję między innymi w Na dnie Gorkiego, nad którym aktualnie pracuję.

Bohaterowie wszystkich tych przedstawień próbują z mniejszym lub większym skutkiem dopasować się do pewnych wzorców narzucanych im przez media. Jeśli im się nie udaje, wypadają z gry. Czy według Ciebie jest możliwe funkcjonowanie poza tym systemem?

Wydaje mi się, że jest możliwe, ale niesie to ze sobą określone konsekwencje. Frustracja bohaterów Pawia królowej wynika na przykład z tego, że aspirują do świata, który jest dla nich nieosiągalny chociażby przez to, że nie znają do końca jego mechanizmów. Nie wiedzą jeszcze, że jest to rzeczywistość „papierowa", blichtr. W Mitologiach i Healter Skelter te mechanizmy zostają obnażone. Nasze pokolenie budowało swoją wiedzę o świecie przede wszystkim w oparciu o media, telewizję. Dla młodszych pokoleń tym źródłem wiedzy jest Internet. Trudno jest więc wyjść poza funkcjonowanie w tych rzeczywistościach. Inna sprawa to fakt, że żyjemy w społeczeństwie pozbawionym autorytetów. Ich brak, jak również upadek duchowości, także ma swoje określone konsekwencje – o tym opowiadaliśmy między innymi w Mitologiach.
Często zarzuca się młodym reżyserom, że tworzą teatr infantylny, kpiący. No jest kpiący, bo funkcjonuje on w zupełnie nowej rzeczywistości. Skoro w niej samej trudno o głęboką metafizykę, to nic dziwnego, że wyparta została ona także z teatru. Jako tworzywo pozostaje nam ta materia, której można doświadczyć na co dzień – namacalna i możliwa do opisania. Czy można natomiast wyjść poza ten system władzy? Na pewno tak, ale szczerze mówiąc, jeszcze tego nie widziałem.

Jak wspomniałeś, wątki medialne powracają również w Twoim najnowszym spektaklu – Na dnie Gorkiego. Skąd pomysł, by akcję dramatu zestawić z konwencją reality show?

Odpowiedź jest w gruncie rzeczy prosta. Gorki ukazuje biednych ludzi, którym się nie udało – śledząc ich losy, przyjmujemy postawę oceniającą, może współczującą. Zawsze jednak jesteśmy po stronie obserwujących. Ten sam mechanizm działa w przypadku wszystkich programów typu reality show. Żyjemy w czasach, w których narastające rozczarowanie czy też krzywda pewnej grupy ludzi mogą zostać bardzo łatwo wykorzystane – zarówno przez media, jak i polityków. W spektaklu ukazujemy sytuację, w której nieszczęście bohaterów Gorkiego zostaje zmonetyzowane i zamienione na zysk – dzieje się tak właśnie za sprawą reality show. Nie pokazujemy tu jednak gotowego produktu – chcemy dać widzom możliwość zajrzenia w „kulisy" powstawania tego typu programu, a dzięki temu przyjrzeć się także kwestiom takim, jak manipulacja emocjami i etyka. Konwencja, po którą sięgamy, jest też dla nas sposobem na sproblematyzowanie tematu, który ukazuje Gorki, oraz przeniesienie go we współczesne realia.
A wracając do wątków medialnych w moich realizacjach – Na dnie jest chyba pierwszym spektaklem, w którym tak szczegółowo przyglądam się samemu medium, jakim jest telewizja. Interesują mnie tu mechanizmy jego działania oraz strategie manipulowania widzem.

A jaki Twoim zdaniem powinien być stosunek teatru do nowych technologii?

Myślę, że powinien być ostrożny, dlatego że teatr bardzo łatwo wchłania i przyjmuje nowe rzeczy. W ten sposób łatwo go unicestwić. Jeśli chcemy, na przykład, pokazać film w teatrze, to jestem przekonany, że w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach ten sam film wyświetlony w kinie będzie lepszy – wynika to z tego, że w teatrze panują inne modele odbioru. Jako reżyserzy ochoczo korzystamy oczywiście z narzędzi, które oferują nowe media, wierząc, że dają nam one jakąś nową jakość. I do pewnego stopnia tak jest. Natomiast uważam, że należy się zastanowić, czy my, funkcjonując w rzeczywistości rynkowej, nie powinniśmy przypadkiem pokazywać tego, co jest charakterystyczne dla naszego produktu, czyli teatru. Jeśli teatr ma być tylko platformą dla łączenia różnych sztuk, to dość szybko może stać się mało wyrazisty. W dalszej perspektywie to przekłada się również na jego status i finansowanie.
Świat sztuk wizualnych był zawsze bliski teatrowi, dlatego też nie mam nic przeciwko nowym mediom w teatrze. Natomiast nie widziałem jeszcze, żeby jakiś twórca teatralny wykorzystujący video odkrył coś nowego dla tej sztuki – może to być jedynie gest powtórzenia. Myślę, że lekcja z nowych mediów, jaką mamy od odrobienia, dotyczy tego, w jaki sposób w nich funkcjonować, by nie unicestwić teatru.

To ciekawe, że początek Twojej drogi w teatrze wyznaczają teksty nieteatralne – myślę o spektaklach inspirowanych filozofią: Baumanem, Barthes'em. Czy w rozważaniach filozoficznych może tkwić równie duży potencjał dramatyczny?

No właśnie niewielki, dlatego teraz już odchodzę od tego. Tam interesowały mnie po prostu pewne myśli, które starałem się przełożyć na teatr. Wydawało mi się wtedy, że w rozważaniach filozofów jest coś, czego nie znajdę w innych tekstach. Po części jest to prawda, natomiast przetworzenie takiego tekstu na język sceny stanowi dość duże wyzwanie. Samo wypowiedzenie słów z pewnością nie wystarcza, trzeba poszukać odpowiedniego kontekstu oraz mimo wszystko nadać im pewną formę dramatyczną. W tym momencie dużo bardziej zajmują mnie już konkretne teksty dramatyczne, zawierające w sobie określoną wizję świata.

Wśród utworów dramatycznych, po które sięgasz w ostatnim czasie, jest sporo klasyki. Czy to jakiś kolejny zwrot?

Klasyka ma to do siebie, że daje większe możliwości, jeśli chodzi o tworzenie teatru. Jeśli mam do czynienia z tekstem współczesnym, to jedyny ruch, jaki muszę wykonać, jest gestem inscenizacyjnym. W przypadku klasyki to pole działań jest znacznie szersze, ponieważ zwykle muszę przetworzyć klasyczny tekst – osadzić go w nowym kontekście i nowej rzeczywistości. Paradoksalnie, posługując się tekstem klasycznym, łatwiej jest robić nowy teatr niż wtedy, kiedy do wystawienia mam tekst współczesny – ten drugi zawiera już w sobie gotową, często zawężoną, diagnozę pewnego „tu i teraz", poza którą bardzo trudno wyjść. Dużo ciekawsze dla mnie jest więc opowiadanie o współczesności za pomocą aluzji ukrytej w tekście klasycznym, aniżeli opowiadanie o tej rzeczywistości wprost. Myślę, że obcowanie z taką literaturą, pisarstwem, które przetrwało próbę czasu, dla samego reżysera ma też duże walory poznawcze.

W takim razie jaką rolę w Twoim teatrze odgrywa tekst?

Mam wrażenie, że we współczesnym teatrze coraz częściej odchodzi się od tekstu, przypisując większą rolę znakom niewerbalnym. Dla mnie tekst jest bardzo istotny, stanowi zawsze punkt wyjścia dla pracy nad spektaklem. Słowo ma dla mnie gigantyczne znaczenie, ale myślę, że to nie jest coś, co usłyszysz od każdego reżysera młodego pokolenia. Większość z nas powie raczej, że ważniejsze od tekstu jest nastawienie na doświadczenie, rozumiane jako bardziej bezpośrednie współbycie z widzem. Tyle że według mnie tekst również może być źródłem takiego doświadczenia. Wracamy tutaj do pierwotnej istotny teatru, który jest przede wszystkim spotkaniem ludzi. Interesujące jest to, co się podczas tego spotkania wydarzy, co z większą siłą będzie oddziaływać na widza – dla jednych może to być słowo, dla innych obraz lub dźwięk.

Jak ważna jest dla Ciebie współpraca ze stałym zespołem realizatorów?

To zależy – na przykład jeśli chodzi o stronę wizualną, jest to dość istotne, ponieważ razem ze scenografem współtworzymy pewną rzeczywistość, opartą na podobnej wyobraźni. Gdybym za każdym razem miał pracować z inną osobą, wówczas rozwijanie pewnych wizji z pewnością byłoby trudniejsze. Stale współpracuję z Marcinem Chlandą, który odpowiada za stronę wizualną moich przedstawień. Jeśli chodzi o współpracę dramaturgiczną, tutaj jest większa rotacja, choć najczęściej pracuję z Mateuszem Pakułą.
Jeśli pytasz o to, co daje mi współpraca ze stałym zespołem realizatorów, to przede wszystkim daje mi możliwość rozwijania pewnego uniwersum. Dopóki czuję, że jesteśmy w stanie razem pogłębiać jakąś wizję świata, to jest to fajna współpraca. Przygotowywanie spektaklu jest zawsze trochę intymnym procesem, łatwiej jest go przeprowadzić, kiedy obok masz ludzi, z którymi dobrze się dogadujesz. Mam też jednak świadomość, że czasem zmiany są dobre i odświeżające – jeśli je wprowadzam, to najczęściej wiążą się z potrzebą wykonania określonego zadnia. Praca w teatrze zawsze polega na jakimś określonym rozkładzie proporcji i oczywiście na współudziale.

___

Paweł Świątek – reżyser, absolwent Wydziału Reżyserii Dramatu PWST im. L. Solskiego w Krakowie. Rozpoczął karierę Pawiem królowej Doroty Masłowskiej (2012) w Narodowym Starym Teatrze. Spektakl został powszechnie uznany za najważniejszy debiut reżyserski od czasu Bzika tropikalnego Grzegorza Jarzyny (1997). Paweł Świątek wyreżyserował m.in. jednoaktówki Becketta, Rękopis znaleziony w Saragossie Potockiego, Dżumę Camusa i Księcia Niezłomnego Słowackiego. W 2013 został finalistą Talentów Trójki w kategorii Teatr.



Magdalena Fizgał
teatralny.pl
28 kwietnia 2017
Portrety
Paweł Świątek