Teatr najszybciej reaguje na rzeczywistość
- To będzie teatr o wiele bardziej różnorodny od doświadczeń, które miałem wcześniej jako kurator i dyrektor. Powodem są zarówno możliwości instytucji, jak i potrzeba nowych wyzwań, jakie stoją przed Narodowym Starym Teatrem.Z Jakubem Skrzywankiem - od 1 września dyrektorem artystycznym Narodowego Starego Teatru w Krakowie - rozmawia Małgorzata Klimczak z Dziennika Teatralnego.
Małgorzata Klimczak: Często powtarzałeś, że Szczecin to miasto, które daje ci dużo wolności artystycznej, a teraz przenosisz się do Krakowa, które jest zupełnie innym miastem, a w ostatnich latach teatr krakowskie miały spore problemy z wolnością artystyczną. Jak do tego podchodzisz?
Jakub Skrzywanek - Rzeczywiście, miałem poczucie, że Szczecin dawał duże poczucie wolności artystycznej. To miało swoją cenę, bo niestety znaczyło też niewielkie zainteresowanie, żeby teatr wspierać i rozwijać. Sytuacja Krakowa jest diametralnie inna. Kiedy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłosiło, że ja i Dorota Ignatjew poprowadzimy Narodowy Stary Teatr, od razu poczułem, jak wiele ten teatr znaczy dla urzędników, dla mieszkańców. Jest bardzo istotny w historii miasta i poświęca się mu bardzo dużo uwagi. To też ma swoją cenę, bo skoro teatr jest tak ważny, to pojawia się pokusa chęci wpływania na jego funkcjonowanie, z czym mieliśmy do czynienia w przypadku Teatru im. Słowackiego w Krakowie, ale też z NST w ostatnich latach. I to jest właśnie koszt prowadzenia takiej placówki. Mam jednak nadzieję, że ten czas jest już za nami i bardzo życzę wszystkim teatrom w Polsce, żebyśmy nie mieli już do czynienia z wpływaniem na wolność artystyczną, bo ona jest fundamentem procesu twórczego.
Ten czas jest za nami, ale efekty cały czas są odczuwalne. Narodowy Stary Teatr uratował tak naprawdę zespół, który stworzył Radę Artystyczną i odpowiadał za program. Ten zespół w głosowaniu wewnętrznym dał tobie i Dorocie Ignatjew 46 głosów poparcia. Jak odebraliście ten wynik?
- Dla nas to było fundamentalne. Przede wszystkim chcę zaznaczyć, że nigdy bym nie wpadł na pomysł tego, żeby aplikować na dyrekcję Narodowego Starego Teatru, nie miałem tego w planach. Ta propozycja przyszła od części zespołu aktorskiego. To był pomysł zespołu, żebyśmy wystartowali wspólnie z Dorotą Ignatjew. Myślę, że pomysł bardzo ciekawy. Minister Hanna Wróblewska od początku zapowiadała, że zdanie zespołu będzie bardzo ważne i to miało swoje odzwierciedlenie w komisji konkursowej, gdzie prawie połowa członków to były osoby z zespołu teatralnego. Spotkanie z zespołem, które odbyliśmy na dwa tygodnie przed konkursem, było dla nas bardzo dużym wyzwaniem. Dla mnie osobiście to było bardzo duże przeżycie, bo to nie tylko miejsce, nie tylko jego legenda, ale też znakomity zespół, naprzeciwko którego się staje i przedstawia program. Byliśmy szczęśliwi z powodu tego wyniku oraz zaufania, którym obdarzył nas zespół.
Narodowy Stary Teatr – kiedyś nr 1 w Polsce. Dziś pojawiają się głosy, że za czasów ministra Glińskiego teatr obniżył swój poziom i wypadł z czołówki. Czy ty podzielasz te opinie?
- Myślę, że trzeba wziąć pod uwagę dwie podstawowe kwestie. W momencie, kiedy urzędnicy i politycy zaczynają wpływać na funkcjonowanie instytucji kultury i ich programy artystyczne, to się nigdy nie kończy dobrze. Widzimy, co się stało w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Poniekąd widzimy też konsekwencje takich działań w NST. Ciekawe jest to, że w przypadku tych instytucji przyjęto dwie zupełnie inne strategie działania. Zespół wrocławski jako pierwszy musiał się zmierzyć z destrukcją instytucji i bardzo mocno zaprotestował, co skończyło się tak naprawdę unicestwieniem teatru. Nie winię tu zespołu, bo postąpił słusznie. Jednak mam poczucie, że z tego doświadczenia skorzystał zespół Narodowego Starego Teatru obierając inną strategię, w której stwierdził, że oni przede wszystkim muszą przetrwać. Z perspektywy czasu to była bardzo dobra decyzja. Myślę, że była bardzo trudna i podziwiam zespół NST za to, ile dodatkowej pracy włożyli w kompetencje, które do nich nie należały. Rady Artystyczne są w wielu teatrach i pełnią funkcję ciała doradczego, ale tutaj odpowiedzialność, którą wziął na siebie zespół, była trudniejsza. Pewne rozwiązania dyrektorskie, szczególnie, jeśli chodzi o Marka Mikosa, nie funkcjonowały. Sytuacja z Waldemarem Raźniakiem i Beniaminem Bukowskim jest inna i tu zachowałbym umiar w stawianie znaku równości między tymi dwiema dyrekcjami. To są osoby, które przychodziły z zupełnie innym doświadczeniem, w ramach pewnego consensusu między ministerstwem a zespołem. Warto powiedzieć, że ten teatr zaczął się wzmacniać w ostatnich latach. Doskonałe spektakle m.in. Ani Smolar, Luka Percevala, Wojtka Rodaka, Eweliny Marciniak. To są bardzo dobre propozycje w repertuarze NST. W ostatnim czasie to właśnie ten teatr jeździł na niemal wszystkie festiwale. Narodowy Stary Teatr na pewno został mocno poraniony przez naciski ze strony polityków i urzędników, ale wykonał ogromną pracę, żeby się obronić, i się obronił. Rozumiem, że to, że NST był nr 1 to jest skrót myślowy, bo przecież mamy tak różne języki teatralne, że nie możemy porównywać ze sobą nawet teatrów krakowskich, bo mają tak różnorodne widownie i różnorodne pomysły na siebie. Mam jednak wrażenie, że NST był nieco zbyt surowo oceniany względem realnej działalności, bo to jest instytucja, która cały czas funkcjonuje, tworzy bardzo dobre propozycje i ma cały czas jeden z najlepszych zespołów w Polsce.
Wasz program dla NST, przedstawiony z Dorotą Ignatjew, nazwaliście „My, Naród, Europa". Co to oznacza?
- Uważam, że dobry teatr czy instytucja kultury powinny działać na trzech poziomach: lokalnym, pracując ze swoją widownią, tworząc społeczności w miastach, w ośrodkach i to się trochę kryje pod tym „My". Drugim poziomem jest kwestia ogólnopolska. Teatry powinny mierzyć się z tematami i pewnego rodzaju kwestiami, które mogą prowokować debaty publiczne. Teatr jest najszybszą ze sztuk, najszybciej może reagować na rzeczywistość. Ani literatura, ani film nie mają takich możliwości, żeby bardzo szybko wchodzić w dialog z rzeczywistością. Takie są korzenie polskiego teatru publicznego, który powstał w momencie reform przed rozbiorami Polski jako element reform społecznych, które miały polskie społeczeństwo wspierać. Cała idea teatru, który był miejscem oporu podczas zaborów, w czasie komunizmu czy nawet w ostatnim okresie, polegała na tym, że polski teatr jest bardzo mocno zaangażowany społecznie. Rozmyślanie, czym jest naród, zbiorowość, której jesteśmy częścią, jest bardzo istotna. Do tego dodaliśmy trzeci element. Ja uważam, że nie możemy myśleć dziś o sobie inaczej jak: Europejczycy, w momencie, kiedy musimy patrzeć na rzeczywistość, która nas globalnie otacza. Tylko zjednoczona Europa daje nam dzisiaj gwarancję rozwoju i bezpieczeństwa. Jest tak, że ostatnie lata na tym polu były latami straconych szans, nie tylko z perspektywy politycznej, ekonomicznej, ale przede wszystkim kulturalnej. Polski teatr mocno znikł z międzynarodowych scen. Ostali się tylko ci naprawdę najmocniejsi, a stało się tak, ponieważ polscy artyści nie byli wspierani przez państwo. Ja sam też spotkałem się z elementami cenzury ekonomicznej, ponieważ jako artysta, który nie był zgodny z linią rządu, nie byłem wspierany finansowo pomimo licznych zaproszeń ze spektakli za granicę. Dlatego chcemy przywrócić mocną pozycję polskiego teatru w Europie. Robimy to dlatego, ponieważ NST jest jedną z trzech instytucji, która ma zaplecze organizacyjno-finansowe, żeby to zrobić. Ponadto zespół i doświadczenie instytucji dają ku temu możliwości i jest ogromna chęć, żeby to tam robić. Chcemy, żeby NST był takim showroomem polskiego teatru, to znaczy, że z jednej strony będziemy zapraszać najbardziej obiecujących artystów i artystki w Polsce, których chcemy promować również za granicą, ale z drugiej strony chcemy też stworzyć bardzo mocną linię międzynarodową i wrócić do czegoś, co utraciliśmy wskutek braku finansowego mecenatu państwa. Chcemy, żeby w Polsce zaczęli się pojawiać bardzo dobrzy artyści zagraniczni i tworzyli teatr. To są dla nas kwestie bardzo kluczowe. Nasze motto jest obrazem tego, w jaki sposób będziemy chcieli pracować. To będzie teatr o wiele bardziej różnorodny od doświadczeń, które miałem wcześniej jako kurator i dyrektor. Powodem są zarówno możliwości instytucji, jak i potrzeba nowych wyzwań, jakie stoją przed Narodowym Starym Teatrem.
Słowo „narodowy" oznacza też pewne zobowiązanie. Z jednej strony oczekuje się, że to będzie teatr środka, ale wasz narodowy, sądząc po programie, będzie bardzo progresywny.
- To jest kwestia, której mi trochę zabrakło w dyskusji publicznej czy medialnej wokół konkursu, czym powinien być teatr narodowy? My daliśmy bardzo konkretny pomysł i ten pomysł jest bardzo związany z historią ostatnich dekad NST. Mamy w Polsce tylko dwa teatry narodowe – w Warszawie i w Krakowie. One były zawsze od siebie bardzo różne i reprezentowały nieco inną filozofię. Narodowy Stary Teatr był miejscem bezustannych poszukiwań i tu nastąpił rozwój takich artystów jak Konrad Swinarski, Krystian Lupa, Michał Borczuch, Anna Smolar, dyrektor Jan Klata. My do tych korzeni po prostu wracamy. Ktoś mógłby powiedzieć, że teatr narodowy powinien w pewnym sensie kultywować pewne kody kulturowe, pewne teksty, ale też, w mojej ocenie, teatr narodowy powinien bezustannie mierzyć się ze współczesnością. Myśmy to robili w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, Dorota Ignatjew robiła to w Teatrze Nowym w Łodzi. My bardzo podobnie myślimy o teatrze i jeśli ktoś się przyjrzy naszym wyborom repertuarowym, to zobaczy, że nasza filozofia była bardzo podobna. Na pewno Narodowy Stary Teatr będzie bardzo różnorodny. To będzie teatr, który będzie z jednej strony poszukiwał, a z innej nie zapominał o swoich korzeniach i misji, którą powinien pełnić. Chcemy zadawać pytanie: co to właściwie znaczy teatr narodowy i jaka jest jego funkcja? Czym może być? I jak może stawać się lepszymi, bardziej potrzebnym i bliższym widzom? To jest bardzo ekscytujące i o wiele ciekawsze niż to, że zgodzimy się na jedną wizję, czy propozycję tego, jak teatr narodowy powinien wyglądać.
Większość polskich twórców, których chcecie zapraszać, to jest właściwie twoje pokolenie. To nazwiska, które teraz mają swój najlepszy czas czy zaczynają swój najlepszy czas. To jest pokolenie, w którym widzicie największy potencjał dla waszego teatru?
- Nie przyświecał nam odgórny wybór pokoleniowy czy generacyjny. Myśmy sobie zadali pytanie: z jakimi artystami chcemy współpracować i wyszedł nam taki zestaw. Osoby, w które wierzymy, które doceniamy, które będą odpowiednie dla Narodowego Starego Teatru i mają dziś odpowiednią pozycję do tego, żeby w nich inwestować w instytucji tej rangi. Myślę, że jesteśmy świadkami chyba najmocniejszej zmiany pokoleniowej w polskim teatrze od czasu „ojcobójców". Tak, jak w latach 90. wyważali drzwi Grzegorz Jarzyna, Krzysztof Warlikowski, Anna Augustynowicz, tak dzisiaj przychodzą reżyserki i reżyserzy, którzy zdobywają szturmem nie tylko polskie sceny, ale przede wszystkim sceny europejskie. Dzisiaj do najbardziej rozpoznawalnych artystów w Europie należą: Łukasz Twarkowski, Anna Smolar, Ewelina Marciniak, Gosia Wdowik ma coraz mocniejszą pozycję. To są osoby, które są interesujące dla kuratorów za granicą. Nam też się podobają prace tych artystów i artystek. To jest też odpowiedź na to, jaki jest dzisiaj pejzaż polskiego teatru.
Planujecie też scenę, na której będą tworzyć artyści wizualni – Katarzyna Kozyra, Anna i Wilhelm Sasnalowie.
- Myśmy mocno przeanalizowali, czym ten teatr był w swoich najważniejszych momentach. Zawsze zapraszał doskonałych reżyserów teatralnych, ale również doskonałych reżyserów filmowych, choćby Andrzeja Wajdę, i dlatego u nas w aplikacji pojawił się Piotr Domalewski czy Agnieszka Smoczyńska. Mnie interesuje to, jak medium teatru może się przenikać, bo jest to ciekawe z perspektywy interdyscyplinarnej. Pomyśleliśmy, że chcemy poszerzyć zestaw nazwisk, które się powtarzają w teatrach, o propozycje filmowe, ale też inne dziedziny. Sztuki wizualnie mnie osobiście bardzo inspirują i współpraca czy towarzyszenie Katarzynie Kozyrze, która jest jedną z najważniejszych polskich artystek, czy Annie i Wilhelmowi Sasnalom, przekonało mnie, że to jest dobry pomysł, żeby się na to otworzyć. Dzisiaj w trudnej sytuacji polskich teatrów, ich niedofinansowaniu, dyrektorzy coraz bardziej boją się ryzykować, a Narodowy Stary Teatr stać na to, żeby od czasu do czasu coś sprawdzić. Warto też nadmienić, że te nazwiska to jest też pewnego rodzaju kontynuacja, bo Katarzyna Kozyra już weszła do teatru, dwa lata temu współpracowała przy spektaklu „Orlando" w Teatrze Powszechnym, a jej ostatnie prace są bardzo mocno performatywne. Anna i Wilhelm Sasnalowie to są reżyserzy filmowi, którzy swoje ostatnie projekty tworzą w oparciu o zespół NST, oni się doskonale znają.
To jeszcze na chwilę wróćmy do Szczecina. Byłeś współtwórcą nowego otarcia Kontrapunktu. Kto przejmie pałeczkę w tym projekcie?
- Kontrapunkt jest przypisany do dwóch instytucji – Teatru Współczesnego w Szczecinie i Teatru Lalek Pleciuga – i z tego, co wiem, ten model będzie rozwijany, więc z automatu moją rolę przejmie Michał Buszewicz, nowy dyrektor artystyczny Teatru Współczesnego. Jest wola, żeby kontynuować kierunek, który został rozpoczęty, czyli mocne akcenty międzynarodowe, konkurs formy. Myślę, że skład kuratorski też się nie zmieni. Ja zaoferowałem, że jestem do dyspozycji, jeśli będzie potrzebna moja rada czy wsparcie. Uważam, że Michałowi Buszewiczowi należy dać taką wolność, jaką ja dostałem od Anny Augustynowicz.
Co zabierasz ze sobą ze Szczecina po trzech latach?
- W Szczecinie chyba zrozumiałem, co to znaczy teatr. Nie tylko jako pewna forma sztuki, nie tylko jako instytucja, ale jako zespół ludzi. Wyjeżdżam stąd z bardzo głębokim ludzkim doświadczeniem, nie tylko zawodowym. Z tym zespołem udało nam się zrealizować więcej niż z dyrektorem Mirosławem Gawędą założyliśmy na pięć lat. Nie spodziewałem się tylu występów festiwalowych, sukcesów, programu, za który byliśmy bardzo doceniani. Jestem bardzo wdzięczny za ten okres. Szczecin to jest przepiękne miasto i będę bardzo za nim tęsknił. To jest dla mnie wielkie szczęście i duma, że mogłem być częścią tego miasta i współtworzyć jego tożsamość. Mam jednak poczucie, że ta zmiana następuje w najlepszym możliwym momencie, bo osiągnęliśmy zamierzony plan nieco szybciej niż zakładaliśmy. Kontynuowanie go nie było do końca możliwe, również dlatego, że nie otrzymaliśmy należytego wsparcia ze strony organizatora. Teraz jednak czas na nowe rozdanie, dobrze, że ono się pokrywa ze zmianami w urzędzie. Może przyjść nowa osoba i przynieść widzom, teatrowi i miastu nową opowieść i bardzo dobrze, bo teatr potrzebuje zmian. Jak przychodziłem do Szczecina, Anna Augustynowicz powiedziała: „Teatr się robi z miłości i jestem pewna, że Kuba sobie poradzi, bo on bardzo kocha ludzi". Na pewno bardzo wiele osób tu pokochałem, dlatego tak trudno mi się żegnać.
__
Jakub Skrzywanek - Reżyser, autor, twórca instalacji performatywnych. Dyrektor artystyczny Teatru Współczesnego w Szczecinie. Od 1 wrzenia 2024 r. dyrektor artystyczny Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Laureat Paszportu Polityki w kategorii Teatr (2023), Nagrody Artystycznej Miasta Szczecin za rok 2022 i Lauru Konrada (nagroda główna 21. Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje), a także nagród indywidualnych na festiwalach „Kontakt" w Toruniu i „Boska Komedia" w Krakowie. Wyreżyserował m.in. spektakle „Mein Kampf" (Teatr Powszechny w Warszawie), „Opowieści niemoralne" (Teatr Powszechny w Warszawie), „Śmierć Jana Pawła II" (Teatr Polski w Poznaniu), „Spartakus. Miłość w czasach zarazy" (Teatr Współczesny w Szczecinie) i „Undergrands Girls" (Teatr Ilxom w Taszkiencie).
Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
31 sierpnia 2024