Teatr szczególny

Swój projekt Dziadów tkwiący korzeniami w dionizyzmie i pogańskiej obrzędowości Słowian Leszek Kolankiewicz rozciąga ponad wiekami i odnajduje jego objawienia w specyficznych zdarzeniach teatralnych, takich jak – oczywiście – „Dziady" Mickiewicza, ale również „Umarła klasa" Kantora czy teatr Grotowskiego. Antropolog roztacza swoją wizję teatru – wizję fascynującą, tajemniczą i ryzykowną.

„Dziady. Teatr święta zmarłych" Kolankiewicza ukazały się ponownie po 21 latach (wydanie drugie, poprawione) pod auspicjami serii wydawniczej „Terytoria teatru" redagowanej przez prof. Zbigniewa Majchrowskiego. Co pierwsze rzuca się w oczy, gdy bierze się tę książkę do ręki – jest ona znakomicie wydana pod względem estetycznym: bogato ilustrowana, z szerokimi marginesami na notatki, w dużym formacie – palce lizać i przerzucać strony. Nie jest to bynajmniej zaskoczenie, bo do pięknych tomów gdańskie wydawnictwo Słowo/obraz terytoria zdążyło już przyzwyczaić swoich czytelników. Co by jednak nie pisać o walorach estetycznych przedmiotu jakim jest książka, to najistotniejsza pozostaje jej treść.

Dzieło (to słowo dobrze pasuje do tej ponad pięciuset stronicowej księgi z obszerną i interdyscyplinarną bibliografią) Kolankiewicza sprowokowało w momencie swego pierwszego wydania (1999 rok) wiele krytycznych głosów. Zostało nawet nazwane „szatańskimi wersetami teatrologii" (określenie powtórzone przez wydawców na okładce – wiadomo skandal najlepszą reklamą). Głosy sprzeciwu wywołały głównie głęboko antropologiczna wizja teatru i polemika z poglądami profesora Zbigniewa Raszewskiego – nestora polskiej teatrologii. W mojej, dzisiejszej perspektywie gwałtowna krytyka Kolankiewicza budzi zdziwienie. Wszak autor chociaż w stosunku do Raszewskiego w wielu kwestiach krytyczny, to w jednym zdaje się pozostawać mu wierny. Zmarły w 1992 roku autor „Teatru w świecie widowisk" pisał: „Tak czy owak, sam traktuję moje pomysły na temat świata widowisk jako rzecz niekompletną, dziurawą, tu i ówdzie związaną sznurkiem". Kolankiewicz wprowadza uwagi w podobnym duchu, wielokrotnie tonuje swoje rozpoznania i wyraźnie zaznacza, że jego celem nie jest stworzenie jakiejś nowej, całościowej teorii teatru. Bardziej akcentuje osobiste doświadczenia i własną wizję szczególnego rodzaju teatru współistniejącego z innymi. Antropolog pisze:
„W niniejszym przedsięwzięciu nie chodzi więc, broń Boże, o wydobycie prawdy o całym teatrze polskim, lecz tylko – o owym wyjątkowym projekcie". (s. 382)

Chodzi o projekt Dziadów – pisanych właśnie wielką literą, ale nie kursywą. Czym jest ten projekt? W odpowiedzi na to pytanie najlepiej oddać głos autorowi:
„Celem mojego przedsięwzięcia jest tymczasem uwypuklenie w historii kultury polskiej specyficznego projektu teatralnego – nazwałem go Dziadami, ale niepisanymi kursywą – który jako z istoty romantyczny i zakorzeniony w świecie przedchrześcijańskiej ustności, nie może się zmieścić w zaproponowanej przed chwilą perspektywie teoretycznej [chodzi to przede wszystkim o koncepcje Raszewskiego – M.C.]. Spina bowiem w nierozerwalną całość obrzędy pogańskie, Dziady Mickiewicza i rozmaite współczesne tak zwane teatry osobne, na czele z Kantorem czy teatrem Grotowskiego". (s. 382)

Kolankiewicz rozwija ponad wiekami nić postulowanego projektu Dziadów opierającego się na poszczególnych, czasem odległych (nie tylko chronologicznie) filarach. Fundamentalną cechą owego projektu jest wyjątkowy stosunek do zmarłych przodków, polegający na poczuciu swoistej więzi z nimi i ewokowaniu ich obecności w działaniach na poły teatralnych na poły obrzędowych. Kolankiewicz sięgając do dionizyzmu buduje swoją wizję szczególnego teatru: osobistego, a zarazem narodowego, misteryjnego i jednocześnie świeckiego. Jego rozważania są nowatorskie, wskazują na intrygujące analogie i podobieństwa w pozornie odmiennych i dalekich elementach teatralnych i prototeatralnych. Jednak trudno oceniać pod względem naukowej pewności tezy postawione w „Dziadach. Teatrze święta zmarłych", bo opierają się one często na pewnym emocjonalnym zaangażowaniu i szczególnej wyobraźni, na co sam autor wskazuje. Czyni to z dzieła Kolankiewicza książkę intrygującą i wartą szerszej dyskusji.

Wspomniałem, że projekt Dziadów zyskuje swoje konkretne realizacje w działaniach zarazem obrzędowych i teatralnych. Ta postulowana przez Kolankiewicza heterogeniczność stanowi zarazem kluczowe założenie autora, jak też i najważniejszy punkt jego sporu z Raszewskim. Ten drugi badacz oddzielał stanowczo obrzęd od teatru, natomiast dla autora „Samby z bogami" obrzęd stanowi integralną część działań teatralnych wpisujących się w projekt Dziadów. Kolankiewicz właśnie wokół tego wątku snuje swoje barwne i erudycyjne rozważania. Oddalając się czasem w obszerne dygresje. Pewna chaotyczność towarzysząca rozważaniom antropologa zdaje się powiązana z wielością i różnorodnością tekstów, na które się powołuje. Wykorzystuje on w swoim dziele m.in. kanoniczne teksty antyku i dzieła Ojców Kościoła, książki antropologów i teoretyków teatru, a także mistyków i etnologów. Zresztą chyba wszyscy, nawet najbardziej krytyczni recenzenci książki Kolankiewicza zgodnie doceniali jego erudycję, co nie zmienia faktu, że momentami brak „Dziadom" wyraźnej motywacji łączenia kwestii bardzo od siebie odległych.

Myślę, że „Dziady. Teatr święta zmarłych" pozostaje wciąż – podążam za metaforą autora (zapożyczoną od Raszewskiego) – kroplą brandy mogącą rozgrzać debaty teatrologów i nie tylko. To dzieło stanowi świadectwo badawczej pasji, która pewnie będzie jeszcze wzbudzać ostrą krytykę i gorący entuzjazm.



Michał Cierzniak
Dziennik Teatralny Trójmiasto
20 maja 2020