Teatr to sztuka wyobraźni...

Czy ludzie tak bardzo potrzebują pozorów, że byle fanatyk religijny jest w stanie ich omotać i za sobą poprowadzić? Czy są tak słabi, że szukają czegoś, czego mogliby się uchwycić, żeby płynąć i być na fali? Na te pytania szukamy odpowiedzi oglądając najnowszą premierę "Tartuffe" w Teatrze Scena STUw Krakowie.

Ktoś niedawno wyraził taką opinię, że klasyka grana w strojach z epoki trąci myszką i wydaje się przestarzała. Nie w strojach i scenografii jednak tkwi siła lub słabość spektaklu, ale w problemach, które ukazuje. Kto dziś pamięta dzieła socrealistyczne, które tak bardzo skupiały się na tu i teraz, że traciły wszelką uniwersalność, a dziś wydają się anachroniczne i niezrozumiałe, a przede wszystkim mało ciekawe. Podobny los zresztą spotka dzisiejsze dzieła bazujące na publiscystyce zaangażowanej odtwarzane 1:1.

Ten przydługi wstęp jest tylko po to, żeby dowieść, że Molier, podobnie jak Szekspir, chociaż żyli wieki przed nami, doskonale znali psychologię i umiejętnie wychwytywali naturę ludzką, która pomimo upływu wieków pozostaje niezmienna. Mistrzowskie rysowanie ludzkich charakterów i przywar sprawia, że to właśnie ich sztuki stały się nieśmiertelne i do dzisiaj aktualne.

Dlatego nie ma większego znaczenia jak realizatorzy dzisiaj ubiorą swoich bohaterów, chociaż w spektaklu w Teatrze Scena STU akurat postawili na współczesność. Sądząc po salonie Orgona, współczesność podlaną sporą sumą pieniędzy.

Orgon (Maciej Wierzbicki) jest niewątpliwie zamożnym biznesmenem. Wąskie spodnie typu chinos, mokasyny i elegancki sweterek świadczą o tym, że jest to mężczyzna, który za wszelką cenę chce być nowoczesny i należeć do elity. Zewnętrzne oznaki statusu to także jego młodsza elegancka żona oraz duża rodzina na utrzymaniu, która czerpie korzyści z majątku i statusu Orgona. Jednak im więcej człowiek ma, tym bardziej się boi to stracić. Orgon też się boi. Tym bardziej, że ma co nieco na sumieniu, jak wielu przedstawicieli elit. Maciej Wierzbicki potrafi pokazać ten strach Orgona oszczędnymi ruchami, półuśmiechami, składaniem rąk i dosyć oszczędną i napiętą sylwetką. Dlatego potrzebuje Tartuffe'a. Nawet nie jako przyjaciela, ale jako przykrywkę. Jeżeli zadaje się z kimś tak pobożnym i idealnym jak Tartuffe, daje przykład jako dobry obywatel.

To nie Tartuffe jest tu głównym bohaterem, ale właśnie Orgon. Tartuffe nie mógłby wyczyniać wszystkich swoich bezeceństw, gdbyby nie trafił na podatny grunt. Sam niczego nie mógłby dokonać bez takiego jelenia, jakim jest Orgon. Być może nawet Orgon wie, z kim ma do czynienia, ale nie chce tego dopuścić do świadomości, bo wtedy jego misterny plan ochrony zostały zupełnie unicestwiony. Dlatego tak się oburza na tych, którzy próbują go przekonywać, jaki Tartuffe jest naprawdę.

A jaki jest Tartuffe? Bezczelny. Podły. Interesowny. Okrutny. Zachłanny. Na wszystko, na jedzenie, picie, bogactwo, ale też na życie. Nie odmówi żadnych dobrodziejstw życia. Zazwyczaj Tartuffe jest przedstawiany jako gruby i obleśny typ - żywe zaprzeczenie ubóstwa i cnot wszelakich, jakie powinien reprezentować. Tartuffe w wykonaniu Andrzeja Deskura jest dużo bardziej nowoczesny. Jest bardziej fit można byłoby powiedzieć. Szczupła sylwetka, modny ubiór, chociaż bez ozdób, bo to nie uchodzi. Musi trzymać pozory. Aktor pokazuje, że w życiu Tartuffe'a utrzymanie pozorów to najtrudniejsze zadanie, z jakim musi się zmierzyć. Jest w ciągłym napięciu, reozedrganiu. Niemal bez przewy się trzęsie, drżą nawet jego lekko kręcone włosy, co na małej scenie i bliskości widowni doskonale widać. To typowe zachowanie dla kogoś, kto jest zmuszony przez cały dzień nosić maskę i obawiać się dekonspiracji.

A o dekonspirację nietrudno, skoro w domu są piękne kobiety, które wzbudzają u Tartuffe'a wielkie namiętności. W końcu to mężczyzna z krwi i kości, co widać w scenach, w których Tartuffe jest sam na sam z Elmirą, żoną Orgona. W scenie, w której Elmira podstępnie doprowadza do dekonspiracji Tartuffe'a, nasz bohater już całkowicie ujawnia swoje prawdziwe oblicze, przynajmniej w sferze erotycznej, bo na inne sfery jeszcze chwilę trzeba poczekać.

Maska opada całkowicie, kiedy zdemaskowany Tartuffe oznajmia całej rodzinie, że mają się wyprowadzić z domu, który mu wcześniej Orgon nieopatrznie zapisał. W tej scenie jest zimny i bezwględny. Ale też lekko wyluzowany, bo przecież maska opadła. Już się nie trzęsie. Już jest pewny swego. Cel został osiągnięty.

Trzecią ważną postacią jest tu Elmira, którą Maria Seweryn pokazuje jako kobietę dojrzałą, ponętną i pełną seksualnej energii, której jej mąż zdaje się nie dostrzegać. Być może, gdyby na miejscu podłego Tartuffe'a pojawiłby się inny mężczyzna, ta energia znalazłaby swoje ujście. Ale jej mądrość polega na tym, że od razu dostrzega fałsz nowego przyjaciela męża i swoich uwodzicielskich umiejętności musi użyć, żeby uświadomić mężowi z kim ma do czynienia. Niewątpliwie na brawa zasługuje scena, w której Orgon podsłuchuje jej rozmowę z Tartuffem. Elmira jest prowokacyjna, ale też gdzieś w głębi pełna rozpaczy, bo wie, że od niej zależy szczęście rodziny. Brzydzi się Tartuffem, ale musi się poświęcić. Maria Seweryn radzi sobie tutaj mistrzowsko. Nie zapominajmy, że to komedia, więc elementy komediowe są niezbędne.

Warto też zwrócić uwagę na Dorynę w wykonaniu Darii Polasik-Bułki. W komediach Moliera służącą można przedstawić dwojako: jako młodą sprytną dziewczynę, lekko przemądrzałą, ale mądrą mądrością prostego ludu lub dojrzałą kobietę, która dzięki doświadczeniu życiowemu i całkiej niezłej pozycji w domu państwa, potrafi rozwiązać najtrudniejsze sprawy. W tym przedstawieniu mamy do czynienia z pierwszym przypadkiem. Doryna swoje wie i jest lekko ubawiona, kiedy widzi wyimaginowane problemy swoich państwa. Jej celne uwagi i porady nadają dynamiki całej akcji.

Ale wróćmy do Orgona, to nadal on jest przyczynkiem całego zła dziejącego się w tym domu. Już pierwsza scena nocnych przebiegów domowników świadczy o tym, że w tym domu nie dzieje się dobrze. Orgon pochłonięty swoimi interesami, zapewne częściowo ciemnymi wynajduje sobie Tartuffe'a i czyni go swoim powiernikiem. To trochę sekciarskie. Czy szukałby powierników na zewnątrz, gdyby miał udaną rodzinę? Jego żona czuje się zaniedbana, o uczuciach córki i syna Orgon wie niewiele, dlatego stosuje metodę surowego i nakazującego ojca. Jego matka, Pani Pernelle jest zupełnie osobna i pogrążona w dewocji, żyjąc w innym, nierzeczywistym świecie. Rozpad rodziny jest faktem.

Rodzina się rozpada, a hipokryzja trzyma się się mocno. Szczególnie hipokryzja religijna, która w każdych czasach znajdowała podatny grunt.

Wszystkich aktorów należy pochwalić na znakomite podawanie tekstu, które w tak napisanej sztuce jest trudnym zadaniem, a jednak każde zdanie strzela, ma sens i jest wypowiedziane ze zrozumieniem.

Moliere pisał dla króla Ludwika XIV i zmuszony był robić happy endy w swoich sztukach. Krzysztof Pluskota nie zakończył jednak swojej sztuki dobrze. W zasadzie postawił na zakończenie otwarte. Słyszymy odlatujący helikopter. Kto nim odlatuje? Uciekający Orgon? Uciekający Tartuffe? Kto został zdemaskowany i zatrzymany do dyspozycji prokuratora? Teatr to sztuka wyobraźni...



Małgorzata Klimczak

23 września 2022
Spektakle
Tartuffe