Teatr zaczarowany

Jeśli pewnego grudniowego dnia przechodząc obok Wrocławskiego Teatru Lalek, uniesiesz głowę wysoko do góry, na dachu budynku zobaczysz kołysaną przez wiatr, wielką, czerwoną czapę świętego Mikołaja. Jest ona nie tylko znakiem zwiastującym nadejście świąt - to również zaproszenie na magiczną rewię "Mikołajki II, czyli Inspektor Skobel na tropie" w reżyserii Radosława Kasiukiewicza - przygotowane z niezwykłą pomysłowością interaktywne widowisko, łączące tradycyjny spektakl dla dzieci z happeningiem, koncertem i performansami z udziałem aktorów WTL.

Mikołajkowy cykl został zainicjowany we Wrocławskim Teatrze Lalek w ubiegłym roku i zachwycił nie tylko najmłodszą publiczność. Pierwszy tego typu projekt artystyczny we Wrocławiu przygotowano z zaskakującym rozmachem inscenizacyjnym wybierając dla niego interesującą formułę - zamierzeniem organizatorów było poszerzenie ram tradycyjnego spektaklu teatralnego dla dzieci poprzez połączenie go z a k c j a m i, które pozwoliłyby uczestnikom na czynne włączenie się do wszystkich reżyserowanych działań.

Dyrektor WTL Robert Skolmowski wraz ze swoim zespołem aktorskim także tej zimy przygotował świąteczną ucztę, skomponowaną ze spektaklu “Mikołajki II, czyli Inspektor Skobel na tropie" Radosława Kasiukiewicza oraz z interaktywnych i parateatralnych działań. Mikołajkowa Bajlandia i tym razem działa się w obrębie kilku przestrzeni budynku Teatru Lalek, a także poza nim. Plac przed Wrocławskim Teatrem Lalek stał się inauguracyjną przestrzenią inscenizowanych spektakli. Przy dźwiękach pieśni bożonarodzeniowych w wykonaniu Orkiestry Reprezentacyjnej Śląskiego Okręgu Wojskowego rozpoczął się pierwszy happening. Gdy do oczekujących widowiska dzieci wyszedł święty Mikołaj (Jacek Radomski) okazało się, że postaci tej, z brodą i czapą na głowie, daleko było do baśniowego pierwowzoru. Ubrany w kusą, cienką czerwoną kurtkę, poszarpane w kilku miejscach czerwone spodnie z metalowymi ćwiekami i w czarne, eleganckie buty Mikołaj ogłosił zdumionym dzieciom, że nie przybył do Wrocławskiego Teatru Lalek ciągnięty przez zaprzęg reniferów, ale przyjechał na swoim ukochanym motocyklu Harleyu Davidsonie. Mikołajowi towarzyszyło grono pomocników, w których wcielili się studenci wrocławskiego Wydziału Lalkarskiego PWST. Rozdawali oni uczestnikom akcji kolorowe baloniki i moderowali kolejną zabawę. Na przyczepionych do baloników karteczkach każde dziecko wypisało swoje najskrytsze świąteczne życzenie.

Następnie na głośne Mikołajowe Raz! Dwa! Trzy! dziesiątki żółtych, zielonych i różowych baloników uniosło się do nieba wraz z dziecięcymi marzeniami. Na tym jednak happening się nie zakończył - dzieci zwróciły się w stronę budynku i uniosły głowy wysoko do góry, aby zobaczyć powoli podnoszącą się na dachu, dmuchaną czapę świętego Mikołaja. Teraz, przechodząc obok Teatru - mówił przybysz z Laponii podekscytowanym dzieciom - nie sposób nie zauważyć, że okres świąteczny już się rozpoczął. A skoro tak, to czas na pozostałe przygody! Dalsza część widowiska mikołajkowego odbywała się już wewnątrz budynku WTL. Wejścia do sali kolumnowej strzegł wartownik w mundurze z galonami, przypominający ołowianego żołnierzyka z baśni Andersena. W sali kolumnowej dzieci spotkały się z dżentelmenem w smokingu i z przezabawną Ciotką Klotką, by wraz z nimi naśladować odgłosy wydawane przez renifery i nauczyć się tajemniczo brzmiącego zaklęcia - "Heksam beksam będzie pięknie jak to lustro zaraz pęknie" Następnie aktorzy zaprowadzili dzieci w roześmianym korowodzie na pierwsze piętro Teatru, gdzie po prawej stronie, z panującego półmroku wyłoniło się przed nimi zaczarowane lustro. Obudzone kilkakrotnie powtarzanym zaklęciem zwierciadło rozsunęło się i wyszła z niego Diodka (Marta Kwiek) - pomocnica świętego Mikołaja w różowym berecie z antenką, kołyszącą się w takt wykonywanych przez nią ruchów. To właśnie Diodka była wodzirejką w dalszej podróży po bajkowej krainie, która czekała na dzieci po drugiej stronie gadającego lustra.

We Foyer Teatru, które przemieniono w kilka kolorowych pokoików o niewielkich rozmiarach dzieci zostały otoczone pluszowymi stworami ze świata bajek, wyłaniającymi się ze ścian (wśród nich był syreni ogon, łapy wilka, dalmatyńczyka i tygrysa). Uczestnicy zabawy znaleźli się też na żółto-zielonej łące, gdzie mogli dotknąć motyli, ślimaków i innych zamieszkujących ją stworzeń animowanych rękoma aktorów. Największe emocje dzieci wzbudził jednak pokoik, który niespodziewanie okazał się być pudełkiem z zabawkami trzymanym przez tajemniczego Olbrzyma (lalkowy Olbrzym uniósł niespodziewanie sufit-wieko pudełka i przywitał zebrane w nim dzieci i dorosłych, nazywając wszystkich bardzo wdzięcznie małymi ludzikami). Wypuszczone z labiryntu bajkowych mini-przestrzeni dzieci znalazły się następnie w ostatniej z sal - w sali teatralnej. Jej przestrzeń ozdobiono z baśniowym przepychem - na wprost sceny została zawieszona kolorowa lokomotywa dużych rozmiarów; na ścianach przylegających do sceny znajdowało się ogromne okno, a obok niego - pojedyncze szuflady i szufladki oraz wielka czerwona lampa w czarne kropki. Dalej - niebieski słoń z długą trąbą unoszący się na motylich skrzydłach; długa pomarańczowa dżdżownica i różowa świnka.

Zza ściany tuż przy scenie opadał męski czarny kostium wielkich rozmiarów z czerwonymi kropkami na kieszeniach, a nad samym wejściem do sali umocowane zostało coś na kształt piętrowego łóżka z balustradą. Dzięki tak sugestywnej plastyce wnętrza dzieci nie miały najmniejszych wątpliwości, że znajdują się w pokoju zabaw spotkanego przed chwilą Olbrzyma. Zanim mali widzowie zdążyli zająć swe miejsca, aktorzy rozpoczęli przedstawienie, by utrzymać dotychczasową dynamikę świątecznego widowiska. Na scenie pojawiło się dwóch aktorów w przebraniach Skrzatów - Strączek (Sławomir Przepiórka) - w zielonych spodniach, żółtej koszuli i czerwonych pluszowych butach oraz jego przyjaciel Pączek (w tej roli Tomasz Maśląkowski) - z połówką zielonego kasztanka na głowie. Trzecią postacią, która dołączyła do Skrzatów była dobrze znana już dzieciom Diodka. Ale na tym nie koniec. Do wzięcia udziału w bajkowej rewii Radosław Kasiukiewicz zaprosił również postaci z innych bajek znajdujących się w stałym repertuarze WTL. Dzieci mogły więc raz jeszcze spotkać się z Emilkiem (bohaterem spektaklu “Och, Emil!" w reżyserii Lecha Chojnackiego) a także, między innymi, z bohaterami "Amelki, Bobra i Króla na dachu" (w reżyserii Petera Nosaleka) i "Czerwonego Kapturka, Kichawki i Gburka" (wyreżyserowanego przez Annę Proszkowską). Choć mikołajkowy spektakl stanowił szereg autonomicznych etiud, które w procesie gry przeplatały się ze sobą, motywem je spajającym była postać Inspektora Skobla z "Wrocławskich krasnoludków" (w tej roli - Konrad Kujawski) i prowadzona przez niego misja poszukiwania krasnoludków (znana nam wszystkim jako dekrasnalizacją Wrocławia). Zabieg teatralnego kolażu okazał się bardzo udany - fragmenty poszczególnych przedstawień ożywiały się wzajemnie, a osadzone w innej - przewodniej historii - zyskiwały nowe sensy. Ciekawym aspektem było też harmonijne połączenie konwencji teatru lalkowego z teatrem dramatycznym. Gesty i mimika postaci były celowo przerysowane i przez to nadawały wszystkim ich działaniom odcień humorystyczny.

Aktorzy nie unikali przy tym śmiałej karykatury - śmiech widzów wywoływały więc długie kroki stawiane przez Strączka, czy też ruchy Pączka, który kręcąc lekko biodrami wprawiał w ruch otulającą go “bombkę". Dzięki tego rodzaju zabiegom członkom zespołu udało się stworzyć wyrazistych, temperamentnych i mocno zindywidualizowanych bohaterów. Przestrzeń sceny była jednak poświęcona nie tylko scenicznym postaciom - reżyser chciał, by także i dzieci mogły wziąć udział we wszystkim tym, co działo się w bajkowej rewii. W pewnym momencie na scenie pojawił się wielki różowy cukierek, który rzekomo wypadł Olbrzymowi z kieszeni. To właśnie do tego cukierka, przez cały czas trwania spektaklu, dzieci wchodziły po to, by odebrać swój świąteczny prezent. Działania sceniczne aktorów połączono z tą akcją w sposób spójny, nie rozbijając jednocześnie rytmu spektaklu. Dzieci były nieustannie angażowane do aktywnego udziału w widowisku - aktorzy zwracali się do małych z widzów z prośbą o to, by powtarzali za nimi trudne słowa, by wyklaskiwali liczby i odpowiadali na zadawane pytania. W trakcie przedstawienia aktorzy wielokrotnie przełamywali dystans dzielący przestrzeń pola gry od przestrzeni widza - tańczący kot, czy tropiciele krasnoludków z drużyny inspektora Skobla zeskakiwali ze sceny i podbiegali do widzów, wyzwalając energię, która nie pozwalała dzieciom na pozostanie obojętnym wobec wydarzeń dziejących się dookoła nich. Spontaniczną atmosferę widowiska wzmagała przestrzeń sali ożywiona elementami scenografii autorstwa Małgorzaty Szostakowskiej. By zrytmizować grę aktorów i wyzwolić różne odcienie emocji w spektaklu Radosłwa Kasiukiewicza wykorzystane zostały różnorodne kompozycje muzyczne - dało się słyszeć rytmy hip-hopowe, rockowe i jazzowe. Całość wypadła muzycznie, tanecznie, ale i smakołykowo - zwieńczeniem programu był bowiem zjazd na imitującej komin zjeżdżalni prosto do głównego holu Teatru, gdzie czekał na dzieci bankietowy poczęstunek - dziecięcy szampan i słodki śnieżynkowy przysmak.



Joanna Gdowska
Dziennik Teatralny Wrocław
4 grudnia 2008