Terapia bez Boga

Kameralne przedstawienie niemieckiej sztuki "Nad czarnym jeziorem" w warszawskim Teatrze Ateneum odbywa się na Scenie 61, gdzie scenografia ogranicza się kilku krzeseł.

Aktorzy grają wśród siedzącej dookoła publiczności, na wyciągnięcie ręki. Ma to swoje dobre i złe strony. Widz może poczuć się jak uczestnik przedstawianych wydarzeń, artyści zapewne nie czują się komfortowo. Po czterech latach od tragicznej śmierci w jeziorze pary dorastających dzieci ich rodzice pogrążają się w dramatycznych rozmowach. Wspomnienia i próby dojścia do przyczyn śmierci kochających się nastolatków nabierają charakteru wspólnej terapii. Rozpacz, agresja, histeria oraz wyrzucanie sobie wzajemnych pretensji i win przeplatają się z momentami czułości. Dialogi nie składają się na fabułę, przypominają raczej rwane monologi przerywane pauzami na kolejne tematy. Tak pomyślana inscenizacja wymagała mistrzostwa i precyzji aktorów.

Aktorzy Ateneum doskonale poprowadzili swoje role. Pozostaje tylko ważna kwestia: w tej teatralnej terapii po utracie dzieci, chwilami przejmującej, nie ma miejsca dla Boga jako punktu odniesienia. Cóż, taką mamy dziś kulturę!



Mirosław Winiarczyk
Idziemy
12 lutego 2018