The Magnets - show do szóstej potęgi

Zachwalali ich organizatorzy Przeglądu, w superlatywach opowiadał wrocławski beatboxer Zgas. Nie pomylili się.

Dziesięć minut po wyjściu The Magnets na scenę, kiedy skończyli śpiewać "I Feel the Earth Move" Carole King, Capitol zatrząsł się od oklasków. A kiedy odezwali się po polsku - Wrocław "był ich".

Smaczków "pod publiczkę" było tego wieczora dużo, choćby wybory "Mistera grupy The Magnets". Zwycięzcami plebiscytu, szczególnie wśród żeńskiej części publiczności, zostali czarnoskóry bas i skromny, uśmiechnięty beatboxer, ale brawa należały się wszystkim "magnetsom", bo to grupa bez wyraźnego lidera. Siłą kolektywu, prócz wyszkolenia wokalnego, przygotowania tanecznego i aktorskiego, jest właśnie zespołowość - tu nie ma osób błąkających się po scenie, każdy bierze udział w show.

Anglikom jest obojętne, czy śpiewają "Wannabe" Spice Girls, "Hotel California" The Eagles czy "Paradise City" Guns N\'Roses (świetnie przerobione na delikatnie brzmiące głosy) - w każdym momencie dawali z siebie wszystko, sami bawili się na scenie i podrywali siedzące bliżej panie. Wszystko ze smakiem, elegancją i uśmiechem. Reakcja widzów na koniec: ogłuszająca owacja na stojąco, a przy zaśpiewanym na bis "Blame It on the Boogie" The Jacksons tańczyła już cała sala. Podobne szaleństwo miało później miejsce w Ośrodku, gdzie Brytyjczycy wystąpili pod koniec koncertu Zgasa.



Rafał Zieliński
Gazeta Wyborcza Wrocław
23 marca 2010