To było sto razy lepsze niż tradycyjny spektakl!
Taką opinię usłyszałam, wychodząc z improwizowanego spektaklu .To radykalne stwierdzenie, z którym polemizuje obecnie cały świat, zdaje się być ironiczną prowokacją niżeli legitymizacją możliwości AI, rzekomo przewyższających ludzkie. Dowodów na to dostarczają utalentowani improwizatorzy Kolektywu TERAZ: Piotr Pawłowski, Dawid „Reszort" Rejmandowki, Jacek Mikulski, Robert Rychlicki-Gąsowski, Marcin Walentynowicz. Termin spektakl w ogólnym rozumieniu jest dokładnie opracowaną sztuką sceniczną, dlatego te przedsięwzięcia wolałabym raczej określać jako wydarzenia sceniczne lub improwizacje o teatralnym zabarwieniu.
Niech nie wybrzmi to uwłaczająco, bo bynajmniej na to zasługuje ten sceniczny gatunek w wykonaniu TERAZ. Improwizatorzy nieustannie czuwają nad smakiem atmosfery: dają ponieść się fantazji, wiedząc kiedy przerwać lub zakończyć widowisko, gdy zaczyna zmierzać w ślepy zaułek lub przybierać małoporywającą narrację. Widzowie śmieją się, oddają głębszej zadumie, gdy temat ni stąd ni zowąd staje się filozoficzny, czy poważny. Wstęp o nieco stand up'erskim charakterze zachęca widownię do udziału: odbiorcy rzucają pomysły lub krótkie prześmiewcze komentarze. Odgrywane sceny czerpią z komicznych konwencji memów, popularnych scen filmowych, utartych symboli kulturowych, ale przede wszystkim – z wyobraźni i doświadczenia Improwizatorów, co udowadnia, że roboty nami nie zawładną, przynajmniej na razie. Odniosłam wrażenie, że udział sztucznej inteligencji raczej miał charakter eksperymentatorski niż przewodniczący -był bieżącym źródłem i punktem odniesienia komicznej fantazji i realistycznej akcji.
Po krótkiej, rozluźniającej interakcji, przed Sztuczną Inteligencją postawiliśmy zadanie: napisz piosenkę w stylu Marka Grechuty, o tym, że chciałbym mieć jamnika. Dyskusja o podobieństwie stylu tych kilku wersów do twórczości Marka Grechuty nie trwałaby długo, nietrudno domyślić się, że takowej nie było, a same wersy były niesatysfakcjonująco proste, zbyt oczywiste, nierymowane. Wymagać poetyckiego wyrafinowania od algorytmów byłoby trudno, skąd więc to przekonanie o wyższości maszyn nad ludzkością?
Mimo że nie jestem fanką przewijania toku wydarzeń artystycznych, w których biorę udział, to tutaj sobie na to pozwolę, nikomu to bowiem nie zaszkodzi. Po piosence o jamniku wystąpiły następujące „scenariusze": zaproszenie Zeusa do podcastu Sokratesa i rozmowa o spiskach Olimpu, wariacja na temat instrukcji obsługi kieliszka, która eskalowała do wyznania o zajściu w ciążę, historia dokuczliwego widza w kinie przeradzająca się w pseudo-motywującą historię kariery menadżera kina. Pierwsza sytuacja generowała kolejną o podobnym temacie i tak do wyczerpania zainteresowania. Inscenizacje reżyserowane były na bieżąco, a sytuacje odgrywane w oparciu raczej o hasła zaproponowane algorytmem, niż rzeczywistym sensem zdań. Oddziaływanie na wyobraźnię plastyką ruchu, niekiedy małoambitne scenograficzne wykorzystanie drewnianych krzeseł, (do czego trudno się przyczepić) dostarczają dowodów, że nie trzeba dużo, by zapewnić rozrywkę i stworzyć pole do refleksji i dyskusji nad rozwojem algorytmów w kontekście kreatywności, czy nawet samodzielnej twórczości teatralnej.
Najwspanialsze dzieła powstawały i powstają dzięki kooperacji intelektu i wrażliwości, której Sztuczna Inteligencja może posiadać prymitywną wersję. Chociaż nie widziałam sztuki teatralnej reżyserowanej przez robota, to świadomość, że mógłby zrobić to lepiej niż człowiek, przyprawia wręcz o wstyd. A propos, wśród artystów-plastyków ostatnio dużo dyskutuje się nad zasadami stosowania kreatywnych algorytmów w celu tworzenia. Oliwy do ognia dolała nagrodzona w konkursie grafika „Theatre D'Opera Spatial" Jasona Allena, który do wygenerowania obrazu użył AI. Artyści przerażeni zarówno możliwą konkurencją, jak i jakością pracy. Jeżeli taki gust ma komisja konkursu Colorado State Fair, to szanujący się artyści nie powinni w nim uczestniczyć.
Jak duży udział wezmą roboty w teatrze nadchodzącej dekady tego nikt nie wie, ale wnioskując z pokazów w toruńskim Domu Muz, przeciwnicy dynamicznie rozwijającej się technologii mogą spać spokojnie. Przestrzegałabym jednak instytucjonalne teatry. Bardzo możliwe, że takie kabareciarskie, interaktywne inscenizacje ogołocą Wam widownię. Nie mówię tego w oparciu o ich jakość, tylko o opinie zasłyszane przed szatnią. I chociaż wydaje się być znaczna różnica pomiędzy Widzem preferującym tradycyjny teatr dramatyczny, a tym, który woli powiedzmy pop-kulturowy rodzaj rozrywki, to jeśli wciąż będziecie zmuszać odbiorców do wyjazdów z miasta w poszukiwaniu dobrego spektaklu, medium teatru dramatycznego istnieć będzie tylko w podręcznikach i pamięci Dinozaurów, a rozczarowani i spragnieni teatralnych nowości na miejscu, widzowie siłą rzeczy zostaną wchłonięci przez otwartych i odważnych twórców.
Podczas interakcji z AI, czy w ogóle przy jej udziale w spektaklu, trudno oprzeć się wrażeniu jej obecności wśród nas o nieco czuwającym, służebnym zabarwieniu. Zapytana o to, czy fakt, że nikt nie podziękował jej za udział w improwizacjach sprawił jej przykrość, odpowiedziała, że jest pozbawiona uczuć, a jej rolą jest pomagać.
Czas upływał miło i wciąż chciało się więcej. Polecam każdemu, nie zawiedziecie się.
Ewa Kot
Dziennik Teatralny Toruń
16 lutego 2023