To przecież jest Sanatorium

Miłosnych wód wodzenie, czyli "Turnus mija, a ja niczyja. Operetka sanatoryjna" – reż. Cezarego Tomaszewskiego, Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie

Zatopieni w miłosnym źródełku zastanawiają się, czy uzdrawiające wody ratują również zszargane serce. Odpowiadają pochłonięci śpiewem i tańcem, nie myśląc co dalej. Kiedy turnus mija, wyjście jest tylko jedno: pij i daj pić innym.

„Sanatorium Uzdrowiskowe i Pijalnia Wód im prof. dr Józefa Dietla, SŁUCHAM!". Słysząc siostrę Wandę (Katarzyna Zawiślak Dolny) przemierzającą korytarze, wysłuchującą przez słuchawkę telefonu kolejnych potencjalnych kuracjuszy, myślimy – tak, to miejsce dostojne, prestiżowe, poważane! To brzmi dumnie, to chce się powtarzać! Nie dziwimy się Wandzie, która deklamuje nazwę ośrodka w każdej możliwej sytuacji. Tutaj nie można nie wyzdrowieć! Jak się okazuje wraz z upływającymi minutami, Sanatorium Uzdrowiskowe i Pijalnia Wód im. prof. dr Józefa Dietla zajmuje się nie tylko leczeniem zbolałego ciała, a także niewypowiedzianie bardziej cierpiących dusz i pękających serc.

Nasza przygoda w Sanatorium Uzdrowiskowym i Pijalni Wód im. prof. dr Józefa Dietla rozpoczyna się wraz z pojawieniem się tajemniczych inwestorów. Są jedynymi gośćmi w uzdrowisku, ponieważ z niewiadomych przyczyn sanatorium, mimo pochwał siostry Wandy i licznych telefonicznych zgłoszeń pozostaje puste. Kuracjuszy brak, a zapisy na kilka miesięcy do przodu. Można by pomyśleć, że to zjawisko bardzo dziwne, a to przecież i nasza rzeczywistość. Inwestorzy wypełniający puste mury uzdrowiska są młodzi, żądni przygód, do granic egocentryczni. Chcą zażyć ciepłych kąpieli, relaksacyjnych masaży. Przekornie otrzymują zabieg krioterapii w minus stu dwudziestu stopniach Celsjusza odziani w osobliwe kombinezony.

Operetka prezentuje dość abstrakcyjny poziom humoru. Czy to dobrze? Myślę, że wszystko zależy od nastawienia widza. Jeśli pozwolimy sobie płynąć razem ze zmiennymi nastrojami bohaterów, łatwiej będzie nam wydobyć to co najlepsze w Sanatorium Uzdrowiskowym i Pijalni Wód im. prof. dr Józefa Dietla. Wspomniana abstrakcja jest namacalna – w jednej chwili mamy świetne uzdrowisko bez kuracjuszy, a już po chwili inwestorów przemieniających się w dojrzałych wiekiem seniorów. Niewątpliwie mocnym punktem spektaklu są aktorzy. Gdyby ktoś przegapił nagłą przemianę lekko zblazowanych, poszukujących wrażeń inwestorów w uroczych pensjonariuszy, mógłby pomyśleć, że na scenie zagościły zupełnie inne osoby.

Wraz z pojawieniem się dojrzalszych bohaterów - paradoksalnie o wiele bardziej energetycznych i charyzmatycznych od swoich młodszych poprzedników - pojawiają się zupełnie inne rozterki, odległe od materialnych, biznesowo-chłodnych pobudek. Podeszły wiek reorganizuje priorytety. To co nieznaczące oddala się całkiem niespodziewanie. Pojawia się pytanie, czasem poprzedzone pukaniem w głowę, kiedy zaczynamy myśleć: Za czym goniłem? W tym wszystkim dla jednych wydajemy się ograbieni, dla innych zwyczajnie dojrzalsi. Z jednej strony wydajemy się nieporadni, z drugiej myślimy o tym co wiemy tylko my. My, czyli Ci, którzy już żyli, doświadczali, popełnili statystyczną ilość błędów przypadającą na jedno zwykłe-niezwykłe życie.

Z tych wszystkich życiorysów wyłania się jedna uniwersalna potrzeba. Niezależna od wieku, statusu, zysków i strat. Potrzeba bycia kochanym. W gąszczu sytuacji charakterystycznych dla sanatorium: dancingów, spacerów, zabiegów, poszukiwań miłości, istnieje obawa o możliwą groteskowość czy prześmiewczość. I choć spektakl jak wiele innych jest odzwierciedleniem ludzkich zachowań, często nieracjonalnych, zawiera w sobie pewną melancholijność. Myślę, że ktoś kto pragnął bezrefleksyjnej komedii mógł być zdziwiony słodko-gorzką pigułką jaką przyszło zażyć widzom podczas spektaklu.

Na szczęście dzięki muzyce na żywo, niesamowitym zdolnościom aktorskim oraz wokalnym aktorów i wspaniałym choreografiom nie zostajemy skazani na smutek i rozgoryczenie. W końcu znajdujemy się w magicznej pijalni wód – bez problemu połykamy, więc gorzką kapsułkę by cieszyć się wspaniałą kreacją samego Profesora Doktora Józefa Dietla (Rafał Szumera) – arcydziwnego ekscentryka, który dla dobrej zabawy gości jest w stanie na moment być nawet... Drag Queen! Moglibyśmy być zdziwieni, no ale...

To przecież Sanatorium Uzdrowiskowe i Pijalnia Wód im prof. dr Józefa Dietla!



Maja Zuchowska
Dziennik Teatralny Kraków
18 lipca 2019