Topor w górach, czyli masakra na wesoło
Spektakl "Sznycel górski", premierowo pokazywany w Sopockiej Scenie Off de BICZ, sami realizatorzy nazywają komiksem teatralnym. Papierowa scenografia i bohaterowie z kartonu faktycznie oddają atmosferę makabryczno-surrealistycznej prozy Rolanda Topora. Tyle, że niewiele z tego wynikaPomysł na spektakl jest zarazem bardzo prosty i oryginalny. Polega na stworzeniu wielkich komiksowych plansz "bohaterów" z ruchomymi, animowanymi przez aktorów, kończynami i oczami. Trzech, ubranych w białe kombinezony aktorów - Piotr Srebrowski, Bartosz Kisiel i Kacper Synowiecki - animuje postaci i podkłada im głos. Papierowa, celowo przypominająca szkolny teatrzyk scenografia Anny Dobrowodzkiej, umożliwia aktorom wykreowanie dowolnej sytuacji oraz momentalną jej zmianę.
Ponieważ rzecz dotyczy twórczości jednego z najbardziej błyskotliwych prześmiewców drugiej połowy XX wieku, aktorzy sięgają po formę wszechobecnej zabawy. Groteska miesza się z absurdem, groza z czarnym humorem i pure nonsensem - krew (plakatowa) leje się strumieniami, trup (papierowy) ściele się gęsto, urywane kończyny latają w powietrzu i - podobnie jak Kenny w "South Parku" - bohaterowie nie dożywają końca opowieści ("Szkoła nad przepaścią") lub pozostają w cokolwiek nie najlepszej kondycji ("Sznycel górski").
Reżyser Michał Derlatka dużą uwagę przywiązuje do detali - palący się Jerzy dymi się od dymu papierosowego, odmrożona kończyna Philla znacznie różni się od pozostałych. Jednak w niespełna czterdziestominutowym przedstawieniu poza opowiadaniami Topora nic się właściwie nie zmienia. Wyeksponowanie szeregu pytań retorycznych dotyczących przemijania ze "Szkoły nad przepaścią" (przez zerwanie konwencji komiksu i zwrot bezpośrednio do widzów), brzmi pretensjonalnie i patetycznie. Brakuje interpretacji, konsekwentnej, przemyślanej dramaturgii i koncepcji spajającej jedne z najbardziej znanych opowiadań Rolanda Topora w teatralną całość.
Najsilniejszą stroną "Sznycla górskiego" jest jego efektowna oprawa wizualna. Warto też podkreślić, że tylko jeden z występujących (Srebrowski) jest dyplomowanym aktorem, a pozostali są absolutnymi debiutantami. Ciekawym dopełnieniem przedstawienia jest wesoła, pogodna muzyka Jana Mroza i Sówki Sowińskiej.
Przypomnienie twórczości Topora samo w sobie jest już zaletą. Powstało groteskowe, przyzwoite przedstawienie. Niedosyt jednak pozostaje.
Łukasz Rudziński
trojmiasto.pl
4 października 2011