TR...ach!!! - Jarzyna walczy o teatr

Urzędnicy: Grzegorz Jarzyna rozgrywa całą sytuację, nic dziwnego, jest doskonałym reżyserem. Jarzyna: Ja po prostu nie jestem bierny. Widzę, że urzędnicy działają tylko wtedy, gdy pojawiają się naciski

To czekanie mnie wykańcza. Jestem u szczytu artystycznych możliwości, mam propozycje reżyserowania z Londynu, Paryża, Amsterdamu, Brukseli i odmawiam. Boję się stąd ruszyć. Czuję, że jak zostawię TR Warszawa, mogę to miejsce stracić na zawsze. Tutaj z kolei nie mogę pracować, bo teatr, który prowadziłem, nie ma pieniędzy na spektakle. To upokarzające - mówi Grzegorz Jarzyna. Od pół roku nic jest dyrektorem TR Warszawa, l stycznia wygasł mu kontrakt, a nie chce zgodzić się na warunki, jakie przedstawili mu warszawscy urzędnicy. - To cyrograf, a nie kontrakt. Mam przyjąć masę zobowiązań obwarowanych karami, a miasto nic gwarantuje mi budżetu i siedziby teatru.

- Wolałbym nie komentować wypowiedzi pana Grzegorza Jarzyny - odbija piłeczkę Marek Kraszewski odpowiedzialny za teatry w warszawskim Biurze Kultury. - Jest wybitnym artystą, a rozwój jego teatru jest priorytetem miasta. W dzisiejszych warunkach nie możemy zapewnić jednak finansowania na poziomie 2009 roku, więc zabiegamy o wieloletnie wsparcie teatru przez Ministerstwo Kultury.

W Warszawie trwa wojna między urzędnikami a ludźmi teatru. Nie podjazdowa, ale otwarta. - Jestem chyba jakimś punktem odniesienia na mapie teatralnej Polski. Czuję, że sposób, w jaki mnie potraktują, wyznaczy standardy dla innych. Jeśli mnie można złamać, wziąć teatr głodem, znaczy, że taki los może spotkać każdego. Dlatego tak się zaparłem - mówi Jarzyna.

Siedzimy w kawiarni naprzeciwko pałacu prezydenckiego. Były dyrektor w koszuli zapiętej na ostatni guzik i w czarnym garniturze. Za chwilę zostanie odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Właśnie wrócił z Moskwy z "Między nami dobrze jest" zaraz pakuje się z "Nosferatu" do Nowego Jorku. Jego TR Warszawa to obok Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego najlepszy produkt eksportowy polskiego teatru. Wysmakowany formalnie, daleki od krajowego kontekstu, poruszający7 problemy, z jakimi mierzą się zachodnie demokracje: konsumpcja, trwałość struktur społecznych, religijność w świecie bez Boga... Ale jest również druga strona medalu: dotacja dla teatru to siedem milionów rocznie, 6,2 mln pochłaniają pensje i rachunki. Tylko 800 tys. zostaje na działalność artystyczną: granie gotowych już spektakli (widownia jest mała, więc bilety nie pokrywają kosztów, do każdego wieczoru trzeba dopłacać 5 tys. złotych), wykłady, spotkania. A gdzie nowe produkcje? - Urzędnicy powiedzieli nam wprost: grajcie za granicą, zarabiajcie, będziecie mieć pieniądze na granie w Warszawie. A najlepiej w ogóle nie grajcie, będzie taniej. Tylko po co miastu teatr za siedem milionów, który nie gra? - pyta Jarzyna.

Kraszewski zapewnia, że nikt takiej propozycji nie składał, a TR Warszawa jest jednym z najlepiej dotowanych teatrów w stolicy. Nie ukrywa też, że są inne sposoby finansowania nowych premier niż wyciąganie ręki do kasy miasta: koprodukcje z innymi teatrami, dotacje ministerialne. Zapewnia również, że miasto jest gotowe płacić za wynajem dotychczasowej siedziby, dopóki nie powstanie nowy gmach na placu Defilad. Wspólny dla TR Warszawa i Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Tymczasem teatr stracił płynność finansową. W zeszłym tygodniu została zerwana umowa ze znanym reżyserem rosyjskim, bo TR nie miał na zaliczkę, a zespól nie dostał wypłaty na czas. - Mieliśmy różne problemy z urzędnikami, ale chyba obecne są największe - mówi Jarzyna. - Miasto chce mieć reprezentacyjny teatr, którym się pochwali, ale łoży na nas jak na każdy inny.

- Duma stolicy? - śmieje się Maciej Nowak, szef Instytutu Teatralnego. - Obecna ekipa chce raczej mieć święty spokój. Nie obchodzi ich, że Jarzyna robi teatr wyraźnie inny niż reszta. I to w skali europejskiej.

Gorączka

Styczeń 1997 roku. Premiera "Bzika tropikalnego", na scenie duszne wnętrze hotelu Malabar. Dwie godziny później w podziemiach budynku przy Marszałkowskiej rozlega się burza oklasków, jakiej tu nie słyszano. Gdy publiczność wywołuje reżysera, na scenę wypada osobnik w masce demona z Bali. Debiut podpisany jest pseudonimem Horst d'Albertis, ale i tak wszyscy wiedzą, że twórcą przedstawienia jest Grzegorz Jarzyna, student reżyserii krakowskiej PWST, uczeń Krystiana Lupy.

Wtedy nikt nie przypuszczał, że Jarzyna stanie się symbolem zmian w polskim teatrze, a rok później obejmie po Piotrze Cieplaku kierownictwo sceny. Przyciągnął wybitne osobowości: Magdalenę Cielecką, Maję Ostaszewską, Czarka Kosińskiego, Olę Konieczną. Zaprosił do współpracy Krzysztofa Warlikowskiego. Silna grupa w małej sali Rozmaitości zamknęła się niczym spiskowcy, tworzyli w atmosferze małej teatralnej rebelii.

Polski teatr przeżywał kryzys. Jarzyna był jednym z nielicznych, którzy mieli pomysł i misję: był trochę kapłanem, politykiem, intelektualistą, szamanem. Jego spektakle zdobyły serca młodego pokolenia. Ta gorączka była trudna do zaakceptowania dla urzędników, ceniących święty spokój.

Trumna znaczy dymisja

Wystarczyło jedno zdanie z recenzji "Bzika" ("wyuzdana miłość i narkotyki"), by czujni radni napisali do dyrektora list z żądaniem wyjaśnień. To był początek kłopotów Grzegorza Jarzyny. Kiedy na afisz weszły teksty młodych dramaturgów, nazwanych brutalistami, został stałym gościem ratusza. - Często chodziłem na sesje radnych i tłumaczyłem, pisałem oświadczenia. Czułem się jak chłopiec do bicia, ale wiedziałem, że racja jest po mojej stronie - wspomina Jarzyna

Dymisja dyrektora, obcięcie dotacji, cenzurowanie tekstów. Takie żądania będą powtarzały się przez lata, W 1999 roku grupa radnych Akcji Wyborczej Solidarność domagała się zdjęcia z afisza spektaklu "Shopping and Fucking" z powodu "nadmiernej liczby wulgaryzmów w tekście oraz nieobyczajnych sytuacji". Sztuka Marka Ravenhilla to atak na konsumpcyjny styl życia 20-, 30-latków, bohaterami są dilerzy narkotykowi i homoseksualiści. Jedna ze scen przedstawiała seks między mężczyznami. To wtedy Jarzyna pierwszy raz stracił fotel dyrektora artystycznego.

O decyzji poinformowała go telefonicznie sekretarka. - Pracowałem nad "Doktorem Faustusem" we Wrocławiu. Robiliśmy scenę pogrzebu, zaproponowałem, żeby wnieść trumnę. Starsi aktorzy podeszli do mnie i mówią: może pan nie wie, ale jest w teatrze taki przesąd, że trumna na scenie zapowiada zmianę dyrektora. Zaśmiałem się, że coś jest na rzeczy. Kiedy wróciłem do Warszawy, moje rzeczy były spakowane i czekały w portierni.

Za Jarzyną wstawiły się media, ZASP i Ministerstwo Kultury.

Raczej kurnik niż salon

Gdy urzędnicy i politycy przyzwyczaili się do nagości, Jarzyna podpadł jako podejrzany ideolog. - Ekipa rządzącego wtedy w Warszawie Lecha Kaczyńskiego była czuła na punkcie dobrego imienia Polski, tradycji - mówi. Jako dyrektor po groźbie ze strony miejskich radnych ocenzurował spektakl "Zszywanie" Anny Augustynowicz. Usunął najbardziej kontrowersyjne dialogi ("Niedziela należy do Boga" "No to ch.., mu w d..., k...), a także kwestię dotyczącą onanizowania się nad książką

o obozie oświęcimskim. - Grzegorz wziął wszystko na siebie, nie angażował mnie - wspomina Augustynowicz. - Mieliśmy dystans, obraźliwy dialog aktorzy zastąpili dziecięcą rymowanką.

Parę miesięcy później Jarzyna ugiął się pod sugestią władz miasta i zdjął z afisza kolejny spektakl, "Sny" Iwana Wyrypajewa w reżyserii Łukasza Kosa. Przedstawienie grane było bowiem w dark roomie modnego klubu Le Madame.

- Nie umiem tańczyć z władzą, wykonywać jakichś ruchów, które mają zapewnić poparcie, zawsze działałem sam. Myślałem, że spektakle i sukcesy TR bronią się same - przyznaje reżyser. Kiedyś rodzaj parasola ochronnego rozłożyła nad nim Maria Kaczyńska, zapalona teatromanka, która regularnie bywała w TR.

"Za Kaczyńskiego było lepiej niż za obecnej ekipy" - tego zdania z wywiadu dla "GW" urzędnicy PO nie mogą wybaczyć Jarzynie do dziś. - Poprzednia ekipa próbowała cenzurować, ale nie miało to wpływu na budżet teatru - tłumaczy reżyser.

Innego zdania jest Biuro Kultury,, Kraszewski wyciąga tabelkę i pokazuje, jak finansowanie TR rosło po objęciu rządów w Warszawie przez Platformę, W ostatnim roku urzędowania Kaczynskiego w ratuszu dotacja wynosiła pięć milionów złotych, cztery lata później prawie dziewięć milionów. Aż przyszedł kryzys i stanęło na siedmiu.

- Wiem, że trzeba zaciskać pasa. Przez lata byłem grzecznym, posłusznym dyrektorem. Hanna Gronkiewicz-Waltz kazała zwalniać, zwalniałem. Od lat słyszałem, że ta ekipa nie lubi mediów, więc nie opowiadałem w gazetach o skali zapaści w TR Warszawa, Tyle że to lojalność w jedną stronę - narzeka Jarzyna, który nie ukrywa, że kiedyś PO była jego partią.

Jarzyna zaczął ofensywę. Zrozumiał, że w starciu z prezydent Warszawy sam nie ma szans, trafił na osobę, z którą się nie dogada. Pomocną dłoń wyciągnął prezydent Bronisław Komorowski, który odznaczył reżysera w momencie, gdy ważą się losy jego teatru. - Nie chodzi do nas, ale czuję jego wsparcie. Dwa miesiące temu dostałem propozycję, by reżyserować jeden z wieczorków teatralno-poetyckich, jakie prezydent organizuje w pałacu dla zamkniętego grona - opowiada Jarzyna, który szuka też poparcia u ministra kultury, spotyka się z wysoko postawionymi posłami PO, by znaleźć pomoc w konflikcie z Hanną Gronkiewicz-Waltz.

Artysta, nie dyrektor

Nieoczekiwanie okoliczności sprzyjają reżyserowi. - Akcja z odwołaniem pani prezydent, złe notowania PO w sondażach sprawiają, że ekipy z ratusza nie stać na wizerunkowy blamaź. Nic może zamknąć TR Warszawa ani utrzymać głodowego finansowania. To wywołałoby za dużo rabanu - twierdzi Maciej Nowak.

W zaciszach gabinetów trwają więc negocjacje, jak wyjść z twarzą. Żeby uciszyć Jarzynę, nic wydać za dużo pieniędzy oraz sprawić dobre wrażenie. TR Warszawa prawdopodobnie otrzyma stałe finansowanie od ministra kultury, tyle że ceną będzie utrata przez Jarzynę fotelu dyrektora naczelnego. - Zamiarem miasta jest zapewnienie teatrowi siedziby na placu Defilad, Pracujemy nad programem funkcjonalno-użytkowym tych instytucji. Potrzebujemy partnera doświadczonego nie tylko w prowadzeniu teatru, ale także w projektach inwestycyjnych. TR staje się dużym i złożonym projektem. Cenimy Grzegorza Jarzynę jako artystę, ale przykłady Opery Narodowej czy Teatru Narodowego pokazują, że możliwe jest takie rozdzielenie funkcji, co zapewnia artystom większą swobodę twórczą - mówi Marek Kraszewski. Nowym naczelnym TR Warszawa może zostać Wojciech Gorczyca, dotychczasowy zastępca dyrektora ds. organizacyjnych i finansowych.

Co na to Jarzyna? - Nie jestem przyspawany do stoika. Dyrektorem zostałem, bo zrozumiałem, że nikt za mnie nie zbuduje zespołu, z którym chciałbym pracować. Ale on już jest zahartowany i doświadczony - przyznaje, - Marzy mi się praca nad następnym spektaklem, a nie kombinowanie, jak kupić dla teatru nowe samochody bo tymi już strach jeździć.



Jacek Tomczuk
Newsweek Polska
13 czerwca 2013
Teatry
TR Warszawa
Portrety
Grzegorz Jarzyna