"Transfer" w Teatrze Nowym

"Transfer" w reż. Norberta Rakowskiego to najlepszy z trzech spektakli, które powstały w tym sezonie w Teatrze Nowym. Bohaterowie sztuki wyruszają do piekła, by się przekonać, że niczym nie różni się ono od życia na ziemi

Tragikomedia Maksima Kuroczkina przyniosła dramatopisarzowi europejską sławę. W 2003 roku autor "Transferu" został okrzyknięty "nadzieją współczesnej dramaturgii rosyjskiej". Od tamtej pory jego sztuki są wystawiane w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii. W Polsce "Transfer" obejrzeli w 2005 roku widzowie Teatru Współczesnego w Warszawie. W Łodzi oczekiwany był z dużymi nadziejami, podsycanymi przez składaną przez Teatr Nowy - lecz, powiedzmy od razu: niespełnioną - obietnicę "niesamowitej aury, niczym z filmów Davida Lyncha".

Rzecz zaczyna się jak dramat mieszczański. Centralnym obiektem przestrzeni - jak w porządnym salonie - jest przytulna zielona kanapa, tyle że stojąca tyłem do widowni, a później wirująca po scenie za pomocą skomplikowanej elektroniki (dlatego ważne, by widzowie przed wejściem na Małą Scenę wyłączyli telefony komórkowe). Pierwsza wymiana zdań między małżonkami nie pozostawia złudzeń, że obleczonego w garnitur Curikowa (Przemysław Kozłowski) i paradującą w kusym szlafroczku Eugenię (Joanna Niemirska) łączy tylko jedno - niemożność porozumienia. Nic dziwnego, że znudzony życiem biznesman rzuca żonę w ramiona zjawiającego się niewiadomo skąd Pampuchy (Michał Bieliński), a sam wybiera się z wizytą do ojca, od którego dostał zaproszenie. A ponieważ starszy Curikow od wielu lat nie żyje, Alosza musi szukać go w piekle. W podróży towarzyszy mu Masza (sekretarka - nałożnica) i oficjalny kochanek jego żony. O Hadesie i jego mieszkańcach wiedzą niewiele, ale z różnych przyczyn gotowi są podjąć ryzyko wyprawy. Kochanek dla pieniędzy, Masza z miłości, a Curikow... z nudów.

Reżyser Norbert Rakowski postawił, zwłaszcza w pierwszej części, na humor dramatu Kuroczkina. Udało się. Publiczność co chwila reaguje śmiechem na błyskotliwe dialogi postaci. Bezcenny dla tej koncepcji reżysera okazał się Mariusz Ostrowski, świetny młody aktor Teatru Jaracza. Wykreowana przez niego postać (Kochanek Żony) uwodzi całą widownię, pomimo że kroczy niebezpieczną granicy między celową groteskowością postaci a tzw. "grą pod publiczkę". Świetnie radzi sobie także Michał Bieliński, odgrywając nieporadnego, niezgrabnego, nieco tępego przybysza, który - jak się ostatecznie okazuje - swój rozum ma.

Lekkość pierwszej godziny spektaklu przełamują krążące wokół sceny jak sępy tajemnicze diabelskie postaci, które nieustannie, choć niemo, przyglądają się ludzkim działaniom na ziemi. Sławomir Sulej w czarnym garniturze z muchą przypomina Mefista, symbolizującego zachodnioeuropejskie rozumienie zła. Wojciech Droszczyński w indiańskim pióropuszu to już duchowość pierwotna, związana z naturą. Zapowiadają oni całą galerię widmowych postaci, które Alosza i jego towarzysze spotkają w piekle i wśród których będzie Bóg-robotnik, odmawiający sobie moralnego prawa przebywania w niebie. Groteskowe kreacje i poczynania bohaterów uwypukla dająca świetny efekt scenograficzny zawieszona nad sceną metalowa blacha, pełniąca już to rolę krzywego lustra dla bohaterów, a niekiedy ekranu, na którym w konwencji indeksów giełdowych wyświetlane są szeregi liczb i światła rozbłyskujące we wszechświecie.

Inscenizacyjnie wszystko jest w "Transferze" dopracowane. Od inaugurującego akcję wystrzału z rewolweru (reżyser mruga tu do widza, znającego słynną koncepcję teatralną dotyczącą broni), przez wydobywanie się demonicznego głosu z ust dziewczynki o anielsko blond włosach, po finalne (może nieco kiczowate) rozwiązanie z żyrandolem. Z ruchem scenicznym świetnie współgra muzyka. Jednak Rakowski spłaszczył dramat Rosjanina, tworząc na scenie mieszankę filmu grozy i serialu komediowego. W jego interpretacji zabrakło gorzkiej refleksji obecnej w tekście Rosjanina, a wyrażonej choćby słowami Manabozo "Jak ja nie lubię ludzi". Rakowski niepotrzebnie przeniósł akcenty dramatu. I tak z wydarzenia roku, jakim była prapremiera "Transferu" w Rosji, zrobił lekki i nie do końca przyjemny spektakl o duchach.



Joanna Rybus, Katarzyna Badowska
Gazeta Wyborcza Łódź
4 lutego 2010
Spektakle
Transfer