Trauma wyłożona pluszem

Z traumami narodowymi polski widz utożsamia się od razu, ma je w sobie odziedziczone, ukochane. Dlatego żeby dobrze zagrać traumę narodową, trzeba być Polakiem i patriotą – ogłasza ze sceny Anna Nowak, wcielająca się w postać Marii Malickiej, polskiej aktorki i – jak chcieliby niektórzy – kolaborantki.

Trauma w naturalny sposób dopełnia obraz polskiej martyrologii, nie dziwi więc, że i jej udało się zająć szczególne miejsce w świadomości narodowej. Ilość przeżytej traumy ma stanowić o wybitności jednostki, umiejętność rozkoszowania się nią z kolei świadczy o zaangażowaniu w sprawy narodowe.

Na obrzeżach oficjalnej narracji pozwala się na istnienie opowieści pozostałej części społeczeństwa, które co prawda przeżyło wojnę, ale traumą nienaznaczone lub, co gorsza, naznaczone nią w momencie niegodnym prawdziwej Polki/Polaka – na przykład podczas przymusowego świadczenia usług seksualnych. Historie o tego rodzaju przeżyciach zazwyczaj skazane są na bytowanie rozproszone i pokątne. Czasem jednak zdarzy im się zamanifestować w bardziej skrystalizowanej postaci, tak jak ma to miejsce w spektaklu Jędrzeja Piaskowskiego.

Jako że idee wypchnięte z głównego nurtu najlepiej czują się we własnym towarzystwie, wizualnie spektakl nawiązuje do estetyki gejowskiej subkultury z czasów jej najsilniejszej marginalizacji. Na tle przyprószonej brokatem krematoryjnej scenerii zainscenizowana zostaje próba opowiedzenia o doświadczeniu wojny z innego punktu widzenia niż ten oficjalnie aprobowany.

W poszukiwania nowego języka reżyser zaprzęga infantylizację jako najbardziej skuteczny środek w sytuacji, kiedy świat dorosłych tak spektakularnie zawiódł: przesłodzona opowieść obozowej prostytutki, lepka od zdrobnień i metafor, przeobraża traumę w możliwie najpiękniejszą fikcję. Jest to reakcja obronna na łamiącą niepodważalność faktów, które – niezależnie od swojej niezbędności dla poprawnego postrzegania tzw. prawdy historycznej – nie pozwalają na gojenie się ran. Kolejno przechwytując każdy z symboli nazistowskiej opresji, bohaterowie tworzą wyłożoną pluszem znośną wersję swojej przeszłości. Można się zżymać, że przecież to droga donikąd – Piaskowski przypomina jednak, że heroiczne opowieści w konwencji płaszcza i szpady są kreacją równie sztuczną, ale za to pozbawioną elementu autokrytyki.

Wytworzona na nowo przeszłość daje szansę bohaterom spektaklu na opowiedzenie o swoich przeżyciach w zindywidualizowanej formie. Wydaje się, że Polka/Polak wcale nie ma traumy narodowej oswojonej i uleżałej, ma jedynie wpojone skonwencjonalizowane, z miejsca rozpoznawalne, sposoby jej wyrażania. Poprzez umiejętne włączenie wątków przemilczanych w dominujący w świadomości zbiorowej dyskurs istnieje być może szansa na jego uzdrowienie. Jeżeli nie – spore ilości pluszu mogą się niedługo stać towarem bardzo pożądanym.



Filip Jałowiecki
Gazeta na Interpretacje
14 listopada 2018
Teatry
TR Warszawa