Trop wiedzie donikąd

Kilka miesięcy temu Iwona Pasińska na Międzynarodowych Igrzyskach Delfickich w Jeju (Korea Południowa) oraz na Międzynarodowym Konkursie Sztuki Choreograficznej im. Sergiusza Diagilewa w Łodzi prezentowała kilkuminutowy monodram "Tropy". W poniedziałek zobaczyliśmy rozszerzoną, premierową wersję tego spektaklu, który autorka opatrzyła nowym tytułem: "Trop: Dance as Art".

Pasińska do udziału w spektaklu zaprosiła tancerzy posługujących się na co dzień różnymi technikami tańca. I - co ważne - zaprosiła artystów w swoim rodzaju wybitnych. Ale samo zaproszenie to zaledwie pierwszy krok. Jeśli "Trop: Dance as Art" jest procesem, to za kolejnych kilka miesięcy możemy spodziewać się czegoś na kształt spektaklu. Może wtedy zobaczymy też ów mityczny agon, o którym piszą w swoim manifeście twórcy. 

Niewątpliwą siłą "Trop: Dance as Art" jest muzyka Pawła Szymańskiego. Wyobrażam sobie, jak może inspirować, jakie budzić emocje, uruchamiać skojarzenia, wreszcie - nawet prowokować wykonawców, bo sam poczułem się niespokojnie na widowni. Tymczasem na scenie oglądamy trzy pary, które nie wiem, czy markują, czy poszukują - każdy w swojej technice - odpowiedniego charakterystycznego ruchu i gestu. Zdaje się, że w swoich poszukiwaniach artyści poszli tak daleko, iż tylko oni znają trop. Jako odbiorca nie widzę go, a jeśli nawet jest, to prowadzi donikąd. Ale może tak ma być: dla wielu bowiem droga jest ważniejsza niż cel.

Na pewno recepcji tego, co dzieje na scenie, nie służy klasyczny podział na scenę i widownię, zwłaszcza biorąc pod uwagę odległości w Teatrze Wielkim w Poznaniu.



Stefan Drajewski
Polska Głos Wielkopolski
22 kwietnia 2010
Spektakle
Trop: dance as art