Trylogia totalna

Czwarty dzień Kaliskich Spotkań Teatralnych wypełniła "Trylogia" Jana Klaty, którą pokazał Narodowy Stary Teatr w Krakowie. I to wypełniła dosłownie.

W tym czterogodzinnym spektaklu Klata chciał zmieścić i drwinę z sienkiewiczowskiej epopei, której postaci i motywy zmieniły się w popkulturowe archetypy i toposy, i szyderstwo z religijnego zadęcia, i karykaturę narodowej martyrologii.

Jesteśmy w świątyni, a z góry na scenę spogląda Matka Boska Częstochowska. Nad nią wielki zegar, którego wskazówki będą niekiedy wirować, sugerując, że - choć to co prawda "Trylogia" - wiele się nie zmieniło. Bohaterowie budzą się w szpitalnych łóżkach, a wrażenie, że jesteśmy w domu wariatów, nie ustępuje aż do końca.

Helena trzepocze rzęsami, na głowie ma trwałą a la Ewa Minge, a gniew Bohuna łagodzi intonując „Dumkę na dwa serca”. Michał Wołodyjowski (Andrzej Kozak) wygląda jakby do teatru przyszedł prosto spod budki z piwem, Radziwiłłowi towarzyszy eskorta Murzynów z efektownym afro na głowach, a kolejne sceny przetykają psychodeliczne szarże (zamiast konia aktorzy dosiadają łóżek), utrzymane w stylistyce wideoklipu.

Wszystko to byłby pewnie nie do zniesienia, gdyby nie pierwszorzędna gra całego zespołu - z Krzysztofem Globiszem (najpierw Chmielnicki, później Kmicic) i Juliuszem Chrząstowskim (Zagłoba) na czele. Wiemy z czego się śmiejemy i to jest rzeczywiście śmieszne, ale po dwóch godzinach chce się już powiedzieć tylko: "kończ waść". A to dopiero połowa. Na zmęczenie nakłada się jeszcze nieprzyjemne otumanienie, wzmocnione duszącą wonią kadzidła i percepcyjna blokada - tych wszystkich waszmości i kniaziówien słucha się z czasem jak łaciny.

Klata pole narodowej mitologii rozszerza - Oleńka zmienia się w sanitariuszkę wyjętą z Powstania Warszawskiego, bandażującą wszystko i wszystkich, a w scenie finałowej Azja morduje po kolei aktorów strzałem w tył głowy, jak w Katyniu. A ci teatralnie padają, by z uśmiechem na ustach wstać i znowu się podłożyć pod lufę. Azja wycofuje się w stronę Matki Boskiej, zostawiając przed sobą scenę zasłaną ciałami. I wtedy wcale nie jest już śmiesznie, ale na ten wstrząs czeka się stanowczo za długo.



Michał Gradowski
Gazeta Wyborcza Poznan
13 maja 2010
Spektakle
Trylogia