Tymoteusz Rymcimci w Teatrze Andersena

Misiów w historii bajek dla dzieci było wiele, żeby wspomnieć Paddingtona i Yogiego. Miś Tymoteusz Rymcimci był tylko jeden, ale za to jaki! Jego przygody opowie w ten weekend Teatr im. H. Ch. Andersena

Tymoteusz Rymcimci to bardzo stary miś - liczy sobie już 50 lat. Mimo to w ogóle nie ma ochoty dorosnąć. Co więcej, jego fani (a imię ich legion) byliby takim obrotem spraw bardzo zawiedzeni, bo w tym rzecz, żeby Tymoteusz pozostał sobą. W przeciwnym przypadku nie mógłby pakować się w tarapaty, wypowiadać rozbrajająco naiwnych kwestii i wzbudzać sympatii wśród małych widzów.

Co prawda, Tymoteusz nie ma jednego tatę bajkowego - Tatę Misia, ale jego rzeczywistym ojcem jest legenda teatru dla dzieci, Jan Wilkowski. Wilkowski, dramatopisarz, reżyser, inscenizator, aktor, lalkarz (a także żołnierz AK) napisał siedem opowieści o małym misiu. Ta w Teatrze Andersena opowiada o przygodach Tymoteusza i leśnych ptaków. Siódmej historii nigdy nie zrealizowano, pozostałe są "klasyką klasyki".

Tymoteusz to taki "Hamlet" polskiego teatru dla dzieci, takie "Dziady" - rzucał porównaniami reżyser widowiska Arkadiusz Klucznik na konferencji prasowej. - Ja, i wiele osób z mojego pokolenia, wychowywaliśmy się na Telewizyjnym Teatrze Lalek, którego Wilkowski był współtwórcą. Biegliśmy ze szkoły, żeby zdążyć na kolejny spektakl. "Tymoteusz i ptaki" to część tej tradycji.

"Tymoteusz i ptaki" opowiada historię jajka. Bardzo ważnego jajka, które kukułka podrzuciła Tymoteuszowi (w tej roli Mateusz Kaliński), co rodzi poważny problem: kto ma jajo wysiedzieć, i jak ustrzec je przed złą lisicą (graną przez Wiolettę Tomicę)?

Tekst krótki, problem niby błahy, ale wiemy z doświadczenia, że emocje na widowni są ogromne - mówił dyrektor i Andersena, a w związku z tym, że przedstawienie adresowane jest do najmłodszych apelował: - Mam wielką prośbę do dziennikarzy, jeśli możecie przekazać wszystkim nauczycielkom i przedszkolankom tę informację, to napiszcie proszę, żeby nie uciszały podczas przedstawienia dzieci. - My walczymy, żeby je wzbudzić, a one bardzo chcą, żeby było "kulturalnie". W związku z tym wciąż słyszymy: "cicho, cicho! i "Mariuszku, proszę siadać!". Dla nas reakcja dzieci to informacja, czy to, co robimy funkcjonuje, czy nie. Niech dzieci skaczą, krzyczą, niech nawet tańczą po stołach!



Paweł Franczak
Polska Kurier Lubelski
7 maja 2011