Udana prapremiera opery marionetkowej Haydna

Kto w niedzielę nie był w Filharmonii Wrocławskiej, niech żałuje. A kto był, bawił się świetnie razem z muzykami, śpiewakami i aktorami.

Fabuła "Pożaru" pełna jest niewybrednych jarmarcznych żartów. Wiejski spryciarz, kominiarz Jaś Serdel, swoje życie spędza - jak sam mówi - "kominem w górę i kominem w dół", w skutek czego wszystkie sukienki jego lubej Kolombiny są pobrudzone sadzą. Jasiek ma wobec Kolombiny poważne zamiary, ona jednak, doceniając niektóre zalety chłopca, marzy o bardziej nobilitującym zamęściu. Tymczasem na drodze do prostego szczęścia pary staje zarządzający hrabiowskimi dobrami ojciec Kolombiny. Jest jeszcze zadłużony, pozbawiony przez zarządcę domu szlachcic Tyczka. Tyczka i Jasiek, dwóch wesołków, zawsze coś zmalują - choćby tytułowy kataklizm. Zgodnie z wymogami teatru ludowego na scenie oprócz lalek pojawił się karzeł - służący Oskar nie wypowiada ani jednego słowa, zachowując stoicki spokój zarówno wobec uczuciowych dramatów, jak i szalejącego pożaru. 

Rubaszny romans oczarował publiczność. Świat obchodzi właśnie 200. rocznicę śmierci Josepha Haydna, więc i we Wrocławiu nie mogło zabraknąć muzyki wiedeńskiego klasyka. Dyrygent Ernst Kovacic, twórca programu Leo Festiwalu, cyklu koncertów z okazji 30-lecia orkiestry Leopoldinum, ma upodobanie w łączenia muzyki z innymi formami sztuki. I to właśnie on wpadł na pomysł, by festiwal zainaugurować nie jeszcze jednym koncertem kameralnym, ale właśnie mało znaną operą marionetkową. Haydn dał w niej pole do popisu zarówno solistom w trudnych technicznie ariach (a śpiewali Agnieszka Drożdżewska, Jerzy Butryn, Karol Kozłowski i Przemysław Borys), jak i instrumentalistom. Muzycy zadaniu przekazania słuchaczom emocji kukiełkowych bohaterów sprostali znakomicie. Marionetki prowadzone rękami aktorów wrocławskiego Teatru Lalek przekonująco udawały, że śpiewają, a dzięki nowoczesnemu przekładowi libretta humor osiemnastowiecznej opery okazał się całkiem czytelny dla współczesnego widza. Proste żarty ("Chłopaki, zabierajcie ten warzywniak, ja tu mam arię!") sąsiadują tu z jakże dramatycznie brzmiącymi w ustach marionetki, ponadczasowymi złotymi myślami ("Wszyscy mężczyźni są tacy sami!"). 

W plebejskim teatrze nie mogło zabraknąć spektakularnych efektów specjalnych. W scenie pożaru pulpity śpiewaków i orkiestry naprawdę zapłonęły - ci jednak zachowali zimną krew i dokończyli spektakl. Podobnie jak karzeł Oskar, który z płonącego domu uratował portret Lenina. 

Opera marionetkowa "Pożar" Josepha Haydna; reżyseria - Robert Skolmowski, współpraca reżyserska - Jacek Radomski, scenografia - Monika Graban, Radek Dębniak, kierownictwo muzyczne - Ernst Kovacic; premiera w Filharmonii Wrocławskiej 24 maja



Joanna Michalska
Gazeta Wyborcza Wrocław
27 maja 2009