Uderzyła mnie zawarta treść rytualnego opłakiwania zmarłych

Z reżyserem spektaklu "Matki/Błagalnice. Koncert Śmierci" Łukaszem Chotkowskim w Olsztynie, rozmawia Wiesław Kowalski

Po raz kolejny, po bydgoskiej „Hekabe”, postanowiłeś sięgnąć do Antyku, tym razem realizując w Olsztynie „Matki/Błagalnice. Koncert Śmierci” Einara Schleefa według Eurypidesa i Ajschylosa. Co Cię tym razem uwiodło, zachwyciło czy też może wywołało inny rodzaj emocji, że sięgasz do niemieckiego tekstu nawiązującego do antycznych tragików?

Schleef fascynuje mnie od dawna;  w Polsce, co dziwi, jest prawie w ogóle nieznany. Bodźcem do realizacji tego tekstu był jednak Antyk. Schleef nadał „krwistości” słowom Eurypidesa i Ajschylosa, nadał im drapieżności, organiczności, seksualnej cielesności. W tekście Schleefa uderzyła mnie zawarta w nim treść rytualnego opłakiwania zmarłych, badanie śmierci oraz neurotyczność Tezeusza, który pozwala, by nim manipulowano, by w końcu przez „śmierć” wydobyć się na powierzchnię i zacząć życie bez „gry.”

Czy rzeczywiście mit Tezeusza i jego śmierć, będąca w tym przypadku wybawieniem, daje możliwość - jak piszesz w zapowiedzi spektaklu - „do OSOBISTEJ wypowiedzi na temat konfrontacji człowieka z indywidualnymi i zbiorowymi lękami” ? I dlaczego to OSOBISTEJ jest tak ważne?

Mit Tezeusza jest fascynujący, współczesny; kiedy się w niego wczyta poraża. Mityczna Ajtra, matka Tezeusza, zostaje opuszczona przez męża. Syn chowany jest przez nią od początku na bohatera i zdobywcę, jest jej najbliższym przyjacielem, powiernikiem, mężczyzną jej życia. W wieku szesnastu lat Tezeusz wydobył spod ogromnego głazu sandały i miecz, który pozostawił mu ojciec i udaje się do niego. Po drodze stacza rozliczne walki, morduje wielu ludzi. Kiedy w końcu dociera do ojca, który związany był w tym czasie z Medeą, ona ze strachu przed miłością ojca do syna, chce go otruć. Następnie Tezeusz zakochał się w Ariadnie, zabił dla niej Minotaura. Niedługo pojawiła się Antiope, królowa amazonek. Z powodu tej miłości rozpętała się wojna. Ze związku z Antiope urodził się Hipolit. Po latach Tezeusz zabił go, gdy jego kolejna żona Fedra, oskarżyła Hipolita o gwałt. Po śmierci Hipolita Fedra wyznała Tezeuszowi, że go okłamała i popełniła samobójstwo. Następnie Tezeusz związał się z Heleną, co też miało swoje konsekwencje. W międzyczasie, kiedy był królem Aten, Ajtra - matka, ubłagała go by sprowadził ciała poległych pod Tebami, co przyniosło kolejną wojnę w życiu Tezeusza.

Tezeusz przez całe swoje życie jest „używany” i daje się „używać”, jest jak neurotyk, który non stop pogrążony jest w fałszywej aktywności, by nie skonfrontować się z samym sobą.

Nasz spektakl rozpięty jest pomiędzy dwoma zdaniami nawiązującymi do Lacana: „neurotyk zawsze powie, że wydymała go rodzina, nigdy nie chce się zmienić” i „pozbądź się podstawowej fantazji siebie i przestań udawać, że się udaje, aż się uda” .

Pokazujemy Tezeusza w momencie kiedy zmuszany jest, by udać się po ciała pod Teby. Tezeusz żyje życiem innych. Z lęku nie chce zdecydować się na swoje życie. To współczesny problem, który dotyka wielu ludzi. W końcu „umiera” i wtedy możliwa jest w nim świadoma bolesna, transformacyjna konfrontacja ze sobą. Śmierć jest dla niego wybawieniem.

Przyglądamy się w tym spektaklu śmierci na kilku poziomach, jednym z nich jest moje pożegnanie z Danutą Kubiak, matką mojej przyjaciółki Małgi Kubiak, która podarowała mi do spektaklu rejestrację z ostatniej drogi Danuty. Oswajamy śmierć.

Zawsze w Twoich przedstawieniach niezwykle istotna jest przestrzeń, która w „Hekabe” zachwycała swoją wieloznacznością, zagadkowością, była niepokojąca, magiczna i zachęcała do intrygującej gry skojarzeń. Jakiego ekwiwalentu przestrzennego poszukujesz tym razem? W „Hekabe” ciekawie wybrzmiewały odniesienia do Bliskiego Wschodu.

Scenografia do „Matek/Błagalnic” jest minimalistyczna, organiczna, tak jak organiczna jest śmierć. Plastyka scen budowana jest z zespolenia ciała aktorów ze scenografią. Chór wpisuje się w scenografię, oprócz innych funkcji ma w tym spektaklu walory plastyczne. Formuję z niego figury znaczeniowe.

Sądząc po tytule w spektaklu szalenie ważna będzie muzyka, która w Twoich przedstawieniach zresztą zawsze pełni bardzo ważną funkcję.

Moja przyjaciółka Anka Met (scenografka), z którą robiliśmy „Hekabe”, nazwała to, co robię  jako reżyser,  „koncertami śmierci”. Tak, muzyka jest bardzo ważna w moich spektaklach. Z Aśką Halszką Sokołowską, śpiewaczką i kompozytorką, z którą zrobiłem wcześniej „Hekabe”, rozpisujemy spektakle jak utwory muzyczne. Szukamy formy pomiędzy muzyką a teatrem. „Matki/Błagalnice” są pomiędzy teatrem, a koncertem muzyki współczesnej, którego podłożem jest organiczność głosu. Strasznie ciekawi mnie ta forma, którą lepimy. Aśka jest szamanką, leczy, otwiera śpiewem. W pracy z aktorami szukała różnych barw głosu i brzmień, wypływających z działań w przestrzeni, w oparciu o rytuały, archetypy, mity. Łączy elektronikę z grecką chóralnością. Istotnym etapem pracy była sesja gongowa Filipa Zawady (Pustki, Indigo Tree). Uruchomiła w nas nieświadome treści, osobiste radości, lęki, które weszły do spektaklu, zbudowała rytualną zespołowość. Aktorzy, z którymi pracuję w Olsztynie, to grupa świetnych ludzi.

Jaki znajdujesz klucz na to, by bohater antyczny mógł się stać dzisiaj bliski współczesnemu człowiekowi?

Zadaję sobie pytanie: co ze mnie jest w danym bohaterze antycznym? Zadaję to pytanie aktorom i innym współtwórcom: co w nich jest z Antyku? Wychodzimy od osobistego. Szukamy antycznych bohaterów w naszej codzienności. Każdy z nas niesie Antyk w sobie. Wszyscy jesteśmy z niego ulepieni w różnych konfiguracjach i mutacjach. Antyk jest bezkompromisowy i radykalny. Mam ochotę robić już tylko Antyk lub rzeczy, które Antykiem są nasiąknięte.

Jaką rolę w olsztyńskim spektaklu ma chór?

Jest natręctwem Tezeusza. Próbuje myśleć, wypowiadać słowa za niego. Zalewa go sobą. Tezeusz jest nim oblepiany, na własne życzenie. Jest jego kompulsywnością, która charakteryzuje neurotyka. W końcu próbuje się z niego wyzwolić.

Zupełnie inną funkcję ma chór finalny. Mamy takie założenie, że każdy z aktorów, śpiewa w nim za inny konflikt zbrojny na świecie. Jest modlitwą, kadyszem, ale także nośnikiem czegoś nieuchronnego i ciągłego. Na końcu pojawia się Ismena i Antygona, która chce wbrew zakazom pochować ciało swojego brata.

Po bydgoskiej inscenizacji „Hekabe” kilku komentatorów zarzucało ci zawężenie perspektywy, niekomunikatywność i przeładowanie formalne. Zresztą i ja byłem w chórze tych nie do końca zadowolonych z finalnego kształtu spektaklu. Czy zastanawiałeś się nad tym, by po raz kolejny sięgając po bohaterów antycznych nie narazić się na tego typu zarzuty?

Tak to prawda, nasza „Hekabe” Eurypidesa - polska prapremiera tego tekstu - przyjmowana jest od zachwytu po dezaprobatę. Budzi skrajne emocje. Zrobiłem ten spektakl z moim ukochanym macierzystym zespołem Teatru Polskiego w Bydgoszczy: Magdą Łaską, która wyrywa z siebie pieśń śmierci Polykseny, Gosią Witkowską, która dostała ze ten spektakl nagrodę Grzymały-Siedleckiego, Mateuszem Łasowskim, Arturem Krajewskim, Mirkiem Guzowskim, Piotrkiem Żurawskim. „Hekabe” gra Marta Nieradkiewicz, aktorka radykalna i totalna. Hekabe w oryginale jest starą kobietą. Nieradkiewicz w swoim młodym ciele i oczach zamyka starość.

Opinie zawsze są różne, każdy ma prawo do swojej, własnej.

Kiedy rozmawiałem z Tobą pierwszy raz 5 lat temu powiedziałeś: „Teatr fascynuje mnie jako miejsce zderzenia, gdzie wolno wszystko. Bo teatr i tak zawsze jest sztuczny, a rzeczywistość jest i tak bardziej okrutna niż teatr. Dlatego nie rozumiem oburzenia w stwierdzeniach, że teatr jest okrutny czy brutalny. Bo jaka jest w takim razie nasza rzeczywistość?”. Nadal tak uważasz, czy coś się w Twoim spojrzeniu na teatr po doświadczeniach z Jelinek, Kane, Celanem, Cavani, Eurypidesem zmieniło?

Rzeczywistość była, jest i będzie zawsze okrutniejsza niż teatr. Niewyobrażalne jest to, co człowiek jest wstanie zrobić drugiemu człowiekowi... Jelinek napisała zdanie, które wyjęte jest prosto z Antyku: „Trzeba by ludzi zaprowadzić do nich samych, do środka, żeby przerażeni sobą, uciekli od siebie, ratując się przed tym, do czego są zdolni”. Takie jest zadanie Teatru.



Wiesław Kowalski
Teatrdlawas
15 maja 2012