Ulotnie i z wdziękiem

Charakterystyczne wnętrze zabytkowej bytomskiej elektrociepłowni w czwartkowy wieczór opanował żywioł tańca. Wszystko za sprawą dwóch spektakli współtworzących 16. edycję Festiwalu Sztuki Tanecznej: "Mijania" Elizy Hołubkowskiej i "Kilku Piosenek o miłości" Iwony Olszowskiej.

„Mijanie” jest dynamicznie wytańczonym spotkaniem trojga ludzi. Dwie kobiety (Eliza Hołubowska, Maja Szymkowiak) i mężczyzna (Krzysztof Gmiter) stanowią skrzący się emocjami trójkąt, zależności równie skomplikowanych, co trudnych do wyeliminowania. Każda z postaci pozostaje elementem znaczącym zarówno względem pozostałych, jak i samej siebie- samotność jest tu najczęściej estetycznie wyeksponowanym napięciem, lękiem, porażką wynikającą z odrzucenia. 

Spotkanie momentalnie wyznacza płaszczyznę konfrontacji: pretensji, animozji i walki, lecz także zachwytu, zainteresowania oraz, odzwierciedlanej w delikatnych gestach, potrzeby bliskości. Mocno podkreślona zostaje doraźność stosunków międzyludzkich, co niekoniecznie musi być jednoznacznie pejoratywne, ulotność „teraz” nadaje wszak mijającym momentom powabu. Trudniejsze mogą okazać się skutki zależności, która spaja ludzi, ale ich nie łączy. Stąd już tylko krok do koszmaru, który opisywał Sartre zaznaczając, że przecież „piekło to inni”.  

Iwona Olszowska sięga po rezerwuar środków z krańcowo różnych stylistyk celem dookreślenia specyfiki sławetnego uczucia, za sprawą którego spore grono ludzi różnych obszarów przestrzenno- temporalnych mniej lub bardziej adekwatnie poczuło się artystami. „Kilka Piosenek o miłości” to wysypywany z małego dzbanka cukier, wytyczający tym samym przestrzeń magiczną celem odbycia rytuału. To odrzucone w trakcie trwania spektaklu elementy garderoby: kapelusz zasłaniający twarz kobiety i apaszka ciasno oplatająca jej szyję. To wreszcie zabawa konwencją przez nawiązanie do rzewnych piosenek o potędze kochania oraz do dywagacji Hamleta trawestowanych znad miniaturowego szkieletu wprawianego w cykl pociesznych podrygiwań. To lekko drwiące puszczenie oka w stronę publiki, obok gestów bezpośredniego wskazywania osób siedzących na widowni skontrastowane jest z ekstatycznym tańcem w kłębach przesłaniającego widoczność dymu- wówczas swe niepodzielne panowanie chce zamanifestować sfera sacrum. 

Gra emocji przynosi otwarte zakończenie wyrażone w sposób dobitny poprzez pytanie, a właściwie zaproszenie. Do spotkania? Do dialogu? Do miłości?



Agata Hajda
Dla Dziennika Teatralnego
13 lipca 2009