Ulubione role jeszcze przede mną

Mówi Aleksandra Kurzak, sopranistka, solistka Metropolitan Opera w Nowym Jorku i Opera Covent Garden w Londynie.

Nie pierwszy raz przyjeżdża Pani z koncertami do Krakowa... - ...wydaje mi się, że po raz drugi. Pierwszy raz śpiewałam w 2000 roku wraz z Andrzejem Hiolskim na koncercie noworocznym Capelli Cracoviensis. Wówczas dyrygował Stanisław Gałoński. Wtedy była Pani jeszcze studentką. - Byłam na IV roku Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Pani mama Jolanta Żmurko jest śpiewaczką Opery Wrocławskiej. Studiowała Pani u mamy? - Oficjalnie nie, ale trudno, by mama śpiewaczka nie udzielała córce rad. Tak naprawdę to mama była i jest moim nauczycielem i krytykiem. Po studiach we Wrocławiu trafiła Pani do Akademii Muzycznej w Hamburgu. - To było po Konkursie Moniuszkowskim, na którym dostałam stypendium Aleksandra Gudzowatego. To umożliwiło mi studiowanie. Później udało mi się dostać do Studia Operowego przy operze w Hamburgu. Zdawało tam trzysta osób, a przyjęto zaledwie sześć. - Nauka w studiu polegała na tym, że braliśmy udział w spektaklach w bardzo małych rolach. Ja miałam to szczęście, że już w pierwszym roku zastąpiłam chore koleżanki. W drugim roku otrzymałam już główną rolę. Jaką? - Rolę Gildy z opery "Rigoletto". To był mój hamburski debiut. Wcześniej, jeszcze we Wrocławiu, debiutowałam rolą Zuzanny w "Weselu Figara" Mozarta. W tej samej inscenizacji mama śpiewała partię Hrabiny. Wygląda na to, że była Pani przeznaczona muzyce. - Pewnie tak, bo pochodzę z rodziny muzycznej. Oprócz mamy śpiewaczki, mój ojciec gra na waltorni w orkiestrze operowej. Rozpoczęłam więc naukę w szkole muzycznej w wieku siedmiu lat, ale na skrzypcach. Jednak droga od skrzypiec do śpiewania jest dość daleka. Jak do tego doszło, że wybrała Pani śpiew? - Nie wiem. Pamiętam wywiad, jakiego udzieliłam z okazji mojego koncertu. Grałam wówczas na skrzypcach z orkiestrą, jako jedna z najlepszych uczennic. Odpowiadając na pytanie reporterki telewizyjnej, powiedziałam, że będą studiować i skrzypce, i śpiew, ale już kilka miesięcy później zdawałam do Akademii Muzycznej, tylko na Wydział Wokalny. Wybór był trafny, bo w śpiewie już osiągnęła Pani bardzo wiele. M.in. miała Pani szczęście występować na scenie Metropolitan Opera w Nowym Jorku, co jest marzeniem każdego śpiewaka. - To prawda, miałam szczęście, by w wieku 27 lat wystąpić w tym słynnym teatrze i spotkać się z tak olbrzymim entuzjazmem krytyków, publiczności i dyrekcji. Od tego momentu dyrekcja opery zaproponowała mi wiele kolejnych kontraktów. Czy ma Pani ulubione role, które Pani są wyjątkowo bliskie? - Tak naprawdę lubię każdą partię, którą się w danym momencie zajmuję. Bardzo cenię rolę Zuzanny w "Weselu Figara" Mozarta ze względu na świetne libretto, na to, że można się "wygrać" aktorsko. Ale te najbardziej ulubione role są jeszcze przede mną. Czyli? - Na pewno Małgorzata w "Fauście", Violetta w "Traviacie" czy tytułowa rola z "Łucji z Lammermoor". Dziś wystąpi Pani w ramach Festiwalu "Muzyka w Starym Krakowie" o godz. 19.30 w sali Filharmonii Krakowskiej. Będzie Pani towarzyszyła Capella Cracoviensis pod dyrekcją Jacka Kaspszyka. Na program tego wieczoru wybrała Pani arie operowe z dzieł Mozarta, Pucciniego, Verdiego. Dlaczego? - Wybrałam największe hity sopranowe. Poza ariami Gildy, Violetty i Musetty zaśpiewam jeszcze arię Aspasil z opery "Mitridate re di Ponto" Mozarta, mało znanej w Polsce. To ważna dla mnie opera, bo debiutowałam nią w Covent Garden. Przedstawi Pani arie w wersji koncertowej, czyli bez świateł, dekoracji, kostiumów. - Takie koncerty należą do najtrudniejszych, zwłaszcza jeżeli na estradzie jest tylko jeden solista. W duetach czy tercetach można liczyć na pomoc partnera, gest, reakcję wynikającą z akcji. A tak trzeba mieć mocne nerwy, śpiewać najtrudniejsze popisowe numery opery i umieć szybko z jednego kontekstu wejść w inny. Pani rodzice przyjdą na koncert. Otrzyma Pani od rodziców prawdziwą recenzję występu? - Jak zawsze. Nad czym Pani teraz pracuje? - Nad operą Rossiniego "Matilde di Shabran", którą przygotowuję dla Opery Królewskiej w Londynie. Pod koniec września rozpoczynamy próby. Moim partnerem będzie Juan Diego Florez.

Agnieszka Malatynska-Stankiewicz
Dziennik Polski
20 sierpnia 2008