Upiór nie straszny

Opera Śląska w Bytomiu prezentuje widzom swoje nowe dzieło przygotowane z niemałym rozmachem i zaangażowaniem. Historia człowieka, który z powodu swej fizycznej odmienności żyje w osamotnieniu w podziemiach Opery Paryskiej być może jest nam już znana. "Phantom" nie jest jednak tym samym spektaklem, co "Upiór w operze" Andrew Lloyd Webbera. Bliżej mu do operetki, co nie stanowi przeszkody dla występujących na scenie artystów, doskonale zaznajomionych przecież z tą formułą. Niesie to ze sobą sporo konsekwencji, które wpływają na końcowy efekt widowiska

Młoda dziewczyna imieniem Christine (Urszula Piwnicka) spotyka przypadkiem wpływowego i majętnego hrabię (Adam Sobierajski), który, zauroczony jej cudownym głosem, postanawia zostać jej mentorem. Wysyła ją do Opery Paryskiej, aby tam ćwiczyła śpiew. W tym samym czasie w instytucji wiele się dzieje. Zmieniają się właściciele, a dotychczasowy wieloletni dyrektor (Cezary Biesiadecki) zostaje zwolniony. Nowi zarządcy beztrosko podejmują innowacyjne decyzje nie mając pojęcia o tajemnicy, którą skrywają podziemia gmachu. Chociaż wiara w upiory już dawno została przypisana jako zabobon ludziom prostym, kolejne zdarzenia budzą świadomość bynajmniej nie wyimaginowanego zagrożenia. Morderstwo i listy z pogróżkami wymagają zaangażowania w całą sprawę policji, jednak i ona okazuje się bezsilna. Mimo to, tajemnicza postać posiada nie tylko mroczne oblicze. Staje się opiekunem i nauczycielem Christine, która co prawda została zatrudniona w Operze, ale tylko jako garderobiana. W młodej dziewczynie opiekun ukrywający swą twarz (Tomasz Urbaniak) budzić zaczyna nie tylko uczucie ciekawości. Z kolei, jak się okazuje, nawet upiór może posiadać wrażliwe serce i potrzebę miłości. Nad całym rozwojem akcji ciąży jednak świadomość tragiczności zbliżającego się zakończenia. 

Spektakl został przygotowany ze sporym rozmachem. Zastosowano ciekawe efekty specjalne, a wśród nich znalazło się miejsce nawet na słynny spadający w dramatycznej chwili żyrandol. Scena ta nie była z pewnością łatwa do zrealizowania, a wypada bardzo atrakcyjnie. Również na scenografię i kostiumy przeznaczono niemałe środki. Częste zmiany miejsc akcji, kilkukrotne inscenizowanie scen „teatru w teatrze” (a właściwie „opery w operze”) z pewnością zaimponuje widzom. Tu niestety przychodzi odstąpić nam od mocnych stron widowiska i przejść do tych, które prezentują się mniej okazale. Spektakl przygotowany został z zaplanowaną wcześniej pewną dozą humoru i dystansu do formy opery. Niefortunnie jednak zdarza się, że widzom przychodzi śmiać się w momentach raczej przez twórców niezamierzonych. Rozmowy Eryka -upiora z dyrektorem teatru, które powinny potęgować narastające napięcie, rzeczywiście ocierają się o tragizm, ale w nieco innym sensie. Całość ratuje urocza odtwórczyni głównej roli, Urszula Piwnicka oraz obdarzony znanym publiczności talentem komediowym Bogdan Desoń. Jednakże, aby cały spektakl uznać za udany, potrzeba jeszcze dużej ilości pracy nad grą pozostałych artystów. Samo solidne wykonanie piosenek nie wystarczy. 

Po najnowszym dziele Opery Śląskiej spodziewano się wiele. Próba pokazania widzom znanej historii w nowej odsłonie zawsze stanowi duże wyzwanie. Pomimo niemałej liczby potknięć i niedociągnięć spektakl jest w stanie wzbudzić u widza sympatię. Niewykluczone, że po pewnym czasie jego forma nabierze wyrazistości, a twórcy będą na bieżąco testować nowe, coraz lepsze rozwiązania. Przy na tyle korzystnej prezencji strony wizualnej spektaklu, reszta jest tylko kwestią odpowiedniej ilości pracy i dobrej woli. Czekamy zatem na dalszy rozwój dzieła.



Agnieszka Burek
Dziennik Teatralny Katowice
5 marca 2011