Urocza baśń z akrobacjami w tle

Pierwszej tanecznej produkcji Opery Bałtyckiej po rewolucji w zespole tanecznym Opery towarzyszyły wielkie oczekiwania. Nowy zespół Baletu spełnia je, przekonując, że oprócz tanecznych, tkwią w nim duże możliwości aktorskie i pantomimiczne. Doskonale wypada przede wszystkim Oleksandr Khudimov, wręcz stworzony do tytułowej roli. Szkoda tylko, że barwny, niezwykle plastyczny i działający na wyobraźnię "Pinokio" zawiera niewiele elementów tańca klasycznego.

Spektakl jest autorską propozycją Giorgio Madii, który prozę Carlo Collodiego we własnej adaptacji wystawił po raz pierwszy. "Pinokio" pomyślany został jako spektakl familijny, czytelny zarówno dla uczniów klas podstawowych, jak i gimnazjalnych i właśnie wśród dzieci i młodzieży upatrywać należy głównych adresatów przedstawienia. Chociaż włoski choreograf nazywa je komedią baletową, trudno postrzegać "Pinokia" w tych kategoriach. Z komedii bowiem "Pinokio" Opery Bałtyckiej odziedziczył głównie lekkość, energię i dziecięcą naiwność, z jaką ze światem mierzy się chłopiec z drewna oraz pojedyncze epizody (m.in. niezdarne próby nauki chodzenia czy postaci lekarek zajmujących się Pinokiem). Z baletu zaś przede wszystkim partię Wróżki, wykonaną przez jedną z liderek zespołu, Beatę Gizę.

Spośród wielu przygód drewnianego chłopca wybrano i wiernie przedstawiono te najważniejsze, choć nie obyło się bez delikatnych modyfikacji. W wersji Giorgio Madii Pinokio nie jest złośliwy wobec swojego ojca, za to - jak to dzieciak - ma słomiany zapał, szybko się nudzi, buntuje się wobec woli rodzica i z wielką naiwnością podchodzi do otaczającego go świata. Nieco złagodzono bardziej drastyczne przygody bohatera: dlatego Gadający Świerszcz nie straci życia po spotkaniu z chłopcem, zaś on sam nie traci nóg przez trzymanie ich zbyt blisko ognia i nie trafi do niewoli Dyrektora Cyrku. Mocno uproszczono również wątek odnalezienia Dżepetta w brzuchu wielkiej ryby.

Centralnym punktem scenografii Stephana Mannteuffela jest wielka przesuwana na kółkach konstrukcja, nawiązująca wyglądem do kawałka drewna, z którego wystrugany jest Pinokio oraz warsztatu jego ojca Dżepetta. Konstrukcja ta służy też m.in. za plac zabaw w Krainie Zabawy (nazwanej tu Wyspą Przyjemności), dom Wróżki pomagającej chłopcu czy teatr marionetek. Wprawdzie użyte w spektaklu multimedia (przygotowane przez Michała Lewandowskiego) nie są specjalnie nowatorskie, zwłaszcza w momentach "interakcji" z tancerzami, stanowią jednak intuicyjne uzupełnienie obrazu spektaklu.

Do muzycznej ilustracji przygód Pinokia Madia wybrał 15 filmowych utworów skomponowanych przez Nino Rotę, z głębokim, żywym, wesołym brzmieniem, często urozmaicanym wybijającym się ponad linię melodyczną dźwiękiem dzwonków, werbli czy instrumentów dętych. Choreografia przygotowana została w ten sposób, by tancerze wchodzili w dialog z muzyką, reagując na wszelkie zmiany tempa i nastroju oraz liczne muzyczne ozdobniki.

O sukcesie spektaklu przesądza Oleksandr Khudimov, dla którego rola Pinokia może być przełomowym punktem kariery. Ten solista gdańskiego Baletu nie miał dotąd szansy pokazać w Operze Bałtyckiej pełni swojego talentu. Jako Pinokio Khudimov ujmuje od pierwszych chwil na scenie, gdy jego bohater niezdarnie uczy się poruszać, a tancerz zachwyca dopracowanym, marionetkowym ruchem i świetnym przygotowaniem gimnastycznym, czego najwięcej dowodów znajdziemy nieco później, podczas zabawy na Wyspie Przyjemności. Akrobacje, jakie wykonuje tam kilkoro tancerzy na trampolinie, w połączeniu z żywiołową, urozmaiconą choreografią zabawy, obejmującą cały zespół, budzą wielkie uznanie i tworzą najbardziej efektowną scenę spektaklu. Jednak umiejętności Khudimova pomimo wysmakowanych wizualnie i tanecznie sekwencji zbiorowych często nie pozwalają oderwać od niego oczu. Pinokio jest kreacją kompletną, perfekcyjną w każdym wymiarze - od ruchu, przez mimikę, po sposób poruszania się, w którym odnajdziemy młodzieńcze zniecierpliwienie, żywiołowość czy witalność. To bohater od razu zjednujący sobie widza.

Nie oznacza to, że pozostali tancerze nie wykorzystują swoich szans. Doskonale w roli Wróżki w jedynej typowo baletowej partii wypada Beata Giza, która swojej bohaterce daje zwiewność i oniryczną wręcz lekkość podczas tańca na pointach. Zapadają w pamięć ciekawe role Kota (Sayaka Haruna-Kondracka) i Lisa (Bartosz Kondracki), z bogatą, efektowną choreografią podczas próby kradzieży pieniędzy Pinokia. Wiele wdzięku mają groteskowe lekarki (Agnieszka Wojciechowska, Min Kyung Lee i Magdalena Negowska). Sympatię budzi również poczciwy Dżepetto w wykonaniu Filipa Michalaka.

Jednak to, co zaskakuje najbardziej, to bardzo czytelna, dopracowana w najdrobniejszym szczególe gra aktorska z pogranicza pantomimy w wykonaniu całego zespołu. Każdy gest jest wyraźny i czytelny, każdy mina pełna ekspresji. Przy dużej dbałości choreografa o detale oznacza to w efekcie ciekawe, zrozumiałe w przekazie przedstawienie. I chociaż dynamika i żywiołowość scen zbiorowych maskują drobne niedociągnięcia techniczne, widać, że w tancerzach drzemią spore możliwości.

Kto jednak liczył, że ujrzy spektakl oparty na tańcu klasycznym lub neoklasyce, może wyjść z Opery ze sporym niedosytem. Kilka podskoków Roberta Tallarigo w roli Ogniojada oraz poruszanie się na pointach lekarek wraz z tańcem Wróżki właściwie wyczerpuje elementy klasyki w tym przedstawieniu. Dużo więcej tu efektownych zbiorowych układów tańca współczesnego i wspomnianej akrobatyki. Oprócz trampoliny, z którą tancerze baletu radzą sobie bardzo dobrze, zaskakuje wejście na scenę Gadającego Świerszcza.

Jednak nie wszystkie elementy teatralnej techniki pojawiają się na scenie wystarczająco sprawnie, by nie zakłócać przebiegu i tempa przedstawienia. Najbardziej kłopotliwy jest wyraźnie niedopracowany montaż i demontaż trampoliny. Naiwnie, na tle pozostałej części widowiska, wypada spotkanie i ocalenie bohaterów, zaś sam finał składa się z dodatkowego, niepotrzebnego z punktu widzenia spektaklu tria, mającego na celu chyba tylko podkreślenie klasy Oleksandra Khudimova, Beaty Gizy i Filipa Michalaka, którzy przecież potwierdzili ją w "Pinokiu" już wcześniej. Z uwagi na młodsze dzieci i natłok scenicznych wrażeń, nie zaszkodziłaby również przerwa w trakcie półtoragodzinnego przedstawienia.

Niemniej jednak sceniczna opowieść na podstawie baśni Carla Collodiego urzeka precyzyjną taneczno-muzyczną kompozycją i plastyką obrazu, umiejętnie wzmocnioną przez scenografię i kostiumy. Wizja Giorgio Madii budzi uznanie w planie ogólnym (bo jest historią z wyraźnym przesłaniem, które będzie czytelne dla młodszych i starszych widzów), natomiast potrafi zachwycać w detalach. Warto śledzić je uważnie, na przykład po to, by zorientować się, że główny bohater w trakcie kolejnych przygód stopniowo traci drewniane elementy kostiumu, aby w odpowiednim momencie w naturalny sposób upodobnić się do pozostałych chłopców.

Na typowy spektakl baletowy w Operze Bałtyckiej musimy jeszcze poczekać (być może uda się takowy wystawić w maju), ale "Pinokio" jest dowodem na to, że Balet Opery Bałtyckiej po zaledwie kilku miesiącach od rewolucji, jaką musiał przejść zakończeniu projektu "Bałtycki Teatr Tańca", stać na bardzo dużo.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
25 lutego 2017
Spektakle
Pinokio