Urocza to jest historia

Jak można opowiedzieć o miłości uniwersalnie, tak aby historię przedstawioną mogły czytać zarówno dzieci jak i dorośli? Baśń to gatunek klasyczny, odwołujący się do emocji sensu stricte, czystej i nieskalanej niuansami dnia codziennego.

W przypadku najnowszej premiery Teatru Wielkiego w Poznaniu, zespół przygotował opowieść o kochaniu, serwując na talerzu cukierki, zaraz obok przysmażonego mięsa. Historia rozpoczyna się od bajeczki o trollu – złym, baczącym na cudze szczęście potworku, który przy pomocy innych skorumpowanych; tworzy zaczarowaną taflę lustra. Lustro to podrzucają aż do Pana Boga, gdzie pęka i w milionach kawałeczków spada na ziemię. Zarówno dzieci, jak i dorośli zostają postawieni przed faktem dokonanym – jak to w legendach bywa, pojawia się grzech pierworodny, tym samym motyw winy niezawinionej – bohaterowie otrzymują stempelek do legitymacji szkolnej i nie muszą baczyć na wielowymiarowe sądy.

Tymczasem gęstwina świata przyrody.
A może drzwi do życiowych namiętności? Bajka rozpoczyna się spotkaniem młodej pary. Tutaj warto nadmienić, że w przedstawieniu brali udział zarówno dorośli tancerze i tancerki, jak i młodzi; adepci i adeptki sztuki baletu, głównie z poznańskiej szkoły baletowej. Historia rozbita jest na dwie osie czasu: wspomnienie przeszłości, czyli życie ckliwe i niewinne, dziecięcość, jak i na teraźniejszość skąpaną w motywie podróży. Co pewien czas na scenę wstępuje również babina godność – ostatnia instancja co przeżyła życie, czasami drogowskaz, czasami wiedźma, najczęściej pocieszycielka, oś czasu wieczności, kobiece uniwersalium.

Na scenie pojawia się obiekt. Obiekt interesujący, prostopadłościan, cały porośnięty krzewinami, pąkami roślin, splątany wiązkami zieleni, pnącza wydają się dychać własnym życiem. Na scenie siedzi również młoda parka, czytają razem książkę, mają się ku sobie, powoli zaczynają żyć własnym życiem. Nieuświadomionych dorosłości, pożera świat przyrody – dosłownie i w przenośni. Obiekt kolejno wchłania w siebie dwójkę bohaterów, dziewczynka miała na sobie krwiście czerwoną sukienkę, chłopiec ubrany był w odcienie szarości.

Zaczyna padać śnieg.
A do chłopca w nocy przychodzi femme fatale. Tytułowa Królowa Śniegu nawiedza go w asyście kilkunastu pląsających śnieżynek, ustępują one drogi, by chłopiec co siedzi na łóżku, jak senną marę, mógł dojrzeć obiekt przyszłych westchnień i dominę całej historii. Scena wzniosła bo nastąpiła przyjemna synestezja choreografii i muzyki. Pod nosem ktoś zachichotał o mokrym śnie, ale przecież w życiu głównego bohatera doszło do przewartościowania w stronę targanego namiętnościami dorosłego, na którego drodze stanęły dwie kobiety! Chłopca również wchłonęła gęstwina świata przyrody. Zasnuty tragicznymi wyborami dorosły Kaj zaczyna pomiatać Gerdą a tańczyć z Królową Śniegu, dochodzi nawet do aktu przemocy wobec swojej pierwszej. Kaj odchodzi.

Ukochany! Ukochany! Mój Ci on!
Gerda wie czego chce, a chce swojego i wyrusza w drogę. Po drodze zalicza kilka przystanków i baśniowych przygód. Wpierw napada ją troll (wybitna kreacja Andrzeja Płatka i jego pomocnicy Marty Wiszczuk) z bandą wagabundów na rowerkach czterokołowych. Ci o mało co nie bałamucą Gerdy, ratuje ją jednak kobieta wielowymiarowa, bo targana wątpliwościami pomocnica trolla, figura niezależna. Gerda płynie dalej, idzie, leci, spotyka całe gro mitycznych postaci, a bosej czerwonolicej wydaje się nic nie grozić, bo kieruje nią tęsknota za ukochanym! Uniesiona skrzydłami wron włamuje się do komnat pałacowych, dwa senniki przy kolumnach, a tam dwoje burżujów w łóżkach! Niestety to nie Kaj. Gerda wyrusza dalej, a tam już pada śnieg i na scenę, w asyście dwóch gołębic wstępuje mityczny stwór – rogacz (ciekawy kostium), jest też wiedźma eskimoska. Tutaj świat przyrody oddaje słuszność postawie głównej bohaterki, a nam tłumaczy, że to zadra w sercu pchnęła Kaja do zdrady, czyt. kawałek lustra umościł sobie tam miejsce. Kaj wcale nie chciał. „Pałac królowej śniegu jest już niedaleko".

Namiętność.
Kaj oddaje się tańcom z Królową Śniegu, bo w baśni jest na odwrót! Tańczą i tańczą, a tańczą wspaniale, dobrze ruchem oddają natchnienie miłosnych wzlotów, zależność jednego od drugiej, poddańczość, pewną niemożność do myślenia głową. Muzyka jest patetyczna – i dobrze! Królowa robi co chce, bo to kobieta niezależna. Do pałacu wchodzi Gerda, cała na czerwono, roztapia się lód w sercu Kaja. Wie, że zgrzeszył. Wracamy do bycia dzieckiem.
Amen.

P.S. Warto odwiedzić gmach przy Fredry 9, ponownie w grudniu, z dzieckiem lub samemu. Kosma Malesiński.



Kosma Malesiński
Dziennik Teatralny
6 listopada 2023
Portrety
Robert Bondara