Urzędnik z duszą intelektualisty

Był niezwykłej klasy intelektualistą. Bibliofil niestroniący od towarzystwa - wspominają przyjaciel. Tomasz Merta nie skończy już doktoratu. Nie wyprawi z żoną zwyczajowego przyjęcia. Nie pójdzie w piątek na koncert do Filharmonii Warszawskiej, dokąd wybierał się z przyjacielem posłem Jarosławem Sellinem. Wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego zginął w Smoleńsku. Miał 45 lat.

- Był niezwykłej klasy intelektualistą, dla mnie mentorem, postacią, która otworzyła mi nowe i fascynujące światy - wspomina Łukasz Michalski, historyk. - Nigdy, przez niemal 20 lat naszej przyjaźni, nie słyszałem, by o kimkolwiek - nawet o ludziach, z którymi się pryncypialnie nie zgadzał - mówił ostro czy źle. 

Inni wspominają jego życiowe pasje: historię i literaturę. - W domu miał jedną z największych prywatnych bibliotek, jakie widziałem w życiu. W każdym pokoju stały regały z książkami - opowiada Sellin. 

Skończył polonistykę na UW, podyplomową Szkołę Nauk Społecznych przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN oraz studium doktoranckie na Wydziale Stosowanych Nauk Społecznych UW. 

- Był moim doktorantem. Prowadził wykłady jako magister, co nie było zwykłą praktyką - opowiada prof. Marcin Król, historyk i filozof idei, redaktor naczelny opozycyjnego, liberalnego pisma "Res Publica", z którym związany był Merta. 

Pracował nad doktoratem. 

- Miał dotyczyć konserwatyzmu amerykańskiego Południa - wspomina dr Rafał Matyja, politolog, jego przyjaciel z czasów studenckich. - Opowiadał mi o analogiach między polską kulturą dworku a Południem. 

Ale pisać go nie skończył. 

- Mógł być książką jego życia, ale pochłonęła go praca w instytucjach publicznych - twierdzi Król. 

W latach 2000 - 2001 Merta pracował jako doradca ministra kultury i dziedzictwa na- rodowego Kazimierza M. Ujazdowskiego (w rządzie Jerzego Buzka). - Był współautorem pomysłu na prowadzenie polityki historycznej. Pamiętam, jak w 2000 r. współtworzył głośną akcję "Bohaterowie naszej wolności" - na ulicach miast zawisły plakaty przedstawiające m.in. akowców. Od tego zaczęła się dyskusja o nowym, atrakcyjnym przedstawianiu naszej historii i bohaterów - mówi Sellin. 

W latach 2001 - 2002 stał na czele Instytutu Dziedzictwa Narodowego. Gdy powstawał PiS, współtworzył program partii w zakresie kultury. 

Prof. Król podkreśla, że mimo wielkiego zainteresowania kwestiami politologicznymi nie miał ambicji politycznych. W 2005 r., gdy ministrem kultury w rządzie PiS został Kazimierz M. Ujazdowski, Merta był wiceministrem. Kiedy władzę przejęła PO, a na czele resortu stanął Bogdan Zdrojewski, pozostawił Mertę na stanowisku. 

- Nikt go za to nie skrytykował - przypomina politolog Paweł Skibiński, dyrektor Muzeum Jana Pawła II i Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Wilanowie. 

Matyja podkreśla, że mimo teoretycznego, profesorskiego zacięcia Merta był dobrym urzędnikiem. - To bardzo rzadkie połączenie - zwraca uwagę. 

Skibiński, który jakiś czas pracował jako jego podwładny, mówi: - Jako szef nie obrażał ludzi, nie dyscyplinował ich w żaden nadzwyczajny sposób. I mimo powierzchowności nieśmiałego intelektualisty miał niesłychany autorytet. 

Podkreśla, że gdy w pewnym momencie nie pełnił żadnej funkcji publicznej, postanowił rozwinąć swoją wiedzę historyczną. Zgłębiał tradycje ustrojowe polski nowożytnej. Nie był jednak typowym molem książkowym - chętnie udzielał się towarzysko. Dużą sławą cieszyły się przyjęcia w domu państwa Mertów, na które przychodzili ludzie z różnych pokoleń, o różnych zapatrywaniach. 

- Jego dom był prawdziwie otwarty, inteligencki - wspomina Sellin. - W niedzielę w salonie Tomka zgromadziło się wielu jego przyjaciół, by modlić się za jego duszę. Odprawiona została specjalna msza święta.



Jarosław Stróżyk, Katarzyna Borowska
Rzeczpospolita
16 kwietnia 2010
Portrety
Karbido