Uwierzyć we wróżkę

Takiej energii zamkniętej w nieco ponad godzinnym spektaklu teatralnym nie widziałam już dawno. Po zażyciu tej energetycznej piguły, moje dzieci w drodze powrotnej z teatru do domu biegały i krzyczały "Piraci!!!" na całą ulicę Sienkiewicza. A sprawił to nikt inny tylko "Piotruś Pan", a właściwie "Super Piotruś Pan" w reżyserii i według scenariusza Piotra Ziniewicza.

Kielecki spektakl opowiada historię chłopca, który nie chciał dorosnąć, a którą dla małych czytelników James Matthew Barrie napisał ponad 100 lat temu. Ziniewicz nie zdecydował się jednak na selekcję fragmentów i dialogów z książki, ale napisał Piotrusia Pana na nowo i to na dodatek regularnym trzynastozgłoskowcem, wierszem "Pana Tadeusza" Mickiewicza "Ślubów panieńskich" Fredry czy "Trenów" Kochanowskiego.

Z tradycyjną, skodyfikowaną formą słowa Ziniewicz zderzył warstwę sceniczną: pełną energii, emocji, zawrotnego tempa, zmieniającego się obrazu i znaków wziętych bezpośrednio z popkultury. Dlatego Piotruś Pan jak Superman biega w obcisłej koszulce z wielką błyszczącą literą "P" i powiewającą przy każdym ruchu peleryną. Kompan kapitana Haka Plama bez przerwy je orzeszki, nie rozstaje się z aparatem fotograficznym, którym uwiecznia dramatyczne kontakty Haka i potwornego krokodyla. Dom i rodzice Wendy są niewiarygodnie cukierkowo-niebiesko-różowi i przerysowani, jakby żywcem wyjęci z jakiejś dziecięcej reklamy.

W tej zabawie popkulturowymi motywami niewątpliwie pomogła spektaklowi scenografia, którą zaprojektowała Magdalena Gajewska. Dzięki plastycznym pomysłom mała scena Kubusia znacznie powiększyła swoje rozmiary, a dzięki pomysłom reżysera, została zgrabnie i technicznie "ograna" przez aktorów. To także oni są bohaterami tego spektaklu: w siódemkę grają aż 18 postaci, choć trzeba przyznać, że nad recytacją trzynastozgłoskowca, a zwłaszcza zaznaczeniem średniówki powinni jeszcze trochę popracować. W tym pierwszym w Kubusiu od wielu lat spektaklu w pełni aktorskim na wyróżnienie zasługuje zwłaszcza Małgorzata Oracz - plastikowa i nierzeczywista jako mama Wendy i trochę groźna, a trochę śmieszna jako przerażający kapitan Hak. Wendy Ewy Lubacz to charakterna łobuziara o gołębim sercu i delikatnej duszy. Trochę jednowymiarowo, płasko i papierowo wypadł sam Piotruś Pan grany przez Michała Olszewskiego, ale być może moje wrażenie wiąże się z dużą niechęcią do tej postaci, której nie mogę się pozbyć od czasów dzieciństwa.

Kolorowy, iskrzący się dowcipem, energią spektakl ma - zdaniem reżysera - pokazać małym widzom potęgę wyobraźni. Krokodyl jest tylko dwoma olbrzymimi łapami, a wróżka Tink tak maleńka, że jej nie widać. O tym, że jest na scenie mówią garści rzucanego przez aktorów brokatu i malutki domek z chusteczki do nosa.

Reżyser i autor scenariusza nie ocenia Piotrusia, nie sili się na moralizatorstwo, licząc na wiedzę i doświadczenie dorosłych opiekunów, którzy do teatru przyprowadzą swoje dzieci. Spektakl jest więc czystą pochwałą radości, wyobraźni, niedojrzałości i zabawy czasami niezbyt wyszukanej, czasami niebezpiecznej, a czasami takiej, o której rodzice mówią, że jest niewłaściwa. Nibylandia to kraina swobodnych myśli, wyobraźni, która powinna udzielić się dzieciom. Na premierze tak się jednak nie stało. Dzieci proszone o pomoc w przywróceniu do życia Tink niezbyt ochoczo skandowały "Wierzę we wróżki", ale być może to tylko wina specyficznej publiczności.

Ziniewicz chciał, aby dzięki "Super Piotrusiowi Panu" dzieci przekonały się, że w teatrze też może być świetnie i że ta forma sztuki nadąża za globalną dziecięcą rozrywką, znaną z animowanych filmów, programów dla dzieci, kreskówek, komiksów, gier komputerowych czy nawet reklam. Ilość pomysłów scenograficznych i reżyserskich jest godna podziwu, ale efekt chyba trochę wymknął się spod kontroli. Moja prawie 7-letnia córka od dnia premiery marzy, aby kupić jej wróżkę taką jak Tink



Agnieszka Kozłowska-Piasta
Teraz
20 kwietnia 2013
Spektakle
Super Piotruś Pan