Uwięzieni w teatrze
Przedstawienie "Gaz" w reżyserii Ewy Ignaczak i Daniela Jacewicza - wspólna premiera sopockiego Teatru Stajnia Pegaza oraz Teatru Brama z Goleniowa - przywraca wiarę w teatr, który chce i potrafi mówić niebanalnie o ważnych, współczesnych problemach.Inspiracją dla "Gazu" Szymona Wróblewskiego były dramatyczne wydarzenia w moskiewskim teatrze na Dubrowce z 23 października 2002 r., który został opanowany przez grupę czeczeńskich terrorystów. Wskutek szturmu rosyjskich służb specjalnych z użyciem gazu paraliżującego w budynku zginęło około 300 osób, w tym wszyscy terroryści.
Jednak "Gaz" w reżyserii Ewy Ignaczak i Daniela Jacewicza nie jest próbą rekonstrukcji tych zdarzeń. Twórcy spektaklu nie chcą tworzyć dramatu psychologicznego czy dokumentu, wznoszą się na wyższy stopień ogólności. Choć nie ma żadnych wątpliwości, co symbolizują przywoływane w przedstawieniu nazwy Rzym i Sparta - chodzi oczywiście o Rosję i Czeczenię.
Pierwsza wersja przedstawienia (także w reżyserii Ignaczak i Jackiewicza) powstała w 2003 r., została zagrana wtedy zaledwie parę razy. Trudno jednak oglądać "Gaz", nie myśląc o tamtym spektaklu. Nowa realizacja jest blisko dwa razy dłuższa, dojrzalsza i spokojniejsza. Pierwszy "Gaz" to było uderzenie obuchem w głowę: zagrane w szybkim tempie przedstawienie pełne gniewu i bólu, po którym długo jako widz nie mogłem dojść do siebie. Teraz twórcy patrzą na konflikt z większego dystansu. Choć sam spektakl nie stracił nic ze swojej mocy.
W "Gazie" nie ma klasycznego podziału na katów i ofiary. Bo ofiarami są tu wszyscy: i Czeczenka, która wie, że jak jej syn dorośnie, to zginie za ojczyznę, i Rosjanka, której mąż został zabity w Czeczenii. Ofiarami są niewinni zakładnicy w teatrze, ale także terroryści, którzy pojechali tam umrzeć. Autorzy przedstawienia tropią myśli i uczucia, które towarzyszą i jednym, i drugim.
"Gaz" to także gra w teatr. Gra śmiertelnie niebezpieczna. Spektakl jest opowieścią o teatrze w stolicy - mimo wszystko - europejskiego kraju, w którego spokojną działalność wdziera się wojna pozornie oddalona o tysiące kilometrów. Przedstawienia jest również przypomnieniem, że teatr to nie tylko (albo inaczej: nie zawsze) rozrywka, przyjemnie spędzone półtorej godziny, nieco snobistyczna alternatywa dla kina. Widzowie "Gazu" nie czują się komfortowo ani bezpiecznie. Nie mogą też liczyć na "dobrą rozrywkę". I to nie tylko dlatego, że aktorzy wciągają ich w grę, burzą iluzję spektaklu, obrażają. Bo chcą sprawić, by publiczność choć przez chwilę poczuła namiastkę tego, czego doświadczyli widzowie w Moskwie. Ważniejsze jednak jest tu chyba to, o czym aktorzy mówią. A mówią o sprawach, o których na co dzień nie myślimy, zajęci swoimi własnymi sprawami.
"Gaz" to przedstawienie przejmujące, zagrane niezwykle prostymi środkami, stanowiącymi wręcz kwintesencję teatralnego offu. Proste, czarne kostiumy, brak jakiejkolwiek muzyki, jedyne rekwizyty to parę taboretów. Artyści nie starają się opowiedzieć spójnej historii; spektakl budują z krótkich scenek utrzymanych w różnych konwencjach oraz pieśni. A efekt i tak jest porażający.
Mirosław Baran
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
4 marca 2009