Vanitas

Beatrix Cenci - kobieta i jej niepospolita uroda, przekleństwo. Biel zbrukana krwią. Ojciec Cenci - zgroza, sodomita i bezwstydnik. Matka Cenci - zdesperowana, lecz dumna. Fabrycy Cenci - gwałtownik i tchórz zarazem. Azo Cenci...

Strach… Zbrodnia… Szaleństwo… Obłuda… Niegodziwość… Zawiść… i… miłość utopiona w tej bezdennej otchłani, którą stale uzupełniają złe moce i sami ludzie. Ludzka natura wypełniona po brzegi ciemnością, skłonna do zła. Z niej wynikająca tragedia – diabelska farsa – przeszywający na wskroś czarci śmiech. Inicjatorzy owej farsy to uosobione siły nieczyste o obrzydliwej fizjonomii i o bezczelnym stosunku do człowieka. Pojawiają się w każdym punkcie kulminacyjnym, przy każdym zwrocie akcji. Budzą w człowieku żądze, podsycają ukryte pragnienia, dają siłę wątłym zamiarom bytującym dotąd tylko w myślach. Są dawcami pokusy snu – ułudy, obrazu zobaczonego przez niejasny pryzmat odmiennego stanu świadomości, kiedy rodzi się chęć tchnięcia życia w ten obraz. Nieodparta pokusa dla malarza… Heroldowie zgubnej weny i szaleństwa. Są momenty, kiedy nie widać „Furii” na scenie bezpośrednio, mimo to daje się odczuć ich obecność, jako siłę sprawczą. Oczekuje się, że lada moment się pojawią, ale na próżno, bo one już są w tym, co się aktualnie dzieje. Są częścią integralną, nieodłączną cząstką wszystkiego, co złe. Wiąże się z tym uczucie strachu i grozy. Lecz jakbyśmy tego nie chcieli, nie możemy im przypisać całego udziału w puli niegodziwości i występku w świecie Beatrix, niestety nie. Ludzkie niegodziwości i słabości są narzędziami do czynienia zła równie potężnymi, co matactwa samego szatana.

Na scenie można odczuć przeplatanie się dwóch światów, efemerycznego i materialnego, dzięki grze światła i cienia, obrazom wyświetlanym w tle. Całość spektaklu utrzymana jest w półmroku, przeciętym od czasu do czasu smugą światła o trafnej barwie. Momenty jasno oświetlone są jak błysk złowieszczej klingi, która rozdziera zasłonę i ukazuje grozę, wijącą się dotąd w mroku. Umysł zostaje rozdarty, wraca, to znowu oddala się od punktu widzenia przyjętego na początku. Inscenizacja niezwykle mocno oddziałuje na widza, można rzec, że jest perłą w plejadzie sztuk skutecznie i trwale intrygujących go sposobem i treścią przekazu. Na własnej skórze (a raczej duszy) dają się odczuć strach, rozpacz, beznadzieja, groza …

Spektakl utrzymuje w napięciu, lecz są sceny, które wręcz szokują, poruszają do głębi. To, co zwykły człowiek może zrozumieć – strach, ból, miłość, jest jak rzeka, w której się zanurzamy i płyniemy wraz z nurtem…Ale kiedy przychodzi śmierć w dantejskiej oprawie, wynurzamy się ze znajomej (choćby w części) toni i stajemy na brzegu niczym porażeni gromem – intensywnością, dosadnością przekazu. Łapczywie korzystamy z ekspresywnego obrazu, jakiego nigdzie indziej nie doświadczymy. Mimo ukrytych znaczeń, pozorów, niejasno określonej rzeczywistości, na wpół fantastycznej, nie można tej sztuce odmówić realizmu i powiązań z prawdziwym światem. Często bywa tak, nawet w naszym życiu, że mimo usilnych starań umysłu i ciała, wszystko się stacza w otchłań beznadziei i rozpaczy.

Nieprzypadkowe sytuacje, ich symbolika i skomplikowana rola tworzą niezwykły klimat tajemniczości, utwierdzają nas w przekonaniu, że w dużej mierze losem człowieka rządzi pozór i to, co się pod nim kryje: zwykły niepokój wierzchowca, który winien jeźdźcowi mądrość przynieść, lecz nie przyniósł, bo nawet gdybyś ślepcowi tęczę na rękę położył i tak nie pozna jej wartości. Zwykły lot gołębia lekko poruszający powietrze swymi skrzydłami. Zwykły koci lament, któremu nie trzeba było poświęcać krzty uwagi. Wszystko to rzeczy błahe, ale tak, jak mówi William Szekspir przez Banka w „Makbecie”:

                                       „ Narzędzia ciemności
                                        Często, chcąc przywieść nas do zguby, mówią
                                        Prawdę. A będąc uczciwe w drobnostkach,
                                        Zdradę gotują w sprawach najważniejszych. ”

Złożoność, zawiłość kreacji poszczególnych bohaterów pozwala na niezwykłe doznania. Notabene: postacią, która mnie osobiście najbardziej zaintrygowała, był szlachetny Padre Anzelmo. Jako jedyny potrafił dostrzec prawdziwy kształt „cieni” i z nimi walczyć, lecz była to walka skazana na klęskę. W tej rozgrywce ciemne moce od początku do końca rozdawały karty. Drugą taką postacią był Padre Negri, ale wszystko, co chciałbym o nim powiedzieć, powie jego pogrzeb… Sztuka jest niezwykłym studium ludzkiego wnętrza, ucztą dla ducha. Spektakl wiedzie nas nad rzekę Styks, po której sunie upiorna łódź Charona, aby zabrać publiczność do krainy pełnej skrajności, gdzie - tak jak ciało reaguje na ciepło i zimno -  dusza zostaje poruszona na skutek braku pociechy, która się po prostu nie pojawia. Nie ma wytchnienia od matactw diabła, widać je wszędzie i ogarniają wszystko, ani na moment „Furie” nie przerywają swej komedii, jaką urządziły sobie z życia rodziny Cenci.

„Vanitas  vanitatum  et omnia  vanitas” –  tak krótko można rzec o dążeniach bohaterów owej sztuki do szczęścia. Trudno w ogóle wspomnieć o szczęściu, pisząc o uczestnikach tej tragedii, ponieważ nie pojawia się ono nawet w krótkiej chwili, trwającej tyle, co „czwarta część mgnienia”. Po ludzkim istnieniu pozostaje tylko echo śmiechu diabła …

Spektakl, jego efekt wizualny i treść, karbuje w umyśle obraz bólu, rozpaczy, okrucieństwa i sromoty. Widz czuje grozę wiszącą w powietrzu od pierwszej do ostatniej odsłony, z każdym oddechem nabiera ona realizmu. W ostatniej scenie człowiek zamiera: nie zostało przewidziane dla widzów uczucie ulgi - brak definitywnego rozwiązania. Może nie chcemy uznać najbardziej oczywistego, prawdziwego i strasznego zakończenia. Wolimy pozostać w odrętwieniu niezrozumienia, poczucia, że tak nie może być. Bezsilne ręce klaszczą niczym w transie, przez to trudno nagrodzić wysiłek aktorów. Tę sztukę się czuje i tęskni się za nią…

Pierwsza nagroda w Konkursie na recenzję spektaklu „Beatrix Cenci”.
Łukasz Mikłusiak - uczeń klasy I, Liceum Ogólnokształcące w Zespole Szkół Ogólnokształcących w Lipnicy Wielkiej



Łukasz Mikłusiak
Materiały Teatru
10 czerwca 2010
Spektakle
Beatrix Cenci