VII ranking aktorów Wielkiego Miasta

Na Dzień Teatru o tych, którzy są najważniejsi. Bardzo subiektywne podsumowanie aktywności aktorów na scenach Pomorza.

Rosyjska ruletka, czyli kilka słów o aktorstwie teatralnym na Pomorzu

Piętno

Teatr, nie tylko na Pomorzu, pokazuje, że może, co nie znaczy, że powinien, funkcjonować bez wielu elementów. Bez siedziby, bez godnych pieniędzy, scenografii, reżyserii świateł, muzyki, scenariusza a najczęściej bez reżysera. Nie może jednak żyć bez widowni i aktorów. Na Pomorzu aktywnych jest około 200. aktorów, przygotowanie do zawodu jest różne, najczęściej jest to akademia teatralna lub studium Baduszkowej. Nie ma jakiegoś stylowego, pomorskiego czy trójmiejskiego, aktorstwa. Zresztą, ileż jest takiego aktorstwa w Polsce?

Pewnie można mówić o miejscach, które wywierają piętno. O teatrach, w których funkcjonują zespoły samonapędzających się intelektualnie i zawodowo artystów, doświadczonych wszechstronnie i wielokrotnie, mających praktyczne pojęcie o wspólnocie ducha. Dlatego możemy mówić o stylu wrocławskim (Teatr Polski), łódzkim (Teatr Jaracza), Nowego Teatru, być może stylu Teatru Narodowego. Do niedawna można było jeszcze na jednym wydechu dodać Teatr Polski w Bydgoszczy, występuje jeszcze na pewno styl Starego Teatru w Krakowie, który obecnie jest szlachetnym stopem, na który składa się historyczne doświadczenie krakowskie wzbogacone kruszcem wrocławskim (po desancie aktorskim na początku dyrektoriatu Jana Klaty). Tam są kreacje Juliuszów Chrząstowskich, Marcinów Czarników, Ew Skibińskich, Jerzych Grałków i wielu innych, tam powstają aktorskie legendy. Są także miejsca przeklęte, stygmatyzujące, z których jedno jest w Trójmieście. W takich miejscach nic nie pomoże, no chyba że zmiana totalna: dyrekcji, władz i publiczności.

A może najgorzej jest, gdy piętno odciska niewymagająca publiczność? I nie ma różnicy, czy są to zwolennicy piosenki biesiadnej, cyniczni, skupieni na sobie lanserzy, tonący w samouwielbieniu urzędnicy czy snobująca, „zaczadzona", nieprzygotowana do odbioru dzieła młodzież. Gdy o jakości aktorstwa decyduje pozbawiona autorytetów i krytyki artystycznej publiczność, aktorstwo umiera, artyści stają się komediantami.

Od zawsze piętno na aktorach odciskają reżyserzy. Za wybrańców mogą się uważać ci, którym dane było pracować z Warlikowskim, Lupą, Strzępką, Kleczewską, Klatą czy Trelińskim. Dlatego najważniejszym wydarzeniem dla sztuki aktorskiej w Trójmieście w zeszłym roku był pobyt Agaty Dudy-Gracz, która otworzyła część aktorów Teatru Muzycznego i wyruszyła z nimi w podróż w osiemdziesiąt światów dookoła dnia. Dlatego, skoro w najbliższym czasie nie grozi nam raczej pobyt ww. mistrzów, to dla podnoszenia poziomu doświadczenia aktorskiego i satysfakcji ambitnej widowni (jeszcze taka jest i warto także dla niej), dyrektorzy naszych teatrów powinni doprowadzić chociaż do warsztatów z reżyserami, którzy z różnych powodów nie będą wystawiać w naszym regionie.

Przypadek

Oprócz kilku wyjątków (wspomniana Duda-Gracz, Wojciech Kościelniak, z zastrzeżeniami, ale także: Grzegorz Wiśniewski, Janusz Wiśniewski, Anna Augustynowicz czy Remigiusz Brzyk i, trochę na wyrost, bo za szybko, Ewelina Marciniak) realizują u nas, zachowując nomenklaturę z polskiej piłki nożnej, reżyserzy drugoligowi i inni oraz wchodzący na rynek, a więc niedrodzy. Większość reżyserów idzie na łatwiznę, tworzą obsady wg stereotypów, angażując aktorów „po warunkach" i przyzwyczajeniach. Jeśli nie ma się szczęścia, można nie zaistnieć, można przegrać całą karierę tylko dlatego, że reżyser był leniwy i nie chciało mu się zaryzykować. Kariera aktora pomorskiego, w sumie małego rynku z małą ilością teatrów, to rosyjska ruletka na własne życzenie.

Oczywiście nie trzeba czekać, można zawalczyć. Wszak aktorstwo to taka dyscyplina, w której liczy się tylko złoty medal, nie ma punktowanych miejsc, nie ma miejsc czwartych czy lokat pocieszenia. Skoro nie ma luksusu wyboru roli, zagrajmy z dyrektorem, reżyserem – zaproponujmy im coś, zachęćmy albo zaszokujmy. A jak nie na miejscu, szukajmy gdzie indziej, w offie, w monodramie, we własnej produkcji, według własnego konceptu. Chyćcie koni, chyćcie broni...

Czynią tak, niestety, nieliczni. Natomiast zbyt liczni są przyspawani: do etatów, do taniej wygody, do przeciętności. Wolą mało, ale ciepło, opłacany zusik i reszta na gościnnych, które nierzadko są chałturą. Tłumaczą sobie, że kredyt, że... Wielu czeka lub przeczekuje – nie czekajcie, nie lękajcie się...

Osobnym tematem jest status społeczny aktora. Smuci, że w Polsce akweny, po których powinni pływać, już dawno opanowali piraci. Podobnie jak morza naukowców, zatoki aktywistów, cieśniny poetów – wszędzie tam zapanowała czarna flaga. Jolly Roger wciągnięty na maszt już dawno temu przez polityków karmionych przez ogłupiające, nieuczciwe media.

O rankingu

Jest subiektywny, ale oparty na solidnym oglądzie całości życia teatralnego na Pomorzu w roku 2015, który dopełni doroczne podsumowanie opublikowane za kilka dni. Kategorią najpojemniejszą jest poczekalnia – czekać można na windę w górę lub dół, czekać można na poziomie zadowalającym, który ugruntowuje klasę a ponadto zależy kto czeka i jak czeka, bo czekać, to nie zawsze znaczy to samo.
W rankingu zostali uwzględnieni aktorzy, których ujawnienia najbardziej zapadły w pamięć oceniającym. Czasami jest to jedna, nawet nieduża, ale błyskotliwa rola, innym razem nawet kilka wyjść nie stworzy sumy, która wprowadzi aktora do zestawienia. To bardzo subiektywny zapis stanu posiadania tworzony już siódmy rok z rzędu.

Oprócz 27. sylwetek o krok od znalezienia się na liście byli m.in. Katarzyna Kurdej i Andrzej Śledź („Zły"), Anna Kaszuba ("Wesołe kumoszki z Windsoru"), Anna Kociarz i Michał Kowalski ("Faraon"), Krzysztof Matuszewski („Portret damy"), Wojciech Stachura ("Siedmiu krasnoludków"). Dostrzegamy coraz większą aktywność „aktorów walczących" w offie. Z regularnie występujących już niedługo w rankingu powinno się znaleźć miejsce dla Wojciecha Jaworskiego i Piotra Srebrowskiego oraz Zofii Nather. Cieszy marsz w górę Jeremiasza Gzyla i ambitna pogoń Bartłomieja Sudaka – aktorów po „Baduszkowej", którzy nie dostali etatu w „Muzyku". Do Warszawy, pewnie już na stałe, wyjechał Marek Kaliszuk z Teatru Muzycznego w Gdyni. W zeszłym roku na zawsze pożegnaliśmy Andrzeja Redosza, aktora Teatru Miejskiego w Gdyni.

Dorota Androsz, Teatr Wybrzeże
Potwierdziła swą osobowość androszgeniczną ("Wesołe kumoszki z Windsoru"). Ponadto współtworzenie i udział w kolejnej wersji spektaklu Ofelia_remix - Teatru Amareya Theatre & Guests. Ta najbardziej poszukująca aktorka dramatyczna głównego nurtu nie ustaje w czelendżowaniu: na rok 2016 zapowiedziane jest "Czarne jezioro" w jej reżyserii.

Mirosław Baka, Teatr Wybrzeże
Mistrzowską kreację stworzył Mirosław Baka. Dawno już nie oglądałam go w tak dobrej formie warsztatowej. Zarówno praca nad głosem, jak i nad interpretacją postaci George'a przyniosły zdumiewająco świeże efekty. Widać było, jak Baka bryluje na scenie, że ma przemyślane, dopracowane ruchy, świadomie kreuje sytuacje sceniczne, wchodzi w interakcje. Z przyjemnością oglądałam dojrzałego artystę, który mądrze partnerował dokonującej przekroczenia Dorocie Kolak. ("Kto się boi Virginii Woolf"). Para Baka-Kolak to gdański odpowiednik nieśmiertelnych duetów Deneuve-Depardieu czy Hepburn (Bacall)-Bogart, ale nawet oni nie uratowali produktu wtórnej świeżości, czyli "Raju dla opornych". Jednak mistrzostwo w "Virginii" jest niepodważalne, dzięku czemu Baka u nas jako jedyny po raz siódmy, czyli nieprzerwanie od początku.

Piotr Biedroń, Teatr Wybrzeże
Nie wybronił "Przedwiośnia", w którym rola mogłaby być przełomowa, gdyby nie spektakl; odstawał wyraźnie od trojga partnerów w "Kto się boi Virginii Woolf". Piotr Biedroń jako lord Warburton jest nadto nijaki, jako Caspar Goodwood nie razi pragmatycznym bezczuciem. ("Portret damy"), nie wyróżniliśmy go nawet za "Kumoszki". Aktor, należący do ścisłej czołówki Pomorza, minionego roku, mimo aż czterech ról, do sukcesów zaliczyć nie może.

Małgorzata Brajner, Teatr Wybrzeże
Po "Portrecie damy" pisaliśmy: Popisowo zagrała Małgorzata Brajner. Jej służąca (kolejne nawiązanie, tym razem do obrazu Dziewczyna czekoladą Jean-Etienne Liotarda) posiadała wszelkie atrybuty przyziemnej dekadencji klasowej. Energiczna, klasycznie gadatliwa, prowokowała martwotę arystokracji do aktywnego czerpania przyjemności z rzeczy osobliwie miałkich, za co zresztą otrzymała gromkie uznanie. Konsekwentnie w górę.

Agata Bykowska, Teatr Wybrzeże
Po raz pierwszy w naszym odczuciu, zagrała w pełni świadomie, konsekwentnie prowadziła swoje dwie postaci kobiece (Anny Molyneux i zakonnicy), była zabawna, „upiornie" groteskowa, nadając swojej postaci również walory tragiczne i mroczne. ("Portret damy"). Oby to była przełomowa rola w karierze tej uzdolnionej także wokalnie aktorki. Debiut w rankingu.

Igor Chmielnik, Nowy Teatr
Potrafił wybronić się nawet w tak słabym spektaklu jak "Mistrz i Małgorzata" a w "Co ja panu zrobiłem, Pignon" był zdecydowanie najlepszy na scenie. Samotny reprezentant Słupska - jak długo jeszcze? Jak długo Słupska i jak długo samotny?

Paweł Czajka, Teatr Muzyczny
Z przyjemnością wpisujemy do arkusza kalkulacyjnego w zakładce nominacje w kategorii "męska rola drugoplanowa" Pawła Czajkę (Duch Metra), który znowu (wcześniej w "Złym") skupia uwagę w niedużej, ale dopracowanej roli.("Ghost"). Do tego superenergetyczny jako frontman-kontrabasista zespołu w "Jazz Babariba" ("Zły"). Lata ciężkiej pracy przynoszą wreszcie zauważenia, czas na "główniaka", ale zdecydowanie ambitniejszego niż "Sindbad"! Debiut w rankingu.

Katarzyna Dełek, Teatr Wybrzeże
Z dużą sympatią przyglądałam się Katarzynie Dałek, trudną do rozpoznania dzięki charakteryzacji i stylizacji. Udało się jej naznaczyć postać Honey pewnego rodzaju niefrasobliwością społeczną, naiwnością przypisaną osobom słabszym psychicznie, wybieranym na ofiary. Honey była rozkoszna, słodka, żałosna, bezbronna, niekiedy pozbawiona rozumu. ("Kto się boi Virginii Woolf") Katarzyna Dałek jako Isabel Archer staje się odzwierciedleniem energetycznej młodości, a zatem też ciekawości, buntu, potrzeby akceptacji. Dałek gra przekornie, stara się często kontrować inne postaci nadmierną egzaltacją. Aktorka jest niezwykle przejmująca, kiedy śpiewa na samym początku spektaklu „Lament Dydony" Henry'ego Purcella („Kiedy mnie złożą w ziemi, niech moje przewinienia nie trapią twojego serca. Pamiętaj mnie, ale zapomnij o moim losie"), ale także w finale, gdy biernie poddaje się przemocy Gilberta Osmonda. ("Portret damy").

Katarzyna Figura, Teatr Wybrzeże
Drużyna gdańska, wzmocniona młodymi aktorami gościnnymi, nie miała prawie słabych punktów. Właściwie tylko wyeksploatowany już chyba niestety na dobre głos Katarzyny Figury (Pani Chybcik, ochmistrzyni w domu Caiusa) osłabiał wrażenie (...) - pisaliśmy po "Wesołych kumoszkach z Windsoru". W "Tresowanych duszach" było jeszcze gorzej: Teatr Wybrzeże jest jedynym teatrem polskiego wybrzeża Bałtyku, który wykształcił zalążek star systemu. Do Wybrzeża chodzi się na aktorów: Kolakową, Bakę czy od niedawna na Figurę (ja zawsze się cieszę, gdy w obsadzie jest jeszcze kilkanaście innych nazwisk).

Katarzyna Figura według złośliwych hejterów uciekła z Warszawy, bo nikt jej już nie chciał, inni twierdzą, że przybyła do Trójmiasta z misją (zob.: Figuryzacja kultury, czyli Trójmiasto jest emejzing). Kiepski debiut w „Wyspie Marivaux", zdekonstruowana jako mit seksbomby w „Ciągu", przywołana w „Akcie równoległym" i nieprzegrana w aktorskim pojedynku stulecia Kolak-Figura w „Marii Stuart" tym razem pokazała coś absolutnie niewiarygodnego i bezprecedensowego przynajmniej w ostatnich kilkudziesięciu latach pomorskiego teatru. Rastawiecka w wykonaniu Katarzyny Figury to obrzydliwa mobberka i cyniczna biznesmenka. Nie wiadomo, czy molestuje seksualnie karierowicza Boneckiego, bo aktor nic nie wyraża, ale z pewnością w swej brudnej grze traktuje go instrumentalnie i użytkowo. Rastawiecka jest zmęczona i wyeksploatowana, wygląda, najłagodniej mówiąc, jak Lucy Zucker po miesięcznej jeździe pociągiem w jednym przedziale z Karolem Borowieckim. Zdarty głos, ostentacyjnie słaby makijaż eksponujący dodatkowo „niehigieniczność" postaci. Jeśli tak miało być, to czapki i peruki z głów – prawda sceny przemówiła z siłą salw z „Aurory". Jeśli było to niezamierzone, możemy mówić o premierowej kreacji Katarzyny Figury w kategoriach upadku.
Niestety - to ostatnie stwierdzenie jest prawdziwe. Dziś Katarzyna Figura jest przede wszystkim celebrytką, odgrzewaną przy różnych okazjach mniej lub bardziej nieudolnie. Niegdysiejsza Kasia i seksbomba, która rozpalała wyobraźnię erotyczną Polaków, nie ma nic ciekawego do powiedzenia na scenie i poza nią. Trzymamy kciuki za odrodzenie tej sympatycznej aktorki, no chyba, że Mrożek miał rację ("Jutro to dziś, tyle że jutro"). Oby nie.

Ewa Gierlińska, Teatr Muzyczny
Urzekła w roli Anieli, upadłej „Królowej Siekierek" ("Zły"), dzięki niej i przyjaciołom ze sceny można obejrzeć "Napis", bardzo nieudolnie wyreżyserowany przez Grzegorza Chrapkiewicza. Późny, ale zasłużony debiut w rankingu. Debiut w rankingu.

Renia Gosławska, Teatr Muzyczny
Zapamiętana przede wszystkim dzięki roli Panienki Świętej Benwenuty w spektaklu „Kumernis, czyli o tym jak świętej panience broda rosła" w reżyserii Agaty Dudy-Gracz. Aktorka o ogromnym potencjale pokazała po raz kolejny, że swobodnie porusza się w różnych stylistykach. Umiała wydobyć ze swojej postaci szaleństwo i pustkę, wpisując ją umiejętnie w sceniczną przypowieść aspirującą do sacrum. Trzeba zaznaczyć również, że Gosławska bardzo dobrze przygotowała wokalnie cały zespół „Kumernis...". Rola Róży w „Małym księciu. Końcówce" w reżyserii Adama Nalepy mniej udana, zbyt słabo dookreślona postać, „błądziła" pośród innych błądzących na scenie, za co obarczyć trzeba reżysera spektaklu. Dotknięcie Dudy-Gracz powinno procentować, czekamy...

Sylwia Góra Weber, Teatr Wybrzeże
Sylwia Góra-Weber jako Serena Merle akcentuje manierę postaci, ale jednocześnie świata, który ta postać reprezentuje. Ogołaca ze złudzeń na temat władzy, potrzeb i wszelkich ambicji. „Matka miała mniej niż córka, a córka będzie miała więcej niż matka. Wnuczka zaś będzie miała więcej niż one obie". Postać ta jednak traci swój psychologiczny impet, jakby zabrakło dla niej przestrzeni w koncepcji portretów u Marciniak. A przecież to właśnie Serena może być tytułową damą, przecież to ona jest odpowiedzialna za rozpad świata, który pochłania Isabel. ("Portret damy") Najbardziej wyrazistą postać kobiecą stworzyła Sylwia Góra Weber – jej maniera akurat stała się plusem na tle zbyt wielu bezbarwnych postaci, ale mam nadzieję, że nie będzie nadużywana w innych rolach. ("Faraon") W poczekalni przed... No właśnie, przed czym? Przed dużą, główną rolą, która ukaże, na co tak naprawdę stać tę aktorkę.

Grzegorz Gzyl, Teatr Wybrzeże
Trzymam kciuki za Grzegorza Gzyla (Falstaff), który nie ma dublury a zadanie przed nim, że nie w kij dmuchał - 30 występów w dwa miesiące. Znając Gzyla rozkokosi się w roli, ale już po premierze możemy mówić o kreacji. W wielu znanych interpretacjach Falstaff to mocno już przechodzony pieczeniarz, przywołany w „Henryku V" budzi nawet współczucie. Falstaff Gzyla jest najsprawniejszym fizycznie Falstaffem w historii teatru i kina a jego brzuch, nieodłączny atrybut postaci to... zobaczycie państwo sami - tak pisaliśmy po premierze "Wesołych kumoszek z Windsoru", wielkiego przeboju teatralnego, do którego walnie przyczynił się niezapomniany Klaudiusz z "H." Jana Klaty. W 2004 roku nie było jeszcze naszego rankingu, więc Grzegorz Gzyl u nas po raz pierwszy.

Edyta Janusz-Ehrlich, Teatr Miniatura
W odróżnieniu od leśnych bohaterów, dwór królewski „zaludniały" osoby dwupostaciowe, występujące jako animowane lalki planszetowe (monidła) oraz żywi aktorzy. W tym gronie wyróżniała się Edyta Janusz-Ehrlich, grająca Paola, zausznika Królowej, a zarazem jej stylistę i doradcę do spraw wizerunku. Aktorkaokazała się być po włosku żywiołowa i rozśpiewana. ("Siedmiu krasnoludków") Poza tym zauważalna rola w "Polskim gównie" i... co dalej? Edyta Janusz-Ehrlich od lat robi różnicę w Teatrze Miniatura, czas na nowe wyzwania?

Dorota Kolak, Teatr Wybrzeże
Aktorka znakomicie skomponowała postać Marty, czyniąc z niej kobietę o skłonnościach do prostackich zachowań, wulgarną, bezwstydną, pozbawioną złudzeń i szans na miłość. Dominowała na scenie werbalnie, prowokując pozostałe postaci. Pozwoliła sobie na nieprzyzwoite pozy oraz nagość, czym uwiarygodniała bohaterkę, dając jej prawo do żałosnej rozpaczy. Nie zanotowałam jednak między Martą i Georgem chemii nienawiści, żądzy unicestwienia partnera w szczytowej fazie gniewu. Może aktorzy za dobrze się znają? ("Kto się boi Virginii Woolf"). Oprócz tego nieudany dla wszystkich "Raj dla opornych" i dużo ról filmowych, w których grywa coraz poważniejsze role (nadkomisarz, prokurator, dyrektorka szkoły). Zagrała także w nagrodzonym na tegorocznym już Berlinale filmie Tomasza Wasilewskiego "Zjednoczone stany miłości". Po raz szósty w rankingu i po raz pierwszy bez korony. Dlaczego? Dorota Kolak jest chyba jedyną aktorką na Pomorzu, która może sobie pozwolić na odrzucenie roli bez jakichkolwiek konsekwencji. Warto z tego przywileju korzystać...

Maciej Konopiński, Teatr Wybrzeże
Tym razem wisienka aktorska powędrowała do Macieja Konopińskiego. Jego Mariusz, zagubiony w świecie trudnych, szczególnie jak na owe czasy, uczuć, jest po prostu smakowity. Doskonale czuje komedię, każde jego ukazanie się wzbudza co najmniej uśmiech. Bawi się rolą, spojrzenia i ruchy budują postać powstałą ze skrzyżowania nieszczęśliwego kochanka i błazna.("Murzyn warszawski")

Piotr Michalski, Teatr Miejski
Zapamiętamy go przede wszystkim z roli Antonio Salieriego w „Amadeuszu" w reżyserii Jacka Bały. Kunsztownie budował swoją postać uznanego kompozytora i kapelmistrza, korzystając z szerokiej gamy środków wyrazu. Pokazał, jak drapieżna można być rywalizacja o wpływy i sławę, jak zaborcza jest miłość do samego siebie. Dzięki tej rozbudowanej roli można było delektować się konceptem scenicznym tego artysty. Zasłużony powrót do rankingu po długich, pięciu latach nieobecności.

Marcin Miodek, Teatr Wybrzeże
Na pewno rewelacją tu i teraz był potrójny Marcin Miodek (Jan, sługa Forda i Robert, sługa Forda, Piotr Tuman). Ciekawe, że mimo iż małozębny w jednej z postaci swej trójcy, to mocno ściągał uwagę płci pięknej. Do wakacyjnych podrywaczy: pomysł z uzębieniem do przemyślenia, niekoniecznie do naśladowania.("Wesołe kumoszki z Windsoru). Zdecydowanie najlepszy debiut roku nad południowym Bałtykiem. Debiut w rankingu.

Marek Sadowski, Teatr Muzyczny
Największe uznanie widzów zdobył adept Studium Wokalno-Aktorskiego Marek Sadowski jako George Pigden, grając niedostosowanego społecznie i życiowo asystenta Richarda Willeya, ministra rządowego, politycznie konserwatywnego. Sadowski „po warunkach" zagrał mającego urok „mamisynka", traktującego poważnie każdą misję, jaka została mu przydzielona, szczególnie, gdy stanowiła długoterminową rozgrywkę polityczną. Należycie wykonywał polecenia ministra do czasu, gdy był zmuszony uruchomić własną inwencję, która okazała się nie gorsza niż Willeya, kłamcy uprawiającego partykularyzm. Sadowski grał dynamicznie, co jakiś czas udawało mu się nadać postaci lekkości. Do dopracowania pozostaje również praca nad głosem, którym aktor słabo operuje dla odzwierciedlenia nastrojów, podając tekst cicho lub krzykliwie. ("Okno na parlament"). A do tego jeszcze w Teatrze Gdynia Główna Ciekawą wartość wniósł aktor Teatru Muzycznego Marek Sadowski, znajdując się z dużą swobodą w sztuce o innym, niż na co dzień, poziomie sensów. Początkowo starał się wprowadzić więcej elementów komediowych do swojej gry, jednak z czasem porzucił nawyki na rzecz przemyślanej, dopracowanej interpretacji postaci Władzia. ("Pomiędzy"). Adept w "Muzyku" oznacza czasami aktora ze sporym dorobkiem scenicznym, jak w przypadku Sadowskiego (m.in. "Chłopi" czy "Klub kawalerów"), nie dziwi więc tak dobra rola w wykonaniu tak młodego aktora.Debiut w rankingu.

Marta Smuk, Teatr Muzyczny
Królową balu jest Marta Smuk (Oda). Ta wybitna aktorka teatru muzycznego w Polsce potrafi sobie poradzić w każdej sytuacji i cieszmy się, że nie wyemigrowała w pewnym czasie do Wrocławia. Marta Smuk potrafi zrobić coś z niczego (jak choćby w „Klubie kawalerów"), a kiedy ma coś do zagrania to jak ryba. Wydawało mi się, że po szarży filmowej ciężko będzie przelicytować Whoopi Goldberg, ale ukrywająca się w Agencji Skene pod nazwiskiem Marty Smuk-Totoszko aktorka po prostu dała czadu. Jest jej sporo i każde jej ujawnienie budzi prawdziwą radość po prostu. A do tego pamiętna Dionne z pokoleniowego "Hair" ma "czarny" głos, co tworzy niezapomnianą całość.("Ghost").
Rola Ody jest skazana na nagrody: za film był Oscar dla W. Goldberg, a u nas korona, jak na królową, już nie tylko Jeziora, przystało. Po pięcioletniej przerwie brawurowy powrót do rankingu.

Bernard Szyc, Teatr Muzyczny
Bernard Szyc (Filip Merynos, właściciel spółdzielni pracy oraz cappo di tutti capi w stolicy), im starszy (bez obrazy), niczym wino, staje się „smaczniejszy", subtelniejszy, zostawiając poczucie wytrawnej szlachetności. ("Zły"). Udanie przezwycięża koszmar zaszufladkowania ("po warunkach"), daje nadzieję na nowy etap.

Marek Tynda, Teatr Wybrzeże
Marek Tynda jako Osmond powoli wchodzi w rolę, jakby rozsmakowywał się atmosferą scenicznej degradacji. Ostatecznie broni swojego bohatera jako zdemoralizowanego strażnika perwersji. ("Portret damy"). Osobną, nierubaszną jedynie kategorię komizmu, stworzył Marek Tynda (Franciszek Ford), który po raz kolejny zagrał w komedii – czyżby trwała wolta? ("Wesołe kumoszki z Windsoru") a do tego jeszcze udana rola w dyskusyjnej "Wróżce z kranu", muzycznej bajce dla dorosłych (przebój "Bez popitki"). W poczekalni przed, mamy nadzieję, tygrysim skokiem do większego, niż tylko pomorskie, uznania.

Tomasz Więcek, Teatr Muzyczny
Urodzony „łamacz" serc niewieścich i „czaruś", radzi sobie i tym razem, z lekkością wpisując się w nocną, szemraną atmosferę barów i lokali warszawskich jako stołeczny lekarz Witold Halski, poddawany codziennie efektom prawa ulicy. ("Zły") W teatrze muzycznym czuje się jak ryba, jest jedną z najlepszych egzemplifikacji wzorca aktora tego gatunku. Może warto zaryzykować i spróbować się w innej poetyce? Albo podnieść gatunek do niespotykanej kwintesencji? Poczekajmy...

Maciej Wizner, Teatr Miejski
Występuje niemal w każdym przedstawieniu Teatru Miejskiego, zarówno w spektaklach dla dzieci, jak i dla dorosłych. Rok 2015 należał do niego przede wszystkim dzięki tytułowej roli w „Amadeuszu", uznanego przez nas za jeden z najlepszych spektakli minionego roku na Pomorzu, właśnie dzięki kreacji Wiznera. Wydaje się, że pokazał pełnię swoich możliwości w tym momencie kariery. Balansował na granicy błazenady i szaleństwa, nadając swej postaci rangę genialnego twórcy, doprowadzając do bardzo ciekawej konfrontacji w relacjach z innymi i dążąc do pełnej transparentności celów oraz energii. Debiut w rankingu.

Katarzyna Wojasińska, Teatr Muzyczny
W „Kumernis..." nie zawiodła Kasia aka Katarzyna Wojasińska, ale kolejna, przerysowana rola może zamknąć ją w klatce stereotypu, z której nie każdy potrafi wyjść jak Janusz Gajos z roli Janka Kosa. ("Kumernis") Aktorka wyróżniająca się energetycznym emploi, co pozwala jej na „burzliwe" prowadzenie roli, choć niekiedy bliskie karykaturze. W „Złym" po raz kolejny obsadzona w roli charakterystycznej, Hawajki, bufetowej z baru IV kategorii – umiała nadać tej epizodycznej postaci specyficzne ciepło.

Krzysztof Wojciechowski, Teatr Muzyczny
Aktor nadal wydaje się być w szczytowym, jak dotychczas, okresie rozwoju artystycznego, jednak mocno eksploatowany w ciągu całego roku traci na oryginalności. Tytułowy Zły, czyli Henryk Nowak, nie skupia na sobie uwagi. Z jednej strony wynika to z konstrukcji komiksowej, kiedy superbohater pojawia się nagle, w sytuacji najwyższej potrzeby i ratuje z opresji zbiorowość lub pojedyncze, godne uratowania, jednostki. Z drugiej strony Nowak do końca spełnia swoją rolę „pokutnika" za przeszłe dzieje, kiedy bezceremonialnie zmasakrował niepełnosprawnego inwalidę wojennego. Mimo takiego uzasadnienia, rola Złego nie do końca staje się kontrastem dla pozostałych postaci. Wojciechowski ma wszystko, by zrobić karierę ponadlokalna, więc...

Andrzej Żak, Teatr Miniatura
Roman, grany przez Andrzeja Żaka, bo o nim tu mowa, od pierwszej sceny przechodzi stopniowo zdecydowaną przemianę, i ta właśnie postać, choć już nie sama, najsamniejsza, bo w grupie, jest naj, najjaśniejszą gwiazdą przedstawienia. Postać grana przez Żaka przyciąga uwagę jako najbardziej krasnoludkowo ubrany krasnoludek, jako ten, który pierwszy dowiedział się o niebezpieczeństwie grożącym lasowi, oraz jako ten, który ma dobre pomysły i największą odwagę. To postać zagrana wyraźnie, czytelnie, każde wypowiedziane przez nią słowo jest w pełni zrozumiałe. ("Siedmiu krasnoludków"). Aktorzy teatru dla dzieci nie mieli w zeszłym roku zbyt wielu okazji do prezentacji swych talentów, ale Andrzeja Żaka nie zauważyć nie tylko nie można, ale i zachęcić do częstszego wykorzystywania trzeba. Debiut w rankingu.

Typowali: Katarzyna Wysocka (Pomorze Kultury) i Piotr Wyszomirski (Gazeta Świętojańska online).



(-)
Gazeta Świętojańska
31 marca 2016